czwartek, kwietnia 14, 2011

(225+1). Mój, trochę cudzy Mąż

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uwielbiam, gdy wyjeżdża. Nareszcie! Mogę zajadać się uwielbianymi przeze mnie ziemniakami w mundurkach. Ubrania mogą odetchnąć i rozprostować rękawy polegując na wszystkich sprzętach do siedzenia. Zużyte talerze mogą kontemplować otaczającą je przestrzeń całymi dniami. Mogę w końcu pozbierać własne myśli, zastanowić się ciut dłużej. Po prostu, lubię pobyć trochę sama. A Heńka? Nie widzi żadnych plusów Sadowniczych delegacji.

Uwielbiam, gdy wraca. Nareszcie! Zwykle mam już dość ziemniaków w mundurkach. Panoszące się wszędzie ubrania zmuszam do zameldowania się w szafie, bo nie byłoby gdzie usiąść. Talerze pozmywane, bo nie byłoby na czym jeść. Po prostu, lubię nasze Stadne życie. A Heńka? Widzi same plusy powrotów Sadownika z delegacji.

Przewrotność natury? Potrzebuję jak powietrza i jego wyjazdów, i jego powrotów. Wyjeżdża, zawsze dobrze znany, szczęśliwie zabiera w delegację również swoje wady. Wraca, jakiś nowy, trochę „cudzy”, ciut nieznany, przywozi ze sobą wszystkie swoje zalety.

Wrócił. Pierwszy raz w życiu Heńki tak długo go nie było. Kudłata tak bardzo nie wierzyła, że gdy stałam w otwartych drzwiach czekając aż Sadownik pokona schody, Ona stała na końcu korytarza myśląc, że otwieram drzwi dostawcy pizzy. Uwierzyła dopiero, gdy zobaczyła, powąchała. Radości nie było końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz