piątek, lutego 05, 2016

1659. Lekarstwo na kontrolę

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Skończyłam czytać tę książkę w nocy. Przeżywam ją wciąż, w neofickim zachwycie pozostając.

*

Kontrolować siebie? Trzeba! Każdy głupi to wie. Kontrolować sytuację? Lubimy, lubimy. Kontrolować ludzi? Bardzo byśmy chcieli, choć w życiu się do tego tak łatwo nie przyznamy. No wiesz, żeby ona, on, one i oni robili to i owo właśnie tak, bo tak jest najlepiej, najkorzystniej, najwygodniej i nie ma zmiłuj. Predestynowane do tego w „naturalny sPiSób” są matki (nie wszystkie!), teściowe (prawie wszystkie?) i szefowie obu płci bez względu na preferencje polityczne. Nie bądźmy małostkowymi szowinistami, proszę!

Wróć, matki, teściowe i szefowie obu płci też, ale, powiedzmy to głośno, wszyscy ludzie tak mają — lubią, uwielbiają kontrolować, co się da, i basta! Bo tak ma być i koniec! To się trudno „leczy”. Relacje toto umie tak precyzyjnie i skutecznie rozwalić jak mało co. Antidotum?

Antidotum! Najważniejsze zdanie w tej książce:

Zamiast walczyć o kontrolę,
powinniśmy walczyć o wpływ.

Todd Henry, Die Empty. Życie na 100%,
przeł. Piotr Borman i Marcin Jedynak,
OSM Consult, Warszawa 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz