Dwie osoby, Duet, który bardzo cenię, jest bezpośrednim słodkim „winowajcą” tego czytania. Już nie jestem pewna, czy pierwsza z tych osób, a może druga ceni sobie twórczość tej Autorki. To właśnie istnienie tego Duetu, samo w sobie, było dla mnie rekomendacją, by zajrzeć do tej książki.
Nie ma to, jak czytać słowa mądrej, starej kobiety, która niejedno widziała, przeżyła, przemyślała i nie boi się powiedzieć. Wszystko w książce jest aktualne, choć od zapisania słów minęło kilka lat. Szkoda, że Autorka już niczego, co dzieje się na świecie, nie skomentuje. Każdy z wybranych przeze mnie cytatów mógłby być najważniejszym i jedynym, nad którym warto zadumać się na dłuższą chwilę.
Dawne, prymitywne Dobre Miejsca były kompensacyjnymi wizjami kontrolowania tego, czego nie możemy kontrolować, posiadania tego, czego nie mamy tu i teraz — uporządkowane, spokojne niebo; raj godzin; wymarzony zamek na piasku. Droga do nich była prosta, choć dramatyczna. Umierało się.
*
[…] sztuka jest głębsza niż koncepcje białych lub czarnych, kobiet lub mężczyzn, Amerykanów i nie. Istoty ludzkie niekoniecznie istnieją wewnątrz (albo pasują do) sztywnych rasowych, płciowych czy narodowych pudełek, w których często bez namysłu je umieszczamy. Błędem jest wymaganie od literatury, by wzmacniała takie konstrukcje. Literatura to dziedzina, gdzie się uwalniamy.
Potrójne hura i amen.
*
Demokracja, usilnie negując fakt nierówności, pozwala nam w zaskakującym zakresie zachowywać się, jakby nierówność nie istniała. Ale istnieje i my to wiemy. Jest więc naszym obowiązkiem dbać o to, żeby ta nierówność była jak najmniejsza, nie zgadzać się, żeby założenie nierównej wartości redukowało nasze zwykłe człowieczeństwo, choćby niewiele, choćby nawet przez nierozważne słowo.
*
To kwestia moralnie problematyczna, kiedy osobista decyzja mylona jest z osobistą opinią. Decyzja godna tej nazwy oparta jest na obserwacji, informacji o faktach, na intelektualnej i moralnej ocenie. Opinia — tak kochana przez prasę, polityków i sondaże — wcale nie musi się opierać na informacji. W najgorszym przypadku, niekontrolowana ani przez osąd, ani tradycję moralną, osobista opinia może nie odzwierciedlać niczego oprócz ignorancji, zazdrości i lęku.
*
Myślę, że feminizm istnieje i wciąż będzie istniał wszędzie tam, gdzie kobiety pracują — na swój własny sposób – ze sobą nawzajem i z mężczyznami, i gdzie tylko kobiety i mężczyźni kwestionują męskie definicje wartości, odrzucają wykluczenie płciowe, afirmują współzależność, odrzucają agresję i poszukują wolności, zawsze.
*
[…]
energia kobiecej solidarności pochodzi z chęci i potrzeby wzajemnej pomocy oraz — często — z prób uwolnienia się spod ucisku. Nieuchwytność jest istotą płynności.
Kiedy więc wzajemna współzależność kobiet postrzegana jest jako zagrożenie dla uzależnienia kobiet od mężczyzn, dla przypisanej kobietom roli rodzącej i wychowującej dzieci, służki rodziny i mężczyzn, łatwo jest stwierdzić, że coś takiego nie istnieje. Kobiety nie mają poczucia lojalności, nie rozumieją, na czym polega przyjaźń, i tak dalej. Zaprzeczenie w rękach lęku staje się skuteczną bronią. Idea kobiecej niezależności i współzależności spotyka się z szyderczą nienawiścią ze strony i mężczyzn, i kobiet, które męską dominację uznają za korzystną dla siebie. Mizoginizm w żadnym razie nie występuje wyłącznie wśród mężczyzn. Żyjąc w „męskim świecie”, wiele kobiet nie ufa sobie nawzajem i obawia się siebie o wiele bardziej niż mężczyźni.
*
[…]
I sądzę, że ten sposób myślenia, jaki w końcu przyjmujemy, myślenia, jak zmienić cele z ludzkiej dominacji i nieograniczonego wzrostu na ludzką zdolność przystosowania się i długookresowe przetrwanie, to właśnie przejście z yang do yin. Obejmuje więc zgodę na niestałość i niedoskonałość, cierpliwość dla niepewności i prowizorki, przyjaźń z wodą, ciemnością i ziemią.
*
Są ludzie, którzy potrzebują pomocy.
Są ludzie, którzy im jej odmawiają, powtarzając, że Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają, albo że biedni i bezrobotni to tylko bezużyteczne obiboki okradające opiekuńcze państwo.
Są ludzie, którzy nie przeczą istnieniu ubóstwa, ale nie chcą o nim wiedzieć, bo to straszne i co można na to poradzić?
Ale są też tacy, którzy pomagają.
*
Starość to nie stan umysłu. To sytuacja egzystencjalna. Czy rozmawiając z kimś sparaliżowanym od pasa w dół, powiedzielibyśmy: „Och, wcale nie jesteś kaleką! Jesteś tylko tak sparaliżowany, jak sam uważasz! Moja kuzynka złamała kiedyś kręgosłup, ale wzięła się w garść i teraz trenuje do maratonu!”?
[…] Strach rzadko jest rozsądny i nigdy łagodny. Zresztą, kogo właściwie pocieszają? Naprawdę chodzi im o zgreda?
Tłumaczyć mi, że moja starość nie istnieje, to tłumaczyć, że ja sama nie istnieję. Wymażesz mój wiek, to wymażesz moje życie — mnie.
*
Starość jest dla wszystkich, którzy do niej dotrą. Wojownicy starzeją się tak samo jak mięczaki. Właściwie mięczaki mają większą od wojowników szansę, by się zestarzeć. Starość jest dla zdrowych, twardych, dzielnych, chorych, słabych, tchórzliwych, niekompetentnych. Dla ludzi, którzy co rano przebiegają piętnaście kilometrów, i dla takich, którzy żyją na wózku. Dla tych, którzy krzyżówkę z londyńskiego „Timesa” rozwiązują długopisem w dziesięć minut, i takich, którzy nie bardzo pamiętają, kto jest obecnie prezydentem. Starość mniej jest kwestią sprawności i odwagi, a bardziej szczęścia, czyli długowieczności.
*
[…]
jeśli nie można poprosić obywateli, by zrezygnowali ze steku we wtorki, jak można prosić przemysł i korporacje, by zrezygnowały z ogromnych i natychmiastowych zysków, jakie przynosi im destabilizacja klimatu i niszczenie środowiska?
Wydaje się, że zrezygnowaliśmy z patrzenia na dłuższy dystans. Że postanowiliśmy nie myśleć o konsekwencjach, o przyczynach i skutkach. Może dlatego czuję się jak wygnaniec. Bo dawniej żyłam w kraju, który miał przyszłość.
*
Charles zbliżył się na odległość ciosu.
Grzechotnik i ja nie spuszczaliśmy się nawzajem z oczu. Żadne z nas się nie poruszyło.
— Nie mogę — stwierdził Charles.
— Też nie mogę — odpowiedziałam.
— Więc co robimy? — zapytał.
Grzechotnik zastanawiał się pewnie nad tym samym.
*
Nauka, błogosławieństwo, może przyjść nietypową ścieżką, sposobem, jakiego nie oczekujemy, nie pragniemy i nie rozumiemy. Możemy tylko o nim rozmyślać.
*
Siedzę na szorstkich czarnych stopniach i staram się odgadnąć sekret, jaki kryją. Nie potrafię.
Kryją go.
Ursula K. Le Guin, Nie ma czasu. Myśli o tym, co ważne,
przeł. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
Nic dziwnego, że dzieci wciąż pytają: „Daleko jeszcze?”. Bo dzieci już tam są. To tylko zabiegani rodzice nie są, muszą mieć te wielkie odległości między miejscami, muszą jechać i jechać, i jechać, żeby tam dotrzeć. Dla dziecka to nie ma sensu. Może dlatego nie widzą krajobrazu. Krajobraz to coś, co leży pomiędzy.
Trzeba lat, żeby nauczyć się żyć pomiędzy, żeby zorganizować sobie relacje między rzeczami, żeby pojąć ich sens.
*
O wiele łatwiej jest obwiniać dorosłych, niż stać się jednym z nich.
*
Jakkolwiek świadomi jesteśmy traconych z wiekiem swobody, wyczulenia i radości, nie tak przeżywamy pełny ludzki żywot, że zatrzymujemy się na którymś etapie, ale stając się wszystkim, co czeka w nas, by się stać.
*
Kiedy widzi się osobę, która przeżyła na tym świecie zaledwie dwa lata, jak szuka i znajduje w nim swoją drogę, jak jej ufność wynagradzana jest prawdą, a ona ją akceptuje — to zaiste piękny obraz. I skłonił mnie do rozmyślania przede wszystkim o tym, jak niesamowicie dużo uczymy się od dnia urodzin po dzień ostatni — poczynając od tego, gdzie są koniki, aż po narodziny gwiazd. Jakże bogaci jesteśmy w tę wiedzę i we wszystko wokół nas, czego jeszcze możemy się nauczyć. Jesteśmy krezusami.
(tamże)