Wiele już razy przejeżdżaliśmy obok tego miejsca. Myślę o nim: Skandynawski Spot, bo rządzi tam międzyludzkie zaufanie, a nie arcypolska podejrzliwość. Można tam kupić jabłka z sadu — bierze się worek, a odliczony pieniążek wrzuca do dziurki. Nie ma tam żywego człowieka.
Wczoraj, wracając z Małej Danii, postanowiliśmy zatrzymać się. Kupiliśmy dwa gatunki jabłek i worek gruszek. I już wiemy, że Skandynawski Spot to dla nas miejsce z duszą, obowiązkowe podczas wracania do ula.
Prawie, jak u mnie za oknem. Zdjęcie dosłownie sprzed chwili. Tylko szpaki nie zastanawiają się, ile zapłacić. W każdym razie czereśni już nie ma, i nawet burza za burzą w konsumpcji nie przeszkadza ;). Że też te wszystkie czereśnie mieszczą się w ich małych brzuchach ... ;)
OdpowiedzUsuńu nas też burza za burzą, a szpak? kupiony na pniu! :)))) dziękuję Ci za niego.
UsuńOj, dziękuję! - zakrzyknęła zaskoczona - że mój, upolowany spontanicznie z kuchennego okna, przebiegły i biegły w pożeraniu czereśni na pniu, szpak, został doceniony i zaistniał oficjalnie na blogu :))))
OdpowiedzUsuń