sobota, kwietnia 30, 2022

czwartek, kwietnia 28, 2022

4600. 118/365

z Nim ja. pod gołym niebem dwie przecznice od ula. nadzieja i szczęście grzały w słoń­cu kości, mrucząc w na­szym to­wa­rzystwie.

118/365

4599. Panna cotta (XXXVII)

Jabłoń:
(zaskoczyła samą siebie pod urzędem ds. kulawych,
gdy pewna pani zapytała, jak dojechać na ulicę Stawki
)
Weźmie pani tramwaj 35…

Jabłoń:
(po chwili, w szoku, gdy do niej
dotarło dosłowne tłumaczenie
*)
Słyszałeś??? Co ja powiedziałam!!!
Przecież tak się nie mówi po polsku!

Sadownik:
(popłakał się ze śmiechu)
Dałaś czadu!

___________
    * prendi il tram numero trentacinque,
poprawne tłum.: wsiadasz do tramwaju 35,
dosłowne tłum.: bierzesz tramwaj 35.

splendidamente!
[wspaniale!]

poniedziałek, kwietnia 25, 2022

4598. 115/365

popatrzyła na mnie z kudłatą troską w oczach.

wie trochę o sta­rości, ja wiem trochę o cho­ro­wa­niu — nie roz­ma­wia­my ani o jed­nym, ani o drugim. zanurzone w ta­jem­ni­cy prze­mijania wciąż mamy wiele wspólnych, dobrych chwil w cią­gu dnia.

115/365

[suplement pikselowy: 28.04.2022]

4597. Z oazy (XIV)

Długo czekałam na tę książkę, bo cena ibuka nie tylko ibukosnerze nie mieściła się w głowie, nie mieściła się również mi. Przyszedł dzień promocji, chwilowej obniżki i ibukosknera szturchnął mnie: dziś! Nie dyskutowałam.

I dobrze, że nie dyskutowałam. Nie ma bowiem z czym dyskutować. Trzeba prze­czy­tać i… nie ustawać!

Być upartym to stawiać krok za krokiem. Być upartym to zawzięcie trzymać się mającego rację bytu i pasjonującego celu. Być upartym to ca­ły­mi dniami, tygodniami i latami angażować się w wykonywanie trudnych ćwiczeń. Być upartym to upaść siedem razy i podnieść się osiem.

*

Możesz pielęgnować zainte­re­so­wania. Możesz przyswoić nawyk codzien­ne­go ćwiczenia na poziomie prze­wyższającym umiejętności; powiązać swoją pracę z ideą wykraczającą poza osobiste korzyści. I możesz uczyć się nie porzucać nadziei, kiedy wszyst­ko wydaje się stracone.

Angela Lee Duckworth, Upór. Potęga pasji i wytrwałości,
przeł. Piotr Cieślak, Wydawnicwto GALAKTYKA, Łódź 2016.
(wyróżnienie własne)

Wyzwanie pisania
to ujrzeć swoją miernotę na kartce.
Ujrzeć swoją lichotę,
a potem iść spać.

Obudzić się nazajutrz,
wziąć tę miernotę i tę lichotę na warsztat
i poprawić,
i uczynić ją nie tak mierną i nie tak lichą.

A potem znów iść spać.
A gdy przyjdzie kolejny dzień,
poprawić ją jeszcze trochę
i uczynić znośną.
A potem zasnąć kolejny raz.

I zrobić to znowu,
by stała się może przeciętna.
I raz jeszcze,
a jeśli los ci sprzyja,
to może wyjdzie dobra.

Jeśli to wszystko zrobisz,
to już sukces
.
// Ta-Nehishi Coates

(tamże)

*  *  *


Angela Lee Duckworth, Grit.
The Power of Passion and Perseverance
.

sobota, kwietnia 23, 2022

4596. Z oazy (XIII)

Zalega na stosiku wrażeń kilkanaście dni. Trudno odcedzić cytaty? A może zrobiło się zbyt trudno, by zatrzymywać tu książki? Może trzeba się już tylko cieszyć tym, że mam jeszcze siłę i ochotę, by je czytać? Więc?

Jeśli zbyt trudno, trzeba iść dalej bez wybieranych cytatów, bez książek tu, bez aka­pi­tów i strof. Czyli co, odpuszczamy i żyjemy to, co daje się jeszcze żyć?

Jeszcze nie.

Niepijący alkoholicy, nieznani osobiście, to długa lista Osób, które mnie od po­nad dwu­dzie­stu lat dużo o życiu nauczyły. Gdy więc ta książka pojawiła się w nowościach książek elektro­nicz­nych, wiadomo było, że ibukosknera nic nie będzie miał do po­­wie­dze­nia, a książka, zaraz po nabyciu, trafi na sam szczyt wirtualnego stosiku lek­tur do przeczytania od zaraz. Tak też się stało.

Test na alkoholika… nie znałam — rewelacyjny! Chciałabym zobaczyć wysoko­funk­cjo­nu­ją­cego alkoholika, który oczywiście nim nie jest, jak sobie z tym testem radzi. Proste rzeczy są piękne, bo są tak pięknie proste!

To dla mnie pierwsza książka o alkoholizmie, którą czytam jako osoba nieuleczalnie chora. Są rzeczy bardzo podobne w światach trzeźwiejących i moim. Przede wszyst­kim: dbaj i troszcz się wyłącznie o dziś. To czasem jedyny sposób, by utrzymać się na powierzchni.

Dzienna porcja alkoholu, którą zdolny jest metabolizować ludzki organizm (bez względu na płeć i masę ciała), wynosi 25 mili­gra­mów. Taka ilość alko­ho­lu etylowego znajduje się w pięćdziesiątce czystej wódki, lampce wina lub w jednym półlitrowym piwie. Każda dodatkowa porcja tego organicznego związku chemicznego jest, z punktu widzenia pracy naszego organizmu, nadużyciem. Najprostszy test na alkoholizm za­kła­da spożywanie właśnie tej dziennej dawki – ani grama wię­cej, ani mniej – dokładnie przez trzy­dzie­ści dni. Jeśli zdolna, zdolny jesteś przez miesiąc pić codziennie wy­łącz­nie tyle alkoholu i nie sięg­niesz za którymś razem po dawkę dodatkową, nie jesteś uzależ­nio­na/y. Zapra­wio­ne­mu w boju pijakowi łatwiej jest zachować trzy­dzie­ści dni cał­ko­wi­tej abstynencji, aniżeli porcjować sobie alko­hol w ta­ki właśnie sposób.

*

Jak można nie trafić z autodiagnozą, jeśli w stwierdzeniu: „alko­ho­lizm to choroba ciała, umysłu i ducha” ukryta odpowiedź na py­ta­nie „dlaczego piję”, brzmi: „z powodu wszystkiego” lub „z jakie­go­kol­wiek powodu”.

*

On sam i świat wydawali mu się tworami nierzeczywistymi i skazanymi na ciężkie, milczące współistnienie – skutek jakiegoś fatalnego nie­do­po­wie­dze­nia lub sprzeczki, których przyczyn i przebiegu ani świat, ani on nie po­tra­fi­li sobie przypomnieć.

*

Tutaj zrozumieliśmy, że musimy się leczyć, właśnie i przede wszystkim dlatego, że jesteśmy chorzy nieuleczalnie.

*

Są dwa dni w tygodniu, o które nie powinniśmy się martwić, dwa dni, które powinny być wolne od lęku i niepewności. Jednym z nich jest wczoraj, ze swo­imi błędami i kłopotami, ze swoimi bólami i cierpieniami. Wczo­raj mi­nę­ło już na zawsze i nie mamy nad tym kontroli. […]
     Drugim dniem, o który nie powinniśmy się martwić, jest jutro, z moż­li­woś­cią niepowodzeń i ciężarów, z wieloma przyrzeczeniami i słabym ich dotrzymywaniem. Dzień jutrzejszy jest również poza zasięgiem naszej kontroli. […]
     Pozostaje nam tylko jeden dzień – dzisiaj. Każdy człowiek jest zdolny staczać bitwy jednego dnia.

*

I podobnie jak trudno precyzyjnie odnaleźć moment (jeśli jest to moment), w którym staliśmy się alkoholikami, tak samo trudno – na osi toksycznego istnienia – wyznaczyć ostatnie dno, po dotknięciu którego możemy już tylko wydobywać się na powierzchnię.

*

Większość tutaj wróci, dobrze o tym wiem. Statystyka mojego ośrodka mó­wi, że rok w trzeźwości wytrzymuje tylko jedna osoba na dziesięć. Zwykle wracają po dwa, czasem trzy razy, zanim zapijaczonym łbem ude­rzą w to swoje ostatnie dno, z którego wydźwignąć się można już tylko cudem albo jakimś nadludzkim wysiłkiem. I wiesz co? Im się to dopiero wtedy udaje, kie­dy nikt nie daje im już żadnej nadziei, kiedy zostają sami i kiedy wreszcie muszą się z tym zmierzyć bez żadnej ochrony i współuzależnionego wsparcia.

*

Stabilizacja to walka i praca,
czymże bez kamienia byłby los Syzyfa?

*

Faza muru (od czterdziestu pięciu dni do czterech miesięcy) to – jak sama nazwa wskazuje – czas, który cechuje poczucie daremności podejmo­wa­nych wysiłków. Trzeźwość przedłuża się, a obiecywanych cudów jakoś brak. Ogarnia nas apatia, uderzają fale powracającego, paraliżującego stra­chu przed przyszłością, która – jeśli wyglądać ma jak to, co prze­ży­wa­my teraz – przeraża. Dopada nas poczucie bezsensu i rezygnacji. Na szczę­ście, powtarzać należy sobie, dyskomfort psychiczny jest w tej sytuacji zja­wis­kiem zrozumiałym, logicznym i naturalnym. Pokonywanie oporu, muru przeszkód wystających z każdego zakamarka codzienności jest nie­od­łącz­ną częścią procesu trzeźwienia.

*

[…]  ciekawi tego, czy kogoś ciekawimy.

*

Trzeźwy alkoholizm to wysokogórska wspinaczka. Na drogę dostaniesz czekan, raki i linę, odbędziesz szkolenie z wykorzystywania tego ekwi­pun­ku. Musisz „tylko” znaleźć siłę, by trenować codziennie, od rana do wieczora i w nocy przede wszystkim.

*

Tak, pamiętam, kiedy mówiłeś mi, że cierpliwość popłaci, ale prze­stra­szy­łam się wtedy, bo ja w stanach niepokoju miewam chwile, w których tracę panowanie i wyrywam się ze swoich objęć.

*

Pod koniec dnia sprawdzaj swoje osiągnięcia. Pamiętaj, dobrze skonstruowany plan to taki, którego nie udało ci się w stu procentach wykonać.

*

Biesiadną salę wspierają dwie kolumny wież, filary tego czasu, prawidła tej przestrzeni. Jednej na imię Przeszłość, drugiej Przyszłość, a między nimi zwi­sa wątły most linowy, a na nim chwiejna i niebezpieczna wędrówka do celu.

*

Lubieżnie ocieramy się o świat, by doświadczać go wielokrotnie i każdym zmysłem. […]  Smakujemy go i kochamy, chorujemy na niego i boimy się go, ale w końcu mamy tę jedną, absolutnie nie­pod­wa­żal­ną refleksję, że oto świat, w którym przychodzi nam „być”, na pewno jest. […] 
     Damy tu sobie radę.

*

Uczucie lęku to znak. A znak to coś, czego funkcją jest wskazywanie czegoś, co znajduje się poza znakiem. Znaczenie znaku nie może być nim samym, wówczas znak przestałby być znakiem. Lęk wskazuje wobec tego na coś, czym nie jest. Pochodzi z jakiegoś źródła, jest czegoś efektem lub sygnałem nadchodzenia czegoś, ale na pewno nie jest znakiem lęku. Aby pokonać ów lęk (znak), należy nauczyć się go oswajać (rozumieć) oraz pogodzić się z tym, że będzie on wracał, uderzając w nas raz z większą, raz z mniejszą mocą.

Jakub Zając, HALT. Zapiski z domu trzeźwienia,
Wielka Litera, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Szatan jest po to, aby stwarzać zadania.
     Bóg jest po to, aby powierzać je Człowiekowi. Czło­wiek jest po to, aby je wykonać.
     Opowieść o Szatanie, Bogu i Człowieku jest po to, by pokazać, że Bóg wierzy w Człowieka i pozwala mu sa­me­mu mierzyć się z Szatanem.
     Opowieść jest po to, by dowieść, że Człowiek potrafi z tej walki wyjść zwycięsko.
     Opowieść jest po to, by wysłuchawszy jej, powtarzać. Opowieść jest po to, by ją powtarzać.

*

Trzeźwość to wędrowanie po przedmieściach Ziemi Obiecanej.

*

Do walki z panterą swej zachłanności, wilczycą pra­gnie­nia i lwem pychy nieodzowny jest przewodnik. On zostawić cię może samego dopiero w chwili, kiedy zo­ba­czysz przed sobą niebo, a opiekę nad tobą przejmie ktoś stojący ponad nim.

*

Pomocą w poradzeniu sobie z tymi dwiema prze­szkodami (lękiem przed nieznanym i oceną in­nych) jest zaciekawienie się zachodzącą w nas przemianą.

(tamże)

piątek, kwietnia 22, 2022

4595. Odkąd? Odtąd!

Odkąd jestem rodzicem… czytam w prywatnej korespondencji i czuję, że zaczynam kołować wokół tematu, który kosztował mnie społecznie w chuj dużo, bo taki mamy w tym kraju klimat. Czytam dalej i własnym oczom nie wierzę, bo człowiek bystry i wra­żliwy do mnie skrobnął kilka słów. I… w końcu rozumiem! Ale nim zro­zu­mia­łam, nie mogłam pojąć, że można tego lub tamtego nie zauważać lub nie czuć, nim zostało się rodzicem. Jak to możliwe? Możliwe, nawet jeśli ja pojąć tego nie mogę.

Odkąd jestem rodzicem… oznacza ni mniej, ni więcej, że bez doświadczenia ro­dzi­ciel­stwa być może ktoś lub ktosia nie dostrzegliby jakiegoś zjawiska społecznego, nie dostrzegliby subtelności takich czy innych kolorów, dźwięków i uczuć.

Odkąd jestem rodzicem… Problem z tym stwierdzeniem polega na tym, że wy­po­wia­da­jące te słowa osoby w wielu wypadkach w mgnieniu oka dokonują generalizacji, że nie da się do­strzec tego czy tamtego bez bycia rodzicem, skoro w ich przypadku tak było. Dlacze­go nie przyjdzie im do głowy, że do miejsca zrozumienia, do którego dotarli, można dojść innymi ścieżkami? Że można bywać w tych miejscach, nim np. skończyło się podstawówkę? Nie znajduję odpowiedzi.

4594. Propozycja nie do odrzucenia

Pan Ciasteczko:
Będziesz moim królikiem?
(czytaj: posłuchasz mojej prezentacji?)

Jabłoń:
(znana z profesjonalnego dopie-
przania się do wszystkiego
)
Ja? Umiem być tylko świnią…

Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli fajnym śmiechem, za któ-
rym oboje bardzo już tęsknili
)

środa, kwietnia 20, 2022

4593. 110/365

nie chcieliśmy wcale wykrzyczeć tych słów. padły niczym dęby powalone piorunem, nim nastała przeraźliwie głucha cisza.

inna cisza, ta po burzy, a w niej głęboki spo­kój — je­dy­ne miejsce, w któ­rym jeszcze wyczuwam puls naszego „my”.

110/365

sobota, kwietnia 16, 2022

4592. nie wierzę ci

w wiecznym grymasie niemocy i przymusu
małomiasteczkowa mentalności
wsią podszyta, przesiąknięta przesiedleniami,
zaborami i duchem króla Ćwieczka… pieprz się!
// Sól w oku

4591. 106/365

co ma się stać z doczesnymi szczątkami za­in­te­re­so­wanych po ich śmierci? jeśli czynności legalne i możliwe do wykonania, jeśli wer­bal­nie i na serio wyrażona za życia wola, to nie ma dyskusji, gdy przyjdzie czas.

potępieni ci, którzy się sprzeciwili, nie usłu­cha­li, nie wy­ko­na­li tego ostatecznego ży­cze­nia zmarłego, amen i basta, i иди на хуй!

106/365

piątek, kwietnia 15, 2022

4590.105/365

ten dzień*, gdy postanawiasz spojrzeć na życie i to, co ono przynosi, w nowy, nieznany do tej pory sposób. właśnie ten dzień jest po­cząt­kiem nowego. tego nowego, o którym do tej pory tylko marzyłam.

105/365

__________
  * wydarzył się dwa dni temu i trwa.

czwartek, kwietnia 14, 2022

4589. 104/365

urodziłam się dla jednego mężczyzny, jednej kobiety i jednego psa — już to wiem. kocham też: w nim chłopca, w niej dziew­czyn­kę, a w psie szczeniaka. zostało mi tylko jedno: dowiedzieć się, po co jeszcze tu jestem.

104/365

środa, kwietnia 13, 2022

4588. Panna cotta (XXXVI)


[Odwagą / składa się  
z małych kroków  
czynionych bez ustanku
.]

[dostęp: 13.04.2022], źródło.

4587. Z oazy (XII)

Czytam z wypiekami na twarzy. Delektuję się tą książką, ni­czym spełnieniem naj­więk­sze­go marzenia. Czytam, za­chwy­cam się i wciąż do niej wracam. Dla mnie nie jest to pod­ręcz­nik akademicki, o czym po­infor­mo­wa­ła mnie Mama Malinki, gdy piałam z zachwytu, jak fantastyczną książ­kę odkry­łam.

Dla mnie jest to najczęś­ciej… powieść przygodowa! Czasem kryminał lub kom­pen­dium wiedzy o świecie. Popłakałam się ze śmiechu, czytając ten fragment. I? Muszę go tu mieć, by nikt nig­dy nie próbował mi wmówić, że interpunkcja jest nud­na lub głupia. Inter­punk­cja jest fascynująca! A ja wciąż mam wiele do nauczenia. Nie py­taj­cie mnie, ilu przecinków brakuje w pier­wszych dwóch tysiącach wpisów na tym blogu? Czasem mnie świerzbi, ale nie starczyłoby mi życia, by uzu­peł­nić wszystkie braki.

W podanych zdaniach należy rozwiązać problem interpunkcyjny szeregu przydawkowego. […]  Symbolem □ oznaczono miejsce wymagające podję­cia decyzji:

*

Kapitan wskazał na wąski skalny płaskowyż.
     Płaskowyż skalny nie musi być wąski – chociaż często właśnie taki jest. Zamiast się zastanawiać, czy warto postawić na stereotyp, należy prze­sta­wić wyrazy, aby się pozbyć szeregu przydawkowego: Kapitan wskazał na wąski płaskowyż skalny. Dzięki zestawieniu płaskowyż skalny, częstemu w tekstach, problem interpunkcyjny rozwiązał się sam.

*

Obok leżały pióra, sterta puchu oraz oskubane różowe ciała kilku ptaków.
      Powtórka z biologii: po oskubaniu ciała ptaków są różowe. Trzeba do­strzec tę redundancję i postawić przecinek. Inna decyzja skutkuje błędem interpunkcyjnym.

Rozgrzane falujące powietrze zniekształcało nieco obraz.
     Powtórka z fizyki: rozgrzane powietrze zawsze faluje. Przydawki ma­ją wspólną cechę znaczeniową. Trzeba między nimi postawić przecinek.

Wyglądał jak upiorny przerośnięty dzieciak bawiący się makabrycznymi zabawkami.
     Wyraźna redundancja dwóch przydawek wyrażających grozę i po­łą­czo­nych z rzeczownikiem budzącym podobne skojarzenia w tym kontekście. A jest jeszcze ciąg dalszy tego zdania… Ogrom bezdyskusyjnej re­dun­dan­cji przekłada się na wyrazisty, obligatoryjny przecinek.

Tomasz Karpowicz, Kultura języka polskiego.
Wymowa, ortografia, interpunkcja
, PWN, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

wtorek, kwietnia 12, 2022

4586. [*]  //  102/365

kochałam patrzeć, jak przy świątecznym stole rozpierdala rodzinny system. słowem, gestem, nieobecnością. zawsze z niesa­mowitym wdziękiem.

102/365

Jacek Budyń Szymkiewicz
(1974–2022)

Jacek SzymkiewiczAutor(ka) zdjęcia nie do ustalenia, źródło.

sobota, kwietnia 09, 2022

4585. 99/365  //  Panna cotta (XXXV)

puszczam listki drobniutkie,
nieśpiesznie. wyrzynają się
niczym zęby. trochę boli, ale
cieszy ogromnie.

99/365

auguri, Il Melo*!
[wszystkiego najlepszego!]

___________
  * Jabłoń po włosku jest rodzaju… męskiego! mój Animus zachwycony, że jego ślad ma odbicie w języku.

4584. Po czternastu latach…  //  Z oazy (XI)

Pierwsze papierowe wydanie tej książki w Polsce czytałam z ta­ką nabożnością, że prawie nie jest pokreślona, tylko ołówkiem, żadnego jaskrawego markera. Do dziś wygląda, jakby nikt jej nie czytał.

Zdjęłam ją z półki. Drobna czcionka, żółknący papier. Tylko wielbiciel papieru zniesie te niedogodności. Gdy okazało się, że wznowienie książki skutkuje również istnieniem wersji elektronicznej, natychmiast zrobiłam podmiankę. Sprawdziłam, to nie jest wzno­wie­nie, tylko nowe tłumaczenie. Nie zgrzytało w żadnym miejscu.

Czternaście lat temu byłam właściwą osobą, by mieć zdanie na temat tej książki. Dziś moje wrażenia są całkowicie niemiarodajne, pomyślałam, i szybciutko wy­dłu­ba­łam te fragmenty, które chcę mieć pod ręką.

Przy­zwy­cza­iłem się, że kiedy piszę, pro­wa­dzę dłu­gie towa­rzy­skie roz­mowy o pracy. W przy­padku tej książki tak nie było. Zna­jomi czę­sto pytają, co robię, a ja odpo­wia­dam, że piszę o radze­niu sobie z prze­ra­że­niem śmier­cią. Koniec roz­mowy. Z nie­licz­nymi wyjąt­kami nikt nie zadaje następ­nego pyta­nia i po chwili prze­cho­dzimy do innego tematu.

*

Od żad­nej reli­gii nie odstą­pi­łem. Jak daleko sięga moja pamięć, do żad­nej nie nale­ża­łem.

*

Nie sądźmy, że myśl o śmierci jest tak bole­sna, że nie możemy jej wytrzy­mać i nas znisz­czy, a zatem należy zaprze­czyć prze­mi­ja­niu, bo ina­czej życie okaże się bez sensu. Zaprze­cze­nie zawsze ma cenę – zawęża życie wewnętrzne, mąci nam wzrok, przy­tę­pia racjo­nalne myśle­nie.

*

[…]  ani złość, ani wyco­fa­nie nie są sku­tecz­nym spo­so­bem na unik­nię­cie końca i straty.

*

Idea falo­wa­nia, prze­ka­zy­wa­nia innym tego, co miało dla nas zna­cze­nie, zakłada ist­nie­nie więzi mię­dzy samo­świa­do­mymi isto­tami. Bez tego falo­wa­nie jest nie­moż­liwe.

*

Nikomu nie pole­cał­bym patrze­nia w słońce, ale śmierć to cał­kiem co innego. Dłu­gie, nie­ustra­szone przyj­rze­nie się śmierci – oto zale­ce­nie tej książki.

*

Lepiej niż kie­dy­kol­wiek przed­tem pojęła gra­nice tego, co może otrzy­mać od innych. Cho­ciaż rela­cje z ludźmi mogą zła­go­dzić ból, nie są w sta­nie zapo­biec naj­bo­le­śniej­szym aspek­tom ludz­kiej kon­dy­cji.

*

     – Mów dalej. Powiedz coś jesz­cze.
     – Kiedy się wsty­dzę.
     – Wiem. Ale wstyd ozna­cza, że mówimy sobie coś waż­nego.

*

Możesz mi opo­wia­dać o tym, co się dzieje w two­ich rela­cjach ze zna­jo­mymi albo z sze­fem czy z mał­żon­kiem, ale zawsze będzie w tym ogra­ni­cze­nie: nie znam ich, a ty chcąc nie chcąc prze­ka­żesz mi swoje uprze­dze­nia. Wszy­scy tak robimy.

*

     – Spró­buj się do mnie ode­zwać, James. Co mówią twoje łzy?
     – Mówią: tak długo cze­ka­łem na tę roz­mowę… na poważną roz­mowę o rze­czach, w któ­rych jest głę­bia.

*

Pamię­taj o korzy­ściach pły­ną­cych ze sta­łej świa­do­mo­ści śmierci, z przy­tu­la­nia jej cie­nia. W ten spo­sób możesz połą­czyć mrok z iskrą, którą masz w so­bie, i popra­wić jakość swo­jego życia, dopóki jesz­cze je masz. […]  Ni­gdy nie jest za późno. Ni­gdy nie jesteś za stary.

*

Wszy­scy sto­imy w obli­czu tego samego prze­ra­że­nia, rany śmier­tel­no­ści – robaka w rdze­niu egzy­sten­cji.

*

[…]  osa­mot­nie­nie ist­nieje tylko, kiedy jeste­śmy z nim w poje­dynkę, wypa­ro­wuje z chwilą, kiedy podzie­limy się nim z drugą osobą.

*

Mię­dzy tym, jakie rze­czy są, a tym, że rze­czy są, zacho­dzi zasad­ni­cza róż­nica.

Irvin Yalom, Patrząc w słońce,
przeł. Marzenna Rączkowska,
Czarna Owca, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Wewnętrzna rów­no­waga bie­rze się z wie­dzy, że zabu­rzają nas nie rze­czy, a ich inter­pretacja.

*

[j]eżeli ist­nieje droga ku Lep­szemu, zmu­sza nas ona, aby pro­sto w oczy spoj­rzeć Naj­gor­szemu.
// Tho­ma­s Har­dy (1840–1928)

*

[…]  spo­tkało mnie nie­wia­ry­god­nie szczę­ście, bo mogę tu być, żyję i pła­wię się w luk­su­sie czy­stej egzy­sten­cji!

*

Przy­szedł mi do głowy wers Dylana Tho­masa mówiący o tym, że cho­ciaż kochan­ko­wie umie­rają, trwa ich miłość.

*

[…]  gdy straci się wszystko, po­zo­staje jesz­cze przy­jem­ność zwy­kłego ist­nie­nia.

*

[…]  cenić wła­sne per­cep­cje, zamiast prze­ce­niać per­cep­cje innych.

(tamże)

piątek, kwietnia 08, 2022

4583. Przez przypadek

Czysty przypadek. Biały Kruk w radiu audycji o świeżutkiej całkiem płycie słuchał. Klik, klik, na spotify'u pod ręką oboje całą płytę mamy. Klik, klik, ciekawe, a gdy całość odsłuchana, apka zaproponowała mi nieznany mi utwór nieznanego mi kompozytora. Po pierwszych taktach pokochałam nienaganną prostotę utworu, który z ogromnym wdziękiem skrywa w sobie to, co najpiękniejsze w barokowej muzyce.

Gdyby telewizja istniała w czasach życia tego kompozytora, fragment tego utworu spokojnie zdobiłby kultowy serial, a całość długo okupowałaby radiową listę przebojów.

Johann Pachelbel, Kanon & Gigue D-dur.

4582. Jestę troll

Jabłoń:
(kilka dni temu o swoim stosunku do
statystyk lajków, szerów i tego wszystkiego,
co wielu ludziom robi sens
)
Wiesz, my z Kaan po prostu
jesteśmy niszowe.

Sadownik:
Niestety!

Jabłoń:
Niestety?

*  *  *

Wczoraj. Dyskusja w grupie czytelniczej. Ktoś nieśmiało poprosił, by podając tytuły książek, pamiętać o wielkiej literze na początku. Ktoś na to, że przecież każdy jest w gru­pie z własnej woli i może pisać, jak chce. Ktoś inny, że dysleksja, dysgrafia, dys­kalkulia i, gdzie jak gdzie, ale w tej grupie nie powinno być dyskryminacji. Co mnie podkusiło, nie wiem. Zabrałam głos:

Na prawdę orto gravia niema
dla Was znatchenia?

I? Nie zdążyłam doczytać do końca pierwszego komentarza — jak mogę drwić w tak paskudny sposób z czyjegoś syna… — w mgnieniu oka wyleciałam z grupy. Tak zo­sta­łam trollem. Pocieszam się, że niszowym i, jak dla mnie, w słusznej sprawie.

*  *  *

[…]  media społecznościowe, jakie znamy dziś, zostały zainspirowane por­ta­lem Hot or Not. Było to miejsce, gdzie po prostu głosowało się, czy da­na dziew­czy­na jest hot (atrakcyjna, niezła), czy nie. To właśnie ta stro­na internetowa podsunęła Markowi Zuckerbergowi pomysł na Facemash, który później stał się Facebookiem. „Duża część kultury mediów spo­łecz­no­ścio­wych – pisze Sales – jest w pewnym sensie ciągłą emanacją hot or not: jej osią są polubienia i odrzucenia ludzi oraz rzeczy […]”.

Karolina Lewestam, Pasterze smoków. Rodzice kontra świat,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.

środa, kwietnia 06, 2022

4581. Z oazy (X)  //  Panna cotta (XXXIV)

Jest kaganiec: jedna książka na miesiąc. A czy jest jakiś klucz? Oczywiście!

Bezwględnie za serce musi mnie chwycić kreska. Tytuł muszę rozumieć z powodu słów lub ilustracji, która tłumaczy automatem z włoskiego na moje. Części mowy i zda­nia widzieć i palcem móc wskazać potrzebuję — radość ogromną to zawsze przynosi. Futro i pióra są bardzo mile widziane. Ograniczenie wiekowe 3+ prze­strze­ga­ne jest bardzo rygorystycznie, by dać sobie szansę czytania książki, a nie słownika.

Częścią comiesięcznego rytuału jest czekanie, ale potem już tylko zachwyt i radość z nowych spotkań ze znanymi już słowami, które przedstawiły się we wcześniej czytanych książeczkach — gałązki, myszki, lis i liście — rametti, dei topolini, la volpe e foglie. A co robi ze mną stado przyimków? Wstyd się przyznać.

[…] in un buco
dentro il tronco di un
albero con Mamma Gufa.
[w dziupli / wewnątrz pnia / drzewa z Mamą Sową]

*


  Małe sówki zaczęły myśleć / (wszystkie sowy dużo myślą!).
  — Myślę, że poleciała na polowanie — powiedziała Sara.
  — By zdobyć jedzenie — dodał Bruno.
  — Chcę Mamę! — nie poddawała się Tobia.

*

tutti i gufi pensano molto!
[wszystki sowy dużo myślą!]

*

  — Może się zgubiła — powiedziała Sara.
  — Lub złapał ją wilk! — powiedział Bruno.
  — Chcę Mamę! — nie ustawała Tobia.
  Małe sówki zamknęły oczy,
  pragnęły, by Mama Sowa / wróciła już do domu.

*


[I WRÓCIŁA.]

Martin Waddell, I tre piccoli gufi, ilustr. Patrick Benson,
z j. angielskiego przeł. Maria Vago, Mondadori Libri, Milano 2018.
(wyróżnienie własne)

*

wtorek, kwietnia 05, 2022

niedziela, kwietnia 03, 2022

4579. U Białego Kruka (XCI)

Ha! I wszystko jasne! Wydało się, skąd ten śnieg!

Tradycyjnie pierwsza wiosna zaczyna się, gdy przestaje ubywać dnia. Druga, gdy Biały Kruk skończy zimowy cykl puzzli. Trzecia, gdy wrócą żurawie. W tym roku ostatnie zimowe puzzle dały Białemu Krukowi tak popalić, że żurawie wyprzedziły o wiele długości moment, gdy ostatni, a w zasadzie przedostatni puzzel trafił na swoje miejsce. Stało się to dopiero dziś, co oznacza, że ostatnie dwa białe dni to skutek utknięcia między drugą a trzecią, ostatecznie dziś rozpoczętą wiosną.

Biały Kruk odgraża się, że znajdzie puzzlowego uciekiniara. Drzewko w zachwycie, uwielbia nieskończoność, kryjącą się w miejscu braku.


fot. Biały Kruk.

sobota, kwietnia 02, 2022

4578. Z oazy (IX)

Polowałam. Upolowałam. Nie przeczytałam. Połknęłam.

Po raz pierwszy w życiu dopadła mnie żałość, że nie jestem frankofilem. Gdyby tak było, miałabym dużo więcej radości z tej opowieści o Czasie.

Majstersztyk, jeśli chodzi o pomysł opisania zdjęć i ro­dzin­nych spotkań, luźno, choć chro­no­lo­gicz­nie, roz­ło­żo­nych na osi czasu. Albo się starzeję, albo nigdy wcześ­niej nie czytałam książki, która tak bardzo intymnie, a jednocześnie mocno, dotyka Cza­su, który w pewnych prze­dzia­łach współdzielimy z Au­tor­ką, dzieląc z nią ten sam czas lub te same do­świad­cze­nia, choć nie tę samą przestrzeń.

Po lekturze zostaje się (a) z marzeniem, by doczytać su­ple­ment kreślony dłonią Autorki od miejsca, gdzie kończy się książka po dzień dzisiejszy, (b) z trudem wy­bo­ru cytatów i (c) z nagłą potrzebą odkurzenia kilku francuskich piosenek — sły­sza­nych w dzieciństwie lub takich, co pomogły w swo­im czasie nie oszaleć.

Dla niej – przeciwnie – liczy się to, by mogła uchwycić swój pobyt na ziemi w określonej epoce, czas, który przez nią przeszedł, świat, który za­re­je­stro­wa­ła, po prostu żyjąc. […]  zwyczaje, gesty, słowa i tak dalej. […]  spró­bu­je usłyszeć raz jeszcze słowa ludzi, komentarze o zdarzeniach i przed­mio­tach, masę kłę­bią­cych się dyskursów, cały ten zgiełk produkujący bez wytchnienia kolejne definicje tego, czym jesteśmy i czym powinniśmy być, co po­win­ni­śmy myśleć, w co wierzyć, czego się obawiać i na co mieć nadzieję.

*

Cisza była tłem rzeczy, a rower odmierzał prędkość życia.

*

Ta kobieta wydaje się jej równie nie­praw­do­po­dob­na, jak dwu­dzie­sto­pię­cio­let­niej dziewczynie wy­da­wa­ła się czterdziestolatka – nie mogła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek się nią stanie, a teraz już nią nie jest.

*

A patrząc na dorosłe dzieci i słuchając ich, myślało się o tym, co nas łączy, bo przecież nie krew ani geny, ale jedynie teraźniejszość tysięcy spędzonych razem dni, słów, gestów i posiłków, podróży samochodem, nie­skoń­czo­ność wspólnych doświadczeń, które – zda­wa­ło­by się – nie pozostawiły w nas świadomego śladu.

*

Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie.

*

Tej „bez przerwy innej” ze zdjęć będzie w zwier­cia­dla­nym odbiciu odpo­wia­dać „ona” ze spisywanych wspomnień.

*

Kiedy sprząta, znajduje kartkę ze zdaniem, którym Stendhal rozpoczyna Życie Henryka Brulard: „Jestem w przededniu pięćdziesiątki, byłby czas znać samego siebie”. Gdy je przepisała, miała trzydzieści siedem lat – teraz nie tylko doszlusowała do ówczesnego wieku Stendhala, ale już go dawno przekroczyła.

*

[…]  rzeczy, których się najbardziej boimy, w końcu się zdarzają.

*

Nie czuje, by różniła się od kobiet czterdziestopięcio- i pięćdziesięcioletnich, ale to złudzenie, które tamte bez złych intencji rozwiewają w trakcie roz­mo­wy, dając do zrozumienia, że nie należy do ich pokolenia i że po­strze­ga­ją ją tak, jak ona sama postrzega kobiety osiem­dzie­się­cio­let­nie – jako starą. Odwrot­nie niż w młodości, gdy miała pewność, że w ciągu jednego roku czy nawet miesiąca dokonuje się w niej prze­mia­na, a świat wokół pozostaje niezmieniony, teraz to ona czuje się nie­ru­cho­ma w galopującym świecie.

*

Pomiędzy tym, czego jeszcze nie ma, a tym, co już jest, świadomość przez krótki moment pozostaje pusta.

*

[…]  trudno było sobie uświadomić, że należy się już do kategorii dziadków, jakby ten tytuł pozostał na zawsze przypisany naszym dziadkom, jakby stanowił rodzaj właściwej im esencji, a ich odejście niczego tu nie zmieniło.

*

Oparłam się o piękno świata
A w dłoniach trzymałam zapach pór roku
Anna de Noailles

*

Spełniało się wielkie pragnienie mocy i bezkarności. Obracaliśmy się w rzeczywistości bez przedmiotów i podmiotów. Internet dokonywał zaskakującej prze­mia­ny świata w dyskurs.
     Miarą czasu było niespodziewane i szybkie kliknięcie myszką na ekranie.
     […]  Poszukiwanie straconego czasu odbywało się teraz w internecie.

*

Po powrocie do władzy prawica bezwzględnie niszczyła wszystko, co zostało zrobione.

*

Nie ma już lewicy. Zniknęła polityczna lekkość życia. Gdzie tkwił błąd? Co takiego zrobiliśmy źle? […].  Su­mie­nie kręciło się w kółko, schwytane w pułapkę po­mię­dzy niewinnym indywidualnym gestem wrzu­ce­nia głosu do urny a zbiorczym rezultatem.

*

W plątaninie koncepcji coraz trudniej było znaleźć jakieś zdanie dla siebie, takie, które pomaga żyć, gdy się je wy­po­wia­da w myślach.

*

W procesie bezustannej segmentacji rzeczywistości i mnożenia przed­mio­tów wszystko, co istnieje, po­wie­trze, ciepło i zimno, trawa i mrów­ki, pot i nocne chra­pa­nie, mogło stać się inspiracją do stworzenia nie­skoń­czo­nej gamy towarów. Handlowa wyobraźnia nie zna­ła granic. Zagarniała na swoje potrzeby język eko­lo­gii i psychologii, stroiła się w szaty humanizmu i spra­wie­dli­wości społecznej, zachęcała nas do „wspól­nej walki z drożyzną”, zalecała: „Zrób sobie przyjemność”, „Złap okazję”.

*

Straciwszy swoje zasadnicze pole działania, jakim był seks, Kościół stracił wszystko. […]  Niczego nie zmieniła pod tym względem popularność nowego polskiego papieża. Był politycznym bohaterem za­chod­niej wolności, takim Lechem Wałęsą w skali światowej. Jego wschodni akcent, biała szata, „Nie lękajcie się” i sposób, w jaki całował ziemię, wy­siad­łszy z samolotu, stanowiły część show, podobnie jak rzu­ca­nie majt­kami na koncertach Madonny.

*

Było rzeczą normalną, że produkty przybywają z ca­łe­go świata i krążą swo­bod­nie, natomiast ludzi cofa się spod granic. Aby je przekroczyć, nie­któ­rzy chowali się w ciężarówkach, robili z siebie towar – nieruchomieli i umie­ra­li uduszeni, bo jakiś kierowca zapomniał o nich na na­sło­necz­nio­nym parkingu w Dover.

*

Jego odejście [Joe Dassina]  sprawiło, że nagle po­czu­li­śmy się bardzo daleko od wiosny sie­dem­dzie­sią­te­go piątego i upadku Sajgonu, od dawki nadziei, którą niosła jego popularna piosenka L’Été indien.

Joe Dassin, L’Été indien.

*

Mnogość rzeczy maskowała deficyt myśli i zużywanie się wierzeń.

*

[…]  przepaść oddzielająca to, co można społecznie wy­ra­zić, od tego, co było w nas niewyrażalne, wy­da­wa­ła nam się normalna i nieunikniona, nie było to nawet coś, co dawało się pomyśleć, każdy czuł to tylko w głębi duszy […].

Annie Ernaux, Lata,
przeł. Magdalena Budzińska, Krzysztof Jarosz,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
(wyróżnienie własne)

Nagle w obliczu uzmysłowienia sobie nieuchronności śmierci bardzo mocno czuło się swoje ciało i chwilę obecną.

*

Tropić odczucia już istniejące, jeszcze nienazwane […]

(tamże)

*  *  *

Jacques Brel, Mathilde.

4577. Prima aprilis trwa  //  91–92/365

wisienka. za oknem. zna się na żartach?

91–92/365