łażąc po dzikim, karmi swoją duszę.
robiąc fotografie, karmi moją duszę.
fot. Saxifraga,
fragmenty i autoportret.
Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
łażąc po dzikim, karmi swoją duszę.
robiąc fotografie, karmi moją duszę.
fot. Saxifraga,
fragmenty i autoportret.
z Nim ja. pod gołym niebem dwie przecznice od ula. nadzieja i szczęście grzały w słońcu kości, mrucząc w naszym towarzystwie.
118/365
Jabłoń:
(zaskoczyła samą siebie pod urzędem ds. kulawych,
gdy pewna pani zapytała, jak dojechać na ulicę Stawki)
Weźmie pani tramwaj 35…
Jabłoń:
(po chwili, w szoku, gdy do niej
dotarło dosłowne tłumaczenie*)
Słyszałeś??? Co ja powiedziałam!!!
Przecież tak się nie mówi po polsku!
Sadownik:
(popłakał się ze śmiechu)
Dałaś czadu!
___________
* prendi il tram numero trentacinque,
poprawne tłum.: wsiadasz do tramwaju 35,
dosłowne tłum.: bierzesz tramwaj 35.
splendidamente!
[wspaniale!]
popatrzyła na mnie z kudłatą troską w oczach.
wie trochę o starości, ja wiem trochę o chorowaniu — nie rozmawiamy ani o jednym, ani o drugim. zanurzone w tajemnicy przemijania wciąż mamy wiele wspólnych, dobrych chwil w ciągu dnia.
115/365
[suplement pikselowy: 28.04.2022]
Długo czekałam na tę książkę, bo cena ibuka nie tylko ibukosnerze nie mieściła się w głowie, nie mieściła się również mi. Przyszedł dzień promocji, chwilowej obniżki i ibukosknera szturchnął mnie: dziś! Nie dyskutowałam.
I dobrze, że nie dyskutowałam. Nie ma bowiem z czym dyskutować. Trzeba przeczytać i… nie ustawać!
Być upartym to stawiać krok za krokiem. Być upartym to zawzięcie trzymać się mającego rację bytu i pasjonującego celu. Być upartym to całymi dniami, tygodniami i latami angażować się w wykonywanie trudnych ćwiczeń. Być upartym to upaść siedem razy i podnieść się osiem.
*
Możesz pielęgnować zainteresowania. Możesz przyswoić nawyk codziennego ćwiczenia na poziomie przewyższającym umiejętności; powiązać swoją pracę z ideą wykraczającą poza osobiste korzyści. I możesz uczyć się nie porzucać nadziei, kiedy wszystko wydaje się stracone.
Angela Lee Duckworth, Upór. Potęga pasji i wytrwałości,
przeł. Piotr Cieślak, Wydawnicwto GALAKTYKA, Łódź 2016.
(wyróżnienie własne)
Wyzwanie pisania
to ujrzeć swoją miernotę na kartce.
Ujrzeć swoją lichotę,
a potem iść spać.
Obudzić się nazajutrz,
wziąć tę miernotę i tę lichotę na warsztat
i poprawić,
i uczynić ją nie tak mierną i nie tak lichą.
A potem znów iść spać.
A gdy przyjdzie kolejny dzień,
poprawić ją jeszcze trochę
i uczynić znośną.
A potem zasnąć kolejny raz.
I zrobić to znowu,
by stała się może przeciętna.
I raz jeszcze,
a jeśli los ci sprzyja,
to może wyjdzie dobra.
Jeśli to wszystko zrobisz,
to już sukces.
// Ta-Nehishi Coates
(tamże)
* * *
Angela Lee Duckworth, Grit.
The Power of Passion and Perseverance.
Zalega na stosiku wrażeń kilkanaście dni. Trudno odcedzić cytaty? A może zrobiło się zbyt trudno, by zatrzymywać tu książki? Może trzeba się już tylko cieszyć tym, że mam jeszcze siłę i ochotę, by je czytać? Więc?
Jeśli zbyt trudno, trzeba iść dalej bez wybieranych cytatów, bez książek tu, bez akapitów i strof. Czyli co, odpuszczamy i żyjemy to, co daje się jeszcze żyć?
Jeszcze nie.
Niepijący alkoholicy, nieznani osobiście, to długa lista Osób, które mnie od ponad dwudziestu lat dużo o życiu nauczyły. Gdy więc ta książka pojawiła się w nowościach książek elektronicznych, wiadomo było, że ibukosknera nic nie będzie miał do powiedzenia, a książka, zaraz po nabyciu, trafi na sam szczyt wirtualnego stosiku lektur do przeczytania od zaraz. Tak też się stało.
Test na alkoholika… nie znałam — rewelacyjny! Chciałabym zobaczyć wysokofunkcjonującego alkoholika, który oczywiście nim nie jest, jak sobie z tym testem radzi. Proste rzeczy są piękne, bo są tak pięknie proste!
To dla mnie pierwsza książka o alkoholizmie, którą czytam jako osoba nieuleczalnie chora. Są rzeczy bardzo podobne w światach trzeźwiejących i moim. Przede wszystkim: dbaj i troszcz się wyłącznie o dziś. To czasem jedyny sposób, by utrzymać się na powierzchni.
Dzienna porcja alkoholu, którą zdolny jest metabolizować ludzki organizm (bez względu na płeć i masę ciała), wynosi 25 miligramów. Taka ilość alkoholu etylowego znajduje się w pięćdziesiątce czystej wódki, lampce wina lub w jednym półlitrowym piwie. Każda dodatkowa porcja tego organicznego związku chemicznego jest, z punktu widzenia pracy naszego organizmu, nadużyciem. Najprostszy test na alkoholizm zakłada spożywanie właśnie tej dziennej dawki – ani grama więcej, ani mniej – dokładnie przez trzydzieści dni. Jeśli zdolna, zdolny jesteś przez miesiąc pić codziennie wyłącznie tyle alkoholu i nie sięgniesz za którymś razem po dawkę dodatkową, nie jesteś uzależniona/y. Zaprawionemu w boju pijakowi łatwiej jest zachować trzydzieści dni całkowitej abstynencji, aniżeli porcjować sobie alkohol w taki właśnie sposób.
*
Jak można nie trafić z autodiagnozą, jeśli w stwierdzeniu: „alkoholizm to choroba ciała, umysłu i ducha” ukryta odpowiedź na pytanie „dlaczego piję”, brzmi: „z powodu wszystkiego” lub „z jakiegokolwiek powodu”.
*
On sam i świat wydawali mu się tworami nierzeczywistymi i skazanymi na ciężkie, milczące współistnienie – skutek jakiegoś fatalnego niedopowiedzenia lub sprzeczki, których przyczyn i przebiegu ani świat, ani on nie potrafili sobie przypomnieć.
*
Tutaj zrozumieliśmy, że musimy się leczyć, właśnie i przede wszystkim dlatego, że jesteśmy chorzy nieuleczalnie.
*
Są dwa dni w tygodniu, o które nie powinniśmy się martwić, dwa dni, które powinny być wolne od lęku i niepewności. Jednym z nich jest wczoraj, ze swoimi błędami i kłopotami, ze swoimi bólami i cierpieniami. Wczoraj minęło już na zawsze i nie mamy nad tym kontroli. […]
Drugim dniem, o który nie powinniśmy się martwić, jest jutro, z możliwością niepowodzeń i ciężarów, z wieloma przyrzeczeniami i słabym ich dotrzymywaniem. Dzień jutrzejszy jest również poza zasięgiem naszej kontroli. […]
Pozostaje nam tylko jeden dzień – dzisiaj. Każdy człowiek jest zdolny staczać bitwy jednego dnia.
*
I podobnie jak trudno precyzyjnie odnaleźć moment (jeśli jest to moment), w którym staliśmy się alkoholikami, tak samo trudno – na osi toksycznego istnienia – wyznaczyć ostatnie dno, po dotknięciu którego możemy już tylko wydobywać się na powierzchnię.
*
Większość tutaj wróci, dobrze o tym wiem. Statystyka mojego ośrodka mówi, że rok w trzeźwości wytrzymuje tylko jedna osoba na dziesięć. Zwykle wracają po dwa, czasem trzy razy, zanim zapijaczonym łbem uderzą w to swoje ostatnie dno, z którego wydźwignąć się można już tylko cudem albo jakimś nadludzkim wysiłkiem. I wiesz co? Im się to dopiero wtedy udaje, kiedy nikt nie daje im już żadnej nadziei, kiedy zostają sami i kiedy wreszcie muszą się z tym zmierzyć bez żadnej ochrony i współuzależnionego wsparcia.
*
Stabilizacja to walka i praca,
czymże bez kamienia byłby los Syzyfa?
*
Faza muru (od czterdziestu pięciu dni do czterech miesięcy) to – jak sama nazwa wskazuje – czas, który cechuje poczucie daremności podejmowanych wysiłków. Trzeźwość przedłuża się, a obiecywanych cudów jakoś brak. Ogarnia nas apatia, uderzają fale powracającego, paraliżującego strachu przed przyszłością, która – jeśli wyglądać ma jak to, co przeżywamy teraz – przeraża. Dopada nas poczucie bezsensu i rezygnacji. Na szczęście, powtarzać należy sobie, dyskomfort psychiczny jest w tej sytuacji zjawiskiem zrozumiałym, logicznym i naturalnym. Pokonywanie oporu, muru przeszkód wystających z każdego zakamarka codzienności jest nieodłączną częścią procesu trzeźwienia.
*
[…] ciekawi tego, czy kogoś ciekawimy.
*
Trzeźwy alkoholizm to wysokogórska wspinaczka. Na drogę dostaniesz czekan, raki i linę, odbędziesz szkolenie z wykorzystywania tego ekwipunku. Musisz „tylko” znaleźć siłę, by trenować codziennie, od rana do wieczora i w nocy przede wszystkim.
*
Tak, pamiętam, kiedy mówiłeś mi, że cierpliwość popłaci, ale przestraszyłam się wtedy, bo ja w stanach niepokoju miewam chwile, w których tracę panowanie i wyrywam się ze swoich objęć.
*
Pod koniec dnia sprawdzaj swoje osiągnięcia. Pamiętaj, dobrze skonstruowany plan to taki, którego nie udało ci się w stu procentach wykonać.
*
Biesiadną salę wspierają dwie kolumny wież, filary tego czasu, prawidła tej przestrzeni. Jednej na imię Przeszłość, drugiej Przyszłość, a między nimi zwisa wątły most linowy, a na nim chwiejna i niebezpieczna wędrówka do celu.
*
Lubieżnie ocieramy się o świat, by doświadczać go wielokrotnie i każdym zmysłem. […]
Smakujemy go i kochamy, chorujemy na niego i boimy się go, ale w końcu mamy tę jedną, absolutnie niepodważalną refleksję, że oto świat, w którym przychodzi nam „być”, na pewno jest. […]
Damy tu sobie radę.
*
Uczucie lęku to znak. A znak to coś, czego funkcją jest wskazywanie czegoś, co znajduje się poza znakiem. Znaczenie znaku nie może być nim samym, wówczas znak przestałby być znakiem. Lęk wskazuje wobec tego na coś, czym nie jest. Pochodzi z jakiegoś źródła, jest czegoś efektem lub sygnałem nadchodzenia czegoś, ale na pewno nie jest znakiem lęku. Aby pokonać ów lęk (znak), należy nauczyć się go oswajać (rozumieć) oraz pogodzić się z tym, że będzie on wracał, uderzając w nas raz z większą, raz z mniejszą mocą.
Jakub Zając, HALT. Zapiski z domu trzeźwienia,
Wielka Litera, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Szatan jest po to, aby stwarzać zadania.
Bóg jest po to, aby powierzać je Człowiekowi. Człowiek jest po to, aby je wykonać.
Opowieść o Szatanie, Bogu i Człowieku jest po to, by pokazać, że Bóg wierzy w Człowieka i pozwala mu samemu mierzyć się z Szatanem.
Opowieść jest po to, by dowieść, że Człowiek potrafi z tej walki wyjść zwycięsko.
Opowieść jest po to, by wysłuchawszy jej, powtarzać. Opowieść jest po to, by ją powtarzać.
*
Trzeźwość to wędrowanie po przedmieściach Ziemi Obiecanej.
*
Do walki z panterą swej zachłanności, wilczycą pragnienia i lwem pychy nieodzowny jest przewodnik. On zostawić cię może samego dopiero w chwili, kiedy zobaczysz przed sobą niebo, a opiekę nad tobą przejmie ktoś stojący ponad nim.
*
Pomocą w poradzeniu sobie z tymi dwiema przeszkodami (lękiem przed nieznanym i oceną innych) jest zaciekawienie się zachodzącą w nas przemianą.
(tamże)
Odkąd jestem rodzicem… czytam w prywatnej korespondencji i czuję, że zaczynam kołować wokół tematu, który kosztował mnie społecznie w chuj dużo, bo taki mamy w tym kraju klimat. Czytam dalej i własnym oczom nie wierzę, bo człowiek bystry i wrażliwy do mnie skrobnął kilka słów. I… w końcu rozumiem! Ale nim zrozumiałam, nie mogłam pojąć, że można tego lub tamtego nie zauważać lub nie czuć, nim zostało się rodzicem. Jak to możliwe? Możliwe, nawet jeśli ja pojąć tego nie mogę.
Odkąd jestem rodzicem… oznacza ni mniej, ni więcej, że bez doświadczenia rodzicielstwa być może ktoś lub ktosia nie dostrzegliby jakiegoś zjawiska społecznego, nie dostrzegliby subtelności takich czy innych kolorów, dźwięków i uczuć.
Odkąd jestem rodzicem… Problem z tym stwierdzeniem polega na tym, że wypowiadające te słowa osoby w wielu wypadkach w mgnieniu oka dokonują generalizacji, że nie da się dostrzec tego czy tamtego bez bycia rodzicem, skoro w ich przypadku tak było. Dlaczego nie przyjdzie im do głowy, że do miejsca zrozumienia, do którego dotarli, można dojść innymi ścieżkami? Że można bywać w tych miejscach, nim np. skończyło się podstawówkę? Nie znajduję odpowiedzi.
Pan Ciasteczko:
Będziesz moim królikiem?
(czytaj: posłuchasz mojej prezentacji?)
Jabłoń:
(znana z profesjonalnego dopie-
przania się
do wszystkiego)
Ja? Umiem być tylko świnią…
Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli fajnym śmiechem, za któ-
rym oboje bardzo już tęsknili)
ツ
nie chcieliśmy wcale wykrzyczeć tych słów. padły niczym dęby powalone piorunem, nim nastała przeraźliwie głucha cisza.
inna cisza, ta po burzy, a w niej głęboki spokój — jedyne miejsce, w którym jeszcze wyczuwam puls naszego „my”.
110/365
w wiecznym grymasie
niemocy i przymusu
małomiasteczkowa mentalności
wsią podszyta, przesiąknięta
przesiedleniami,
zaborami i duchem
króla Ćwieczka…
pieprz się!
// Sól w oku
co ma się stać z doczesnymi szczątkami zainteresowanych po ich śmierci? jeśli czynności legalne i możliwe do wykonania, jeśli werbalnie i na serio wyrażona za życia wola, to nie ma dyskusji, gdy przyjdzie czas.
potępieni ci, którzy się sprzeciwili, nie usłuchali, nie wykonali tego ostatecznego życzenia zmarłego, amen i basta, i иди на хуй!
106/365
ten dzień*, gdy postanawiasz spojrzeć na życie i to, co ono przynosi, w nowy, nieznany do tej pory sposób. właśnie ten dzień jest początkiem nowego. tego nowego, o którym do tej pory tylko marzyłam.
105/365
__________
* wydarzył się dwa dni temu i trwa.
urodziłam się dla jednego mężczyzny, jednej kobiety i jednego psa — już to wiem. kocham też: w nim chłopca, w niej dziewczynkę, a w psie szczeniaka. zostało mi tylko jedno: dowiedzieć się, po co jeszcze tu jestem.
104/365
[Odwagą / składa się
z małych kroków
czynionych bez ustanku.]
[dostęp: 13.04.2022], źródło.
Czytam z wypiekami na twarzy. Delektuję się tą książką, niczym spełnieniem największego marzenia. Czytam, zachwycam się i wciąż do niej wracam. Dla mnie nie jest to podręcznik akademicki, o czym poinformowała mnie Mama Malinki, gdy piałam z zachwytu, jak fantastyczną książkę odkryłam.
Dla mnie jest to najczęściej… powieść przygodowa! Czasem kryminał lub kompendium wiedzy o świecie. Popłakałam się ze śmiechu, czytając ten fragment. I? Muszę go tu mieć, by nikt nigdy nie próbował mi wmówić, że interpunkcja jest nudna lub głupia. Interpunkcja jest fascynująca! A ja wciąż mam wiele do nauczenia. Nie pytajcie mnie, ilu przecinków brakuje w pierwszych dwóch tysiącach wpisów na tym blogu? Czasem mnie świerzbi, ale nie starczyłoby mi życia, by uzupełnić wszystkie braki.
W podanych zdaniach należy rozwiązać problem interpunkcyjny szeregu przydawkowego. […] Symbolem □ oznaczono miejsce wymagające podjęcia decyzji:
*
Kapitan wskazał na wąski □ skalny płaskowyż.
Płaskowyż skalny nie musi być wąski – chociaż często właśnie taki jest. Zamiast się zastanawiać, czy warto postawić na stereotyp, należy przestawić wyrazy, aby się pozbyć szeregu przydawkowego: Kapitan wskazał na wąski płaskowyż skalny. Dzięki zestawieniu płaskowyż skalny, częstemu w tekstach, problem interpunkcyjny rozwiązał się sam.
*
Obok leżały pióra, sterta puchu oraz oskubane □ różowe ciała kilku ptaków.
Powtórka z biologii: po oskubaniu ciała ptaków są różowe. Trzeba dostrzec tę redundancję i postawić przecinek. Inna decyzja skutkuje błędem interpunkcyjnym.
Rozgrzane □ falujące powietrze zniekształcało nieco obraz.
Powtórka z fizyki: rozgrzane powietrze zawsze faluje. Przydawki mają wspólną cechę znaczeniową. Trzeba między nimi postawić przecinek.
Wyglądał jak upiorny □ przerośnięty dzieciak bawiący się makabrycznymi zabawkami.
Wyraźna redundancja dwóch przydawek wyrażających grozę i połączonych z rzeczownikiem budzącym podobne skojarzenia w tym kontekście. A jest jeszcze ciąg dalszy tego zdania… Ogrom bezdyskusyjnej redundancji przekłada się na wyrazisty, obligatoryjny przecinek.
Tomasz Karpowicz, Kultura języka polskiego.
Wymowa, ortografia, interpunkcja,
PWN, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
puszczam listki drobniutkie,
nieśpiesznie. wyrzynają się
niczym zęby. trochę boli, ale
cieszy ogromnie.
99/365
auguri, Il Melo*!
[wszystkiego najlepszego!]
___________
* Jabłoń po włosku jest rodzaju… męskiego! mój Animus zachwycony, że jego ślad ma odbicie w języku.
Pierwsze papierowe wydanie tej książki w Polsce czytałam z taką nabożnością, że prawie nie jest pokreślona, tylko ołówkiem, żadnego jaskrawego markera. Do dziś wygląda, jakby nikt jej nie czytał.
Zdjęłam ją z półki. Drobna czcionka, żółknący papier. Tylko wielbiciel papieru zniesie te niedogodności. Gdy okazało się, że wznowienie książki skutkuje również istnieniem wersji elektronicznej, natychmiast zrobiłam podmiankę. Sprawdziłam, to nie jest wznowienie, tylko nowe tłumaczenie. Nie zgrzytało w żadnym miejscu.
Czternaście lat temu byłam właściwą osobą, by mieć zdanie na temat tej książki. Dziś moje wrażenia są całkowicie niemiarodajne, pomyślałam, i szybciutko wydłubałam te fragmenty, które chcę mieć pod ręką.
Przyzwyczaiłem się, że kiedy piszę, prowadzę długie towarzyskie rozmowy o pracy. W przypadku tej książki tak nie było. Znajomi często pytają, co robię, a ja odpowiadam, że piszę o radzeniu sobie z przerażeniem śmiercią. Koniec rozmowy. Z nielicznymi wyjątkami nikt nie zadaje następnego pytania i po chwili przechodzimy do innego tematu.
*
Od żadnej religii nie odstąpiłem. Jak daleko sięga moja pamięć, do żadnej nie należałem.
*
Nie sądźmy, że myśl o śmierci jest tak bolesna, że nie możemy jej wytrzymać i nas zniszczy, a zatem należy zaprzeczyć przemijaniu, bo inaczej życie okaże się bez sensu. Zaprzeczenie zawsze ma cenę – zawęża życie wewnętrzne, mąci nam wzrok, przytępia racjonalne myślenie.
*
[…] ani złość, ani wycofanie nie są skutecznym sposobem na uniknięcie końca i straty.
*
Idea falowania, przekazywania innym tego, co miało dla nas znaczenie, zakłada istnienie więzi między samoświadomymi istotami. Bez tego falowanie jest niemożliwe.
*
Nikomu nie polecałbym patrzenia w słońce, ale śmierć to całkiem co innego. Długie, nieustraszone przyjrzenie się śmierci – oto zalecenie tej książki.
*
Lepiej niż kiedykolwiek przedtem pojęła granice tego, co może otrzymać od innych. Chociaż relacje z ludźmi mogą złagodzić ból, nie są w stanie zapobiec najboleśniejszym aspektom ludzkiej kondycji.
*
– Mów dalej. Powiedz coś jeszcze.
– Kiedy się wstydzę.
– Wiem. Ale wstyd oznacza, że mówimy sobie coś ważnego.
*
Możesz mi opowiadać o tym, co się dzieje w twoich relacjach ze znajomymi albo z szefem czy z małżonkiem, ale zawsze będzie w tym ograniczenie: nie znam ich, a ty chcąc nie chcąc przekażesz mi swoje uprzedzenia. Wszyscy tak robimy.
*
– Spróbuj się do mnie odezwać, James. Co mówią twoje łzy?
– Mówią: tak długo czekałem na tę rozmowę… na poważną rozmowę o rzeczach, w których jest głębia.
*
Pamiętaj o korzyściach płynących ze stałej świadomości śmierci, z przytulania jej cienia. W ten sposób możesz połączyć mrok z iskrą, którą masz w sobie, i poprawić jakość swojego życia, dopóki jeszcze je masz. […] Nigdy nie jest za późno. Nigdy nie jesteś za stary.
*
Wszyscy stoimy w obliczu tego samego przerażenia, rany śmiertelności – robaka w rdzeniu egzystencji.
*
[…] osamotnienie istnieje tylko, kiedy jesteśmy z nim w pojedynkę, wyparowuje z chwilą, kiedy podzielimy się nim z drugą osobą.
*
Między tym, jakie rzeczy są, a tym, że rzeczy są, zachodzi zasadnicza różnica.
Irvin Yalom, Patrząc w słońce,
przeł. Marzenna Rączkowska,
Czarna Owca, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Wewnętrzna równowaga bierze się z wiedzy, że zaburzają nas nie rzeczy, a ich interpretacja.
*
[j]eżeli istnieje droga ku Lepszemu, zmusza nas ona, aby prosto w oczy spojrzeć Najgorszemu.
// Thomas Hardy (1840–1928)
*
[…] spotkało mnie niewiarygodnie szczęście, bo mogę tu być, żyję i pławię się w luksusie czystej egzystencji!
*
Przyszedł mi do głowy wers Dylana Thomasa mówiący o tym, że chociaż kochankowie umierają, trwa ich miłość.
*
[…] gdy straci się wszystko, pozostaje jeszcze przyjemność zwykłego istnienia.
*
[…] cenić własne percepcje, zamiast przeceniać percepcje innych.
(tamże)
Czysty przypadek. Biały Kruk w radiu audycji o świeżutkiej całkiem płycie słuchał. Klik, klik, na spotify'u pod ręką oboje całą płytę mamy. Klik, klik, ciekawe, a gdy całość odsłuchana, apka zaproponowała mi nieznany mi utwór nieznanego mi kompozytora. Po pierwszych taktach pokochałam nienaganną prostotę utworu, który z ogromnym wdziękiem skrywa w sobie to, co najpiękniejsze w barokowej muzyce.
Gdyby telewizja istniała w czasach życia tego kompozytora, fragment tego utworu spokojnie zdobiłby kultowy serial, a całość długo okupowałaby radiową listę przebojów.
Johann Pachelbel, Kanon & Gigue D-dur.
Jabłoń:
(kilka dni temu o swoim stosunku do
statystyk lajków, szerów i tego wszystkiego,
co wielu ludziom robi sens)
Wiesz, my z Kaan po prostu
jesteśmy niszowe.
Sadownik:
Niestety!
Jabłoń:
Niestety?
* * *
Wczoraj. Dyskusja w grupie czytelniczej. Ktoś nieśmiało poprosił, by podając tytuły książek, pamiętać o wielkiej literze na początku. Ktoś na to, że przecież każdy jest w grupie z własnej woli i może pisać, jak chce. Ktoś inny, że dysleksja, dysgrafia, dyskalkulia i, gdzie jak gdzie, ale w tej grupie nie powinno być dyskryminacji. Co mnie podkusiło, nie wiem. Zabrałam głos:
Na prawdę orto gravia niema
dla Was znatchenia?
I? Nie zdążyłam doczytać do końca pierwszego komentarza — jak mogę drwić w tak paskudny sposób z czyjegoś syna… — w mgnieniu oka wyleciałam z grupy. Tak zostałam trollem. Pocieszam się, że niszowym i, jak dla mnie, w słusznej sprawie.
* * *
[…] media społecznościowe, jakie znamy dziś, zostały zainspirowane portalem Hot or Not. Było to miejsce, gdzie po prostu głosowało się, czy dana dziewczyna jest hot (atrakcyjna, niezła), czy nie. To właśnie ta strona internetowa podsunęła Markowi Zuckerbergowi pomysł na Facemash, który później stał się Facebookiem. „Duża część kultury mediów społecznościowych – pisze Sales – jest w pewnym sensie ciągłą emanacją hot or not: jej osią są polubienia i odrzucenia ludzi oraz rzeczy […]”.
Karolina Lewestam, Pasterze smoków. Rodzice kontra świat,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
Jest kaganiec: jedna książka na miesiąc. A czy jest jakiś klucz? Oczywiście!
Bezwględnie za serce musi mnie chwycić kreska. Tytuł muszę rozumieć z powodu słów lub ilustracji, która tłumaczy automatem z włoskiego na moje. Części mowy i zdania widzieć i palcem móc wskazać potrzebuję — radość ogromną to zawsze przynosi. Futro i pióra są bardzo mile widziane. Ograniczenie wiekowe 3+ przestrzegane jest bardzo rygorystycznie, by dać sobie szansę czytania książki, a nie słownika.
Częścią comiesięcznego rytuału jest czekanie, ale potem już tylko zachwyt i radość z nowych spotkań ze znanymi już słowami, które przedstawiły się we wcześniej czytanych książeczkach — gałązki, myszki, lis i liście — rametti, dei topolini, la volpe e foglie. A co robi ze mną stado przyimków? Wstyd się przyznać.
[…] in un buco
dentro il tronco di un
albero con Mamma Gufa.
[w dziupli / wewnątrz pnia / drzewa z Mamą Sową]
*
Małe sówki zaczęły myśleć / (wszystkie sowy dużo myślą!).
— Myślę, że poleciała na polowanie — powiedziała Sara.
— By zdobyć jedzenie — dodał Bruno.
— Chcę Mamę! — nie poddawała się Tobia.
*
tutti i gufi pensano molto!
[wszystki sowy dużo myślą!]
*
— Może się zgubiła — powiedziała Sara.
— Lub złapał ją wilk! — powiedział Bruno.
— Chcę Mamę! — nie ustawała Tobia.
Małe sówki zamknęły oczy,
pragnęły, by Mama Sowa / wróciła już do domu.
*
[I WRÓCIŁA.]
Martin Waddell, I tre piccoli gufi, ilustr. Patrick Benson,
z j. angielskiego przeł. Maria Vago,
Mondadori Libri, Milano 2018.
(wyróżnienie własne)
*
Jabłoń:
(dowlokła się do Niej
na oparach woli życia)
Archipelag Znikających Wysp:
wszystkie te momenty,
dla których warto żyć.
Aku
Ha! I wszystko jasne! Wydało się, skąd ten śnieg!
Tradycyjnie pierwsza wiosna zaczyna się, gdy przestaje ubywać dnia. Druga, gdy Biały Kruk skończy zimowy cykl puzzli. Trzecia, gdy wrócą żurawie. W tym roku ostatnie zimowe puzzle dały Białemu Krukowi tak popalić, że żurawie wyprzedziły o wiele długości moment, gdy ostatni, a w zasadzie przedostatni puzzel trafił na swoje miejsce. Stało się to dopiero dziś, co oznacza, że ostatnie dwa białe dni to skutek utknięcia między drugą a trzecią, ostatecznie dziś rozpoczętą wiosną.
Biały Kruk odgraża się, że znajdzie puzzlowego uciekiniara. Drzewko w zachwycie, uwielbia nieskończoność, kryjącą się w miejscu braku.
fot. Biały Kruk.
Polowałam. Upolowałam. Nie przeczytałam. Połknęłam.
Po raz pierwszy w życiu dopadła mnie żałość, że nie jestem frankofilem. Gdyby tak było, miałabym dużo więcej radości z tej opowieści o Czasie.
Majstersztyk, jeśli chodzi o pomysł opisania zdjęć i rodzinnych spotkań, luźno, choć chronologicznie, rozłożonych na osi czasu. Albo się starzeję, albo nigdy wcześniej nie czytałam książki, która tak bardzo intymnie, a jednocześnie mocno, dotyka Czasu, który w pewnych przedziałach współdzielimy z Autorką, dzieląc z nią ten sam czas lub te same doświadczenia, choć nie tę samą przestrzeń.
Po lekturze zostaje się (a) z marzeniem, by doczytać suplement kreślony dłonią Autorki od miejsca, gdzie kończy się książka po dzień dzisiejszy, (b) z trudem wyboru cytatów i (c) z nagłą potrzebą odkurzenia kilku francuskich piosenek — słyszanych w dzieciństwie lub takich, co pomogły w swoim czasie nie oszaleć.
Dla niej – przeciwnie – liczy się to, by mogła uchwycić swój pobyt na ziemi w określonej epoce, czas, który przez nią przeszedł, świat, który zarejestrowała, po prostu żyjąc. […] zwyczaje, gesty, słowa i tak dalej. […] spróbuje usłyszeć raz jeszcze słowa ludzi, komentarze o zdarzeniach i przedmiotach, masę kłębiących się dyskursów, cały ten zgiełk produkujący bez wytchnienia kolejne definicje tego, czym jesteśmy i czym powinniśmy być, co powinniśmy myśleć, w co wierzyć, czego się obawiać i na co mieć nadzieję.
*
Cisza była tłem rzeczy, a rower odmierzał prędkość życia.
*
Ta kobieta wydaje się jej równie nieprawdopodobna, jak dwudziestopięcioletniej dziewczynie wydawała się czterdziestolatka – nie mogła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek się nią stanie, a teraz już nią nie jest.
*
A patrząc na dorosłe dzieci i słuchając ich, myślało się o tym, co nas łączy, bo przecież nie krew ani geny, ale jedynie teraźniejszość tysięcy spędzonych razem dni, słów, gestów i posiłków, podróży samochodem, nieskończoność wspólnych doświadczeń, które – zdawałoby się – nie pozostawiły w nas świadomego śladu.
*
Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie.
*
Tej „bez przerwy innej” ze zdjęć będzie w zwierciadlanym odbiciu odpowiadać „ona” ze spisywanych wspomnień.
*
Kiedy sprząta, znajduje kartkę ze zdaniem, którym Stendhal rozpoczyna Życie Henryka Brulard: „Jestem w przededniu pięćdziesiątki, byłby czas znać samego siebie”. Gdy je przepisała, miała trzydzieści siedem lat – teraz nie tylko doszlusowała do ówczesnego wieku Stendhala, ale już go dawno przekroczyła.
*
[…] rzeczy, których się najbardziej boimy, w końcu się zdarzają.
*
Nie czuje, by różniła się od kobiet czterdziestopięcio- i pięćdziesięcioletnich, ale to złudzenie, które tamte bez złych intencji rozwiewają w trakcie rozmowy, dając do zrozumienia, że nie należy do ich pokolenia i że postrzegają ją tak, jak ona sama postrzega kobiety osiemdziesięcioletnie – jako starą. Odwrotnie niż w młodości, gdy miała pewność, że w ciągu jednego roku czy nawet miesiąca dokonuje się w niej przemiana, a świat wokół pozostaje niezmieniony, teraz to ona czuje się nieruchoma w galopującym świecie.
*
Pomiędzy tym, czego jeszcze nie ma, a tym, co już jest, świadomość przez krótki moment pozostaje pusta.
*
[…] trudno było sobie uświadomić, że należy się już do kategorii dziadków, jakby ten tytuł pozostał na zawsze przypisany naszym dziadkom, jakby stanowił rodzaj właściwej im esencji, a ich odejście niczego tu nie zmieniło.
*
Oparłam się o piękno świata
A w dłoniach trzymałam zapach pór roku
Anna de Noailles
*
Spełniało się wielkie pragnienie mocy i bezkarności. Obracaliśmy się w rzeczywistości bez przedmiotów i podmiotów. Internet dokonywał zaskakującej przemiany świata w dyskurs.
Miarą czasu było niespodziewane i szybkie kliknięcie myszką na ekranie.
[…] Poszukiwanie straconego czasu odbywało się teraz w internecie.
*
Po powrocie do władzy prawica bezwzględnie niszczyła wszystko, co zostało zrobione.
*
Nie ma już lewicy. Zniknęła polityczna lekkość życia. Gdzie tkwił błąd? Co takiego zrobiliśmy źle? […]. Sumienie kręciło się w kółko, schwytane w pułapkę pomiędzy niewinnym indywidualnym gestem wrzucenia głosu do urny a zbiorczym rezultatem.
*
W plątaninie koncepcji coraz trudniej było znaleźć jakieś zdanie dla siebie, takie, które pomaga żyć, gdy się je wypowiada w myślach.
*
W procesie bezustannej segmentacji rzeczywistości i mnożenia przedmiotów wszystko, co istnieje, powietrze, ciepło i zimno, trawa i mrówki, pot i nocne chrapanie, mogło stać się inspiracją do stworzenia nieskończonej gamy towarów. Handlowa wyobraźnia nie znała granic. Zagarniała na swoje potrzeby język ekologii i psychologii, stroiła się w szaty humanizmu i sprawiedliwości społecznej, zachęcała nas do „wspólnej walki z drożyzną”, zalecała: „Zrób sobie przyjemność”, „Złap okazję”.
*
Straciwszy swoje zasadnicze pole działania, jakim był seks, Kościół stracił wszystko. […] Niczego nie zmieniła pod tym względem popularność nowego polskiego papieża. Był politycznym bohaterem zachodniej wolności, takim Lechem Wałęsą w skali światowej. Jego wschodni akcent, biała szata, „Nie lękajcie się” i sposób, w jaki całował ziemię, wysiadłszy z samolotu, stanowiły część show, podobnie jak rzucanie majtkami na koncertach Madonny.
*
Było rzeczą normalną, że produkty przybywają z całego świata i krążą swobodnie, natomiast ludzi cofa się spod granic. Aby je przekroczyć, niektórzy chowali się w ciężarówkach, robili z siebie towar – nieruchomieli i umierali uduszeni, bo jakiś kierowca zapomniał o nich na nasłonecznionym parkingu w Dover.
*
Jego odejście [Joe Dassina] sprawiło, że nagle poczuliśmy się bardzo daleko od wiosny siedemdziesiątego piątego i upadku Sajgonu, od dawki nadziei, którą niosła jego popularna piosenka L’Été indien.
Joe Dassin, L’Été indien.
*
Mnogość rzeczy maskowała deficyt myśli i zużywanie się wierzeń.
*
[…] przepaść oddzielająca to, co można społecznie wyrazić, od tego, co było w nas niewyrażalne, wydawała nam się normalna i nieunikniona, nie było to nawet coś, co dawało się pomyśleć, każdy czuł to tylko w głębi duszy […].
Annie Ernaux, Lata,
przeł. Magdalena Budzińska, Krzysztof Jarosz,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
(wyróżnienie własne)
Nagle w obliczu uzmysłowienia sobie nieuchronności śmierci bardzo mocno czuło się swoje ciało i chwilę obecną.
*
Tropić odczucia już istniejące, jeszcze nienazwane […].
(tamże)
* * *
Jacques Brel, Mathilde.