w błogokurzu*, poplamiona radością**,
wśród zacieków szczęścia***.
obniżyłam drastycznie poprzeczkę czy loty? czy może tylko uparcie delektuję się drobiazgami, pasę się szczegółami, karmię się smaczkami tak szybko przemijających chwil?
190/365
__________
* nie każdego przecież będzie jarać zdanie, którego osobisty urok jest nieprzekładalny na język polski: ha letto un libro a letto [przeczytał_a książkę w łóżku].
** oczadziałam z powodu kilku książek dla dzieci i jednej dla każdego.
*** przyznałam się nie tylko przed sobą, że są ćwiczenia, których nie lubię, nie znoszę, nienawidzę i nie polubię. bo frustrują bezgranicznie, odzierają niemoc do gołej kości, nie prowadzą prostą drogą do lepiej, niczego nie obiecują, nie dają żadnej gwarancji. Rysia na to opowiedziała mi o swoim zdrowym (to ważny detal) znajomym, który nienawidzi biegać, ale robi to od lat i będzie robił, dopóki będzie mógł, bo… kocha stan po bieganiu. lżej robić te wszystkie paskudztwa, bo ja też kocham stan, gdy mam je zrobione.
*
Znalazła mnie więcej niż miesiąc temu. Zaskoczyła tak pięknie, ale nie językiem, bo po francusku umiem tylko: dzień dobry, do widzenia, d'accord i jednym mięsem rzucić. Nie przeszkadza mi, że ni w ząb nie rozumiem nic z tekstu. Wszystko to, co dzieje się w tle, wszystkie niewerbalne detale pasą i karmią mnie wciąż i bardzo. Sadownik zdziwiony łomoleniem niewłoszczyzną znalazł ładną polską wersję: Ty i on, i ja, tańczmy…
HK, Danser encore.
Oj, tak, zgadzam się z tym biegaczem, mogę to samo powiedzieć o większości moich aktywności. W trakcie to nic przyjemnego, jest krew pot, łzy, a czasem nerwy, strach i spory dyskomfort. Ale stanu "po" nie zastąpi nic, więc warto trochę pocierpieć ;)
OdpowiedzUsuń