Gdy przed moim wypoczynkiem zaznaczałam na swoje potrzeby poniższe słowa Katarzyny Boni, nie miałam pojęcia, że po powrocie do ula rozpoznam utratę nadziei, obserwując wszechogarniającą mnie niechęć do jakiegokolwiek działania.
Zastygłam. Miałam w podręcznym pudełku wyłącznie czarne kredki, by kreślić nasączone przerażeniem szkice bliższej lub dalszej przyszłości. Tęskniłam do chwil, gdy rozpiera mnie entuzjazm, gdy czegoś chcę, coś planuję, o czymś jeszcze w moim życiu marzę. Nie wierzyłam, że te chwile mogą wrócić.
[…] działanie – jedyną rozpoznawalną cechę nadziei […].
Katarzyna Boni, Którędy do wyjścia?,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.
Gdy wczoraj skończyłam, prawie przeczytane na sadowniczym urlopie, włoskie literki, poczułam, że wraca do mnie powolutku, nieśmiale moje własne życie. Jeszcze nic mu nie obiecałam, ale już wiem, że czasem jestem małym smokiem, czasem malutkim chłopczykiem, a czasem Mahmudem.
«[…] e quando c’era un’onda grande e avevo paura, […] mi raccontava quella storia del cucciolo di drago».
«Quale storia?» fa Samir.
«Quella del ragazzino che giocava con dei cavalli di plastica» dice Bill. «Lui voleva fare una scuderia per i cavalli. Prende un cavallo per metterlo nel recinto e... il cavallo è un piccolo drago che gli sputa addosso una lingua di fuoco. Il ragazzino, terrorizzato, lancia il draghetto per terra. E non racconta a nessuno quello che gli è successo. Ma non gioca più alla scuderia. Anzi, smette completamente di giocare. I genitori, preoccupatissimi, lo portano da un esperto. Avete presente quegli esperti con gli occhialini e la pipa che sanno leggere nella mente dei bambini?»
«Un bambinologo!» esclamo.
«Più o meno» risponde Bill. «Sapete cosa ha detto il bambinologo, non appena il ragazzino è entrato nel suo studio ed è finalmente riuscito a raccontargli la sua storia?»
«No. Mica c’ero io...» dico. Ma quando lo capirà Bill che non posso indovinare quello che è successo se non ero lì?
«Bene, anzi male. Lo saprete alla prossima... mareggiata! Quando Mahmud non sarà più arrabbiato con me» fa Bill, guardandomi fisso come se anche questa volta mi vedesse dentro qualcosa che io non vedo.
Che storia stupida ci ha raccontato il maestro. Una storia di cui non sappiamo neanche il finale.
[…]
[…] Abbiamo sprecato l’occasione della nostra vita. Stavamo cavalcando l’onda che avrebbe fatto di noi dei campioni, dei veri campioni. E magari avrebbe cambiato per sempre il nostro destino e invece...
«Invece, sapete cosa ha detto il bambinologo al ragazzino?» È la prima volta che Bill apre bocca da quando ci ha tirati fuori dall’acqua.
«Quale ragazzino?» chiede Samir con un filo di voce. […]
«Quello che al posto di un cavallo aveva preso in mano un cucciolo di drago e il drago gli
ha sputato addosso il fuoco e il ragazzino si è spaventato, gettando il draghetto per terra... Lo volete sapere il finale?»
«Allora questa storia ha un finale» dico, e anche la mia voce esce debole come se il mare me l’avesse rubata tutta.
«Ogni storia ha un finale» risponde Bill brusco. «Be’, sentite com’è andata. Quando il bambinologo ha ascoltato il racconto del ragazzino, si è battuto una mano sulla fronte, e ha detto:
“Allora sei tu la causa di tutto! Qualche tempo fa è venuto nel mio studio un cucciolo di drago chiedendomi se potevo curarlo, perché non gli usciva più il fuoco dalla bocca... Non capivo proprio cosa poteva essergli successo”.»
«E cosa gli era successo?» domanda Samir tossendo e cercando di mettersi seduto.
Bill continua: «Il bambinologo ha esclamato: “E adesso ho capito! Quel draghetto mi ha raccontato che un giorno stava dormendo tranquillo vicino a dei cavalli di plastica e all’improvviso è comparso un mostro enorme, lo ha preso in mano, ha urlato e l’ha gettato con violenza per terra... Il cucciolo di drago ha avuto così tanta paura che da quel momento non gli è più uscita una lingua di fuoco dalla bocca”».
Mi viene da ridere […].
— […] a kiedy była wielka fala i bałem się, […] opowiadał mi historię smoczego dzieciaka.
— Jaką historię? — pyta Samir.
— Tę o chłopczyku, który bawił się plastikowymi konikami — mówi Bill. — Chciał zrobić stadninę dla koni. Bierze konika, by umieścić go na padoku a… konik jest małym smokiem, który zieje na niego jęzorami ognia. Chłopczyk, przestraszony, rzuca smocze dziecię na ziemię. I nie opowiada nikomu o tym, co mu się przytrafiło. Nie bawi się już w stadninę. W rzeczywistości przestaje bawić się w ogóle. Rodzice, bardzo się martwiąc, prowadzą go do specjalisty. Kojarzycie tych specjalistów w okularach z fajką, którzy potrafią czytać w umysłach dzieci?
— Dzieciolog! — krzyczę.
— Mniej więcej — odpowiada Bill. — Wiecie, co powiedział dzieciolog, jak tylko chłopczyk wszedł do jego gabinetu i w końcu dał radę opowiedzieć mu swoją historię?
— Nie. Mnie tam nie było… — mówię. Kiedy Bill zrozumie, że nie mogę odgadnąć, co się stało, skoro mnie tam nie było?
— Dobrze, w zasadzie źle. Dowiecie się przy następnej… fali przypływu! Kiedy Mahmud nie będzie już na mnie wściekły — mówi Bill, patrząc na mnie uważnie, jakby również tym razem zobaczył we mnie coś, czego ja nie widzę.
Co za głupia historia, ta, którą opowiedział nam nauczyciel. Historia, której końca nawet nie znamy.
[…]
[…] Zmarnowaliśmy szansę naszego życia. Ujeżdżaliśmy falę, która zrobiłaby z nas mistrzów, prawdziwych mistrzów. I może zmieniłaby na zawsze nasze przeznaczenie, a zamiast tego…
— Zamiast tego, wiecie, co powiedział dzieciolog chłopczykowi? — Bill po raz pierwszy otworzył usta, odkąd wyciągnął nas z wody.
— Któremu chłopczykowi? — pyta Samir słabym głosem. […]
— Temu, który zamiast konika wziął do ręki smoczego szczeniaka, a ten opluł go ogniem, chłopczyk przestraszył się i rzucił małego smoka na ziemię… Chcecie poznać zakończenie?
— Więc ta historia ma zakończenie — mówię, również mój głos jest cieniutki, jakby morze okradło mnie ze wszystkiego.
— Każda historia ma zakończenie — Bill odpowiada oschle. — Cóż, posłuchajcie, co się stało. Kiedy dzieciolog wysłuchał opowieści chłopczyka, uderzył się dłonią w czoło i powiedział: „A więc to ty jesteś przyczyną wszystkiego! Jakiś czas temu przyszedł domojego gabinetu malutki smok, pytając mnie, czy mogę mu pomóc, ponieważ nie był już w stanie ziać ogniem… Naprawdę nie rozumiałem, co mogło mu się przydarzyć.”
— I co mu się stało? — pyta Samir, kaszląc i próbując usiąść.
Bill kontynuował:
— Dzieciolog wykrzyknął: „I teraz rozumiem! Ten malutki smok opowiedział mi, że pewnego dnia spał spokojnie blisko plastikowych koników i nagle pojawił się ogromny potwór, wziął go do ręki, wrzasnął i rzucił go gwałtownie na ziemię… Smoczy szczeniak przestraszył się tak bardzo, że od tego momentu nie był w stanie ziać jęzorami ognia z paszczy”.
Zachciało mi się śmiać […].
Nicoletta Bortolotti, I bambini di Gaza. Sulle onde
della libertà,
Mondadori Libri, Milano 2024.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz