sobota, marca 05, 2016

1701. Odwyk od Odwyku

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Już. Nareszcie. Koniec. Błogosławiona Świadomość, że można było tę książkę odłożyć na dzień lub dwa; żeby odpocząć od tego, co stanowi jej fabułę. Powieść, w której nie ma szybkich samochodów, nagłych zwrotów akcji, czy wielkich pieniędzy, jest życie. Męcząca książka, ale dobra, bo w jakiś sposób prawdziwa.

[…] to jest jakiś obłęd, bełkot, biegunka myślowa, przecież ja bez przerwy prowadzę jakiś dialog w swojej głowie […].

*

[…] głęboko oddychać, wiedzieć, że ja istnieję naprawdę, dać sobie prawo do istnienia, jestem, mam prawo czegoś nie chcieć […].

*

Ale momentalnie opadło mnie całe porażające tchórzostwo. Bałem się ciemności w swojej sali, mimo że wcale nie byłem sam, bałem się półmroku w świetlicy, mimo że tuż obok znajdowała się dyżurka pielęgniarska, a nie bałbym się tych zupełnych ciemności na dworze, przy wyjącym wichrze, trzaskających drzewach, grzmotach?

*

[…] schroniłem się do kliniki psychiatrycznej i od miesiąca przeżywałem swoją nędzną szczurowatość. Tyle razy już umierałem i nie stać mnie było, żeby sprowokować los do końca. Udawałem życie i oszukiwałem świat. Czułem jakąś straszną wróżbę — że teraz już nie oszukam świata, że przyszła na mnie kolej… Chciałem, żeby strzelił we mnie piorun i zakończył tę nędzną szarpaninę raz w jedną, raz w drugą stronę.
     Zacząłem bać się swoich myśli.

*

Każdy oddech był olbrzymim wysiłkiem i miałem niedorzeczne wrażenie, że z każdego oddechu powstaje jakaś równie niedorzeczna myśl. Z każdej myśli powstawała zmarszczka i czułem, że już niebawem będę składał się tylko i wyłącznie ze zmarszczek.

Jan Paweł Krasnodębski, Odwyk,
Videograf, Chorzów 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz