wpis przeniesiony 19.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Już. Nareszcie. Koniec. Błogosławiona Świadomość, że można było tę książkę odłożyć na dzień lub dwa; żeby odpocząć od tego, co stanowi jej fabułę. Powieść, w której nie ma szybkich samochodów, nagłych zwrotów akcji, czy wielkich pieniędzy, jest życie. Męcząca książka, ale dobra, bo w jakiś sposób prawdziwa.
[…] to jest jakiś obłęd, bełkot, biegunka myślowa, przecież ja bez przerwy prowadzę jakiś dialog w swojej głowie […].
*
[…] głęboko oddychać, wiedzieć, że ja istnieję naprawdę, dać sobie prawo do istnienia, jestem, mam prawo czegoś nie chcieć […].
*
Ale momentalnie opadło mnie całe porażające tchórzostwo. Bałem się ciemności w swojej sali, mimo że wcale nie byłem sam, bałem się półmroku w świetlicy, mimo że tuż obok znajdowała się dyżurka pielęgniarska, a nie bałbym się tych zupełnych ciemności na dworze, przy wyjącym wichrze, trzaskających drzewach, grzmotach?
*
[…] schroniłem się do kliniki psychiatrycznej i od miesiąca przeżywałem swoją nędzną szczurowatość. Tyle razy już umierałem i nie stać mnie było, żeby sprowokować los do końca. Udawałem życie i oszukiwałem świat. Czułem jakąś straszną wróżbę — że teraz już nie oszukam świata, że przyszła na mnie kolej… Chciałem, żeby strzelił we mnie piorun i zakończył tę nędzną szarpaninę raz w jedną, raz w drugą stronę.
Zacząłem bać się swoich myśli.
*
Każdy oddech był olbrzymim wysiłkiem i miałem niedorzeczne wrażenie, że z każdego oddechu powstaje jakaś równie niedorzeczna myśl. Z każdej myśli powstawała zmarszczka i czułem, że już niebawem będę składał się tylko i wyłącznie ze zmarszczek.
Jan Paweł Krasnodębski, Odwyk,
Videograf, Chorzów 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz