wpis przeniesiony 20.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Czy w każdym życiu pojawia się ktoś, z kim chciałoby się być ciut bliżej? Usiąść; porozmawiać o rzeczach nietrywialnych, zajmujących, z własnym doświadczaniem życia związanych; pobyć prawdziwie? No więc chciało się. I? Niedobre momenty. Niewłaściwe gesty. Nie te co trzeba słowa. Nie szło, nie dało się — permanentny brak kompatybilnych chwil. Mijał tylko czas.
W poniedziałek rano ni z tego, ni z owego przyszło do mnie pytanie. Usiądzie, powie o rzeczach nietrywialnych, zajmujących i co ja z tym zrobię? Czy naprawdę chcę te wszystkie, wydobywające się z trzewi ludzkich, dźwięki usłyszeć? Po co mi to? Co byłoby dalej?
Synchronicznie, kilka godzin później, zupełnie obok mojego bycia, myślenia i czucia dzieje się Zaskakująco-Niemożliwe Coś. Mowę z wrażenia odbiera, bo ten ktoś, z kim chciałoby się być ciut bliżej, nigdy, przenigdy nie zrobiłby czegoś takiego, a tu Zaskakująco-Niemożliwe stało się faktem. Znika „ktoś, z kim” i potencjalne rozmawianie o nietrywialnym i zajmującym. Jest dobra, ciekawa, fascynująca, ale niewłaściwa osoba. Albo ja byłam niewłaściwą osobą lub niewłaściwe były miejsce i czas.
Z głowy. Z serca. Już. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz