Autorka — powieściowa debiutantka, jak dla mnie odkrycie, już czekam na kolejne jej książki — polska Genova! Żadnego rwania na okładkę, haczyk krótkiego tytułu i prostej szaty graficznej połknęłam w mgnieniu oka.
To dla mnie czwarta książka dotycząca życia z konsekwencjami lub obok konsekwencji choroby Alzheimera (osobisty chronos czytelniczy: I, II, III; tej nie liczę, bo kłamie). W tej książce alzheimer jest także pretekstem do poruszenia kwestii, które dotyczą wszystkich — nie tylko tych dotkniętych nieuleczalnymi chorobami lub odłożonym w tkankach czasem.
Wybieranie cytatów zajęło mi kilka dni, ale jednego byłam pewna, nim zaczęłam myśleć o wyborze. Po #A i #B Izabeli Morskiej (wspomnianej również w tej książce) ta opowieść jest obowiązkowym — tym razem beletrystycznym, nie mniej ściskającym w dołku — punktem #C.
Z kolei prace nad szczepionką redukującą zawartość amyloidu beta i innych białek są zaawansowane, chyba nawet weszły w fazę testów na ludziach.
Zresztą – to już przecież nie dla nas. Jesteśmy za daleko. Za głęboko. Po szyję w tym nurcie, tych rzekach.
*
Krótkie rozmowy dotyczą zdrowia, radzenia sobie, tu każdy chce usłyszeć, że dobrze, bez szczegółów, a potem przechodzą do życzeń. Ale czego życzyć nieuleczalnie chorej osobie, na ręce syna.
Zdrowia? Nie bardzo.
Poprawy? Trzeba być realistycznym.
Cudu? Trochę niezręcznie, to demaskuje beznadziejność sytuacji i brak wiary składającego. I jego niewiedzę o chorobie, w tym o jej gorzkich, najtrudniejszych aspektach.
Nadziei?
Może siły? Tak, najczęściej słyszę życzenia siły w zmaganiach z przeciwnościami losu. Z tą jedną, konkretną przeciwnością, nienazywaną wprost. Tabu. Nazwa nie pada często, zresztą po co by miała padać. Znamy ją.
I wytrwałości. Tego też ludzie mi życzą.
Powinni jeszcze pieniędzy, biorąc pod uwagę ceny wszystkiego i leków oraz postępującą inflację. Ale o tym akurat nie wspominają. Może nie wypada. […]
Czasem myślę, żeby sobie wsadzili gdzieś te modlitwy, a zamiast tego zaproponowali pomoc. Może niekoniecznie od razu mycie okien w całym domu, koszenie trawnika, cyklinowanie podłóg, ale jakieś zakupy, apteka czy drogeria, wzięcie ojca na spacer, godzinę czy dwie z nim w weekend, kiedy siedzimy sami, poczytanie mu książki, wspólne posłuchanie muzyki.
*
Słowa związane są z rzeczami zwykłym sznurkiem […].
*
[…] irytują mnie współczujące spojrzenia Elżbiety i jej brak świadomości tego, jak to wszystko wygląda. Z czym się wiąże. Osoba z innego świata: obowiązków wyłącznie z wyboru.
*
Mam w pudle także książkę od Elżbiety, podobnych do Lavant gabarytów, coś z „psami” w tytule.
Weź, powiedziała, to też o psychiatrii, spojrzenie na polską współczesność.
*
Film, książki i podwójne salto mortale do wewnątrz.
*
Nie było mnie i teraz też nie jestem w stanie stwierdzić wyraźnie, że wyraźnie jestem.
*
Chcę iść żyć. Udawać cząstkę społeczności. Chcę tylko wyjść z domu.
*
Patrzę w brązowe oczy naszej suki. Jest nasza, nikt się po nią nie zgłosił. Wygląda, jakby rozumiała wiele.
Czasami, na przykład dziś, mam wrażenie, że rozumie więcej niż ojciec.
Czasami mam też wrażenie, na przykład właśnie teraz, że ogarnia świat lepiej ode mnie.
*
Zostałem ostrzeżony, ale nie byłem przygotowany. Na to wszystko trudno się przygotować.
*
Coraz rzadziej wiem, o co mu chodzi. Zazwyczaj nie mam pojęcia. A jedyne, co mogę, to patrzeć, obserwować. Interpretować też mogę, jasne, choć to przecież nie przybliża mnie do rozumienia. […] Nie wiem, co może mieć w głowie, kiedy ciska telefonem o ścianę. Słoikiem dżemu o podłogę. Kiedy powtarza ciągami ten sam zestaw sylab. Kiedy ze złością odpycha moją rękę. Albo uderza dłonią w oszkloną szafkę, choć to jasne, że szkło pęknie. Kiedy jest agresywny.
*
Widzę ciszę, ale czuję energię eksplozji.
*
Osiem dni i nas dwoje, nas troje, bo pies, nas czworo, bo jeszcze kot.
Codzienna rutyna. […]
Rytuały nadające dniom rytm, dzięki któremu jest szansa poczuć się bezpieczniej w chaosie. Strukturyzujące bezładne strumienie zdarzeń w celowe sekwencje, prowadzące dokądś, przynajmniej z pozoru.
*
Pyta o zdrowie ojca, odpowiadam wymijająco. Dla mnie liczy się forma. Ta tu i teraz, dzisiaj, jest dobra.
*
Siedzimy w ojca pokoju, kolorujemy trójkąty. To znaczy – on koloruje, a ja, z ekierką w ręku, rysuję spiralę Teodorosa.
[dostęp: 21.01.2022], źródło.
*
Tu ochłodzenie ochłodzeń. Morze Barentsa niezrozumienia. Jakaś niepojęta nieprzekładalność perspektyw.
*
To społeczeństwo, podkreślam, nadaje osobom starszym status zależnych i bezproduktywnych. Działalność pożyteczna gospodarczo nie ogranicza się do udziału w rynku pracy.
*
Rozpowszechnione przekonanie o ekonomicznym fundamencie społeczeństwa jest bezzasadne.
*
Zadanie 95: Budowa szpitala dla chorych psychicznie kosztuje 6 milionów marek. Ile domów mieszkalnych po 15 000 marek można by wybudować za tę kwotę?
(niemiecki podręcznik, 1935)
*
Czy znają państwo pojęcie biowładzy?, zaczynam najprościej, jak umiem.
Odpowiadają, że tak. Ale wyczuwam z tonu, widzę po minach, że raczej nie. Mowa niewerbalna jest starsza niż ta druga, może dlatego bardziej się jej ufa. A może z tego powodu, że trudniej w niej kłamać.
Barbara Woźniak, Niejedno,
Wydawnictwo Drzazgi, Okoniny 2021.
(wyróżnienie własne)
Niestety w dydaktyce i w praktyce lekarskiej dominuje podejście biomedyczne. Pacjenci traktowani są paternalistycznie, ciała chorych są uprzedmiotawiane, w procesie terapeutycznym często nie szanuje się podmiotowości i intymności drugiego człowieka, co w szczególności uderza w grupy niemające głosu, a więc najbardziej bezbronne i podatne na tego rodzaju nadużycia: w pacjentów całkowicie lub częściowo niekompetentnych, w osoby starsze, a także w grupy nieuprzywilejowane, takie jak kobiety, mniejszości seksualne, etniczne, w przedstawicieli niższej klasy społecznej.
*
Podczas całych studiów przyszły medyk ma szansę zetknąć się z etyką raz, dwa lub najwyżej trzy razy, w pierwszych latach kształcenia (o ile wybierze taki fakultet). Kończąc studia, prawdopodobnie nie będzie nic pamiętał.
Do tego etyka nie budzi entuzjazmu, dopowiadam sobie w głowie, już nie na papierze. Większym powodzeniem cieszą się zajęcia z samoobrony przed agresywnym pacjentem. Czyli takim, który zapomniał, najpewniej chwilowo, pod wpływem emocji, że pasywność poddawanego obróbce przedmiotu, pokora i uniżoność to cechy, które są bardzo pożądane i pomocne w trakcie przechodzenia przez tryby machiny służącej przywracaniu zdrowia. Niezbędne nawet.
*
Trzeba się przygotować na tę podróż. Jednak.
Nazwałem ją podróżą wędrowca do zmierzchu.
*
Dobry pacjent – to taka rola. Scenariusz jest bardzo prosty. Kładzie nacisk na powinności, o prawach zwykle się milczy.
Dobry pacjent nie truje pretensjami. Nie wyraża zdziwienia. Nie okazuje emocji. Robi notatki. Nie filozofuje. Nie zadaje krępujących pytań. Rozumie zawiłe terminy. Pracuje nad sobą. Jest uprzejmy. Zmienia nawyki. Ma zdrową wątrobę i wypchany portfel. Jest rozrzutny, nie może być sknerą. A jeśli nie ma pieniędzy, nie żal mu pamiątek rodzinnych. Ukrywa rozczarowanie i lubi pielgrzymować. Cierpliwy jest. Nie unosi się gniewem. Nie pamięta złego. Wszystko znosi. Wszystkiemu wierzy. We wszystkich pokłada nadzieję. Wszystko przetrzyma.
No i najlepiej, żeby nie był chory.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz