Jabłoń:
(w zeszły weekend, wiedząc, że grozi jej
kino akcji, palone samochody i sporo mordobicia,
próbuje uniknąć tego, czego nie da rady obejrzeć na pewno)
Proszę, tylko nie bierz mnie do kina na horror.
Sadownik:
Jak myślisz, Wieloryb to
co to dla mnie było?
(przeczesał repertuar i odwołał wyjście)
*
Ostatni weekend lutego to ostatni moment, by wypełnić plan na ten miesiąc. Wymyśliłam kinoterapię, to jazda! Wczoraj, zgodnie z umową, Sadownik wybrał film. Chciałam mieć pełnowymiarową siurpryzę, nie zapytałam jaki. Poszliśmy.
Demograficznie (I). Do końca chciałam mieć niespodziankę, więc nie rzuciłam okiem na szyldzik przy wejściu do sali kinowej nr 15. Nie było jednak siły, bym nie przyglądała się ludziom! Pod piętnastką stało zdecydowanie zbyt dużo kobiet, by było to mordobicie lub strzelanka, o czym nie omieszkałam poinformować kolegi-małżonka, co Sadownik skwitował serdecznym śmiechem, który, jak się okazało później, był tylko i wyłącznie przedskoczkiem wrażeń, które mi zgotował życiowy partner.
Neoliberalnie. Projekcja seansu ciut się opóźniła. Tłum gęstniał. Gdy w końcu otworzono drzwi, sala w ciągu kilku minut była PEŁNA, mimo że za kilka dni film zejdzie z afisza. Drzewko skomentowało demografię: Kotku, luka płacowa w Polsce wynosi ok. 20% na niekorzyść kobiet; skąd 80% widzów tego seansu (kobiety) miało na bilet, pepsi i popcorn? Sadownik wiedział — panie oszczędzały cały rok!
Demograficznie (II). Statystyka: nasza dwójka okrutnie zawyżyła średnią wieku widzów. Doświadczenie: w filmie jest scena, w trakcie której i ja, i Sadownik ryczeliśmy ze śmiechu (nigdy nie śmiejemy się cicho) — wyłącznie my (!) ryczeliśmy! Żeby śmiać się z tej sceny trzeba mieć nie tylko poczucie humoru i dystans do siebie, lecz przede wszystkim przynajmniej kilkudziesięcioletni staż związkowy i niejedną w tej relacji wymianę zdań za sobą.
Kultura stołu. Na bieżąco scenę picia szampana Sadownik skomentował: ale piją z kieliszków dla biedoty. Ryknęłam śmiechem. Tylko my wiedzieliśmy dlaczego. Nie z powodu romantycznej sceny, lecz z powodu Sadowniczego refleksu komentowania filmowej rzeczywistości.
Ach, te relacje! Po seansie nie ruszaliśmy się z miejsc nie dlatego, że czekaliśmy na wyświetlenie nazwisk montażystów, ale dlatego, że liczyliśmy, ilu mężczyzn było na sali podczas projekcji. Poza Sadownikiem było ich szesnastu — wszyscy w towarzystwie pań. Sposób, w jaki poruszały się te męskie ciała, nie pozostawiał złudzeń — one zostały przyciągnięte na ten seans. Sadownik był jedynym mężczyzną, który wybrał ten film. Ja byłam jedyną kobietą, która, gdyby do niej należał wybór, nigdy by tego filmu nie wybrała. Bawiliśmy się świetnie. Widzisz — skomentował Sadownik — po to się chodzi do kina, by się rozerwać! Ale był też drzewny akcencik: długo o tym filmie rozmawialiśmy, bo dla mnie miał on mimo wszystko kilka warstw, których obśmianie nie powoduje ich zniknięcia czy unieważnienia.
*
Jabłoń:
(po seansie, przy wyjściu z sali)
Gdzie jest moja strefa komfortu?
Sadownik:
To taka moja mała zemsta za Wieloryba.
Magic Mike. Ostatni taniec,
reż.
Steven Soderbergh, 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz