Niedzielne odliczanie literek, dwa. Z nudów, z chwilowej porehabkowej niemocy, z braku decyzji co teraz w poniedziałkowy ranek zabiłam kilka chwil na insta — co robię tak rzadko, że nie pamiętałam swojej ostatniej tam bytności. Być może więc z powodów wymienionych powyżej, a może po prostu Opatrzność Literkowa mnie tam zawlokła, bo po przeczytaniu słów Dudi’ego — [s]orry za rosyjskie słówko, ale oni mają takie jedno, które mówi wszystko, i świetnie te reportaże określa: duszoszczipatielnyje. Takie one są. — nie miałam wątpliwości, że muszę zrobić klik, klik. Zrobiłam.
To jest sto trzynasta książka, przeczytana przeze mnie w czasie wojny w Ukrainie. Po słowach:
Nie, nie trzeba. Nie ma po co kupować nowej altówki. Ona przecież ma swoją, w Kijowie. Wróci do niej i do operetki, jak tylko wojna się skończy. Oboje z Dmytrem na to czekają. Codziennie ćwiczą, bo chcą być gotowi, gdy przyjdzie czas jechać do domu. Liczą dni. Do tej pory minęło ich sto trzydzieści pięć.
policzyłam dni i ja: dziś, do tej pory minęło ich trzysta czterdzieści sześć.
To książka, która mogłaby mieć inny podtytuł i brzmiałby on tak: Dziesięć historii i jedna inna, bo ostatnia historia może (jeśli) mieć swoją puentę dopiero za kilkadziesiąt lat.
Dla mnie osobiście alternatywny podtytuł brzmiałby: Dziesięć historii, jedna inna i jedna nagle urwana… bo choć tej dwunastej nie ma w tym zbiorze, znam kilka zdań z jej środkowych akapitów i wiem, że jej ciepło pozostanie w mym sercu i pamięci na zawsze.
Wolelibyście kochać bardziej i bardziej cierpieć czy mniej kochać i mniej cierpieć? Oto, jak sądzę, ostatecznie, jedyne rzeczywiste pytanie.
// Julian Barnes, Jedyna historia.
* * *
Póki ktoś na nas patrzy z czułością, póty istniejemy.
* * *
Ostatnia miłość może się okazać pierwszą i najważniejszą, tego nigdy nie wiemy.
*
– Wszystko potoczyło się normalnie i jednocześnie zupełnie niezwyczajnie dla nas obojga – tłumaczy Joe. – Okazało się, że dzięki temu, że jesteśmy razem, każde z nas robi coś po raz pierwszy, coś, co dla drugiego jest czymś zwyczajnym, a wręcz nawykiem.
*
Kobieta, która czyta, jest warta spotkania.
* * *
Ona odpisała następnego dnia rano, a potem znowu on. I tak to poszło: ona, on, ona do niego, on do niej. 1418 maili, 3436 dni, między nimi 273 kilometry.
*
The John Scofield Organic Trio, Crying Time.
* * *
[…] nie ma takiego sanatorium, które leczy z żalu i z milczenia […].
* * *
* * *
Problemy zaczęły się, kiedy Wiesława, pięćdziesięcioletnia księgowa z Iławy, wybrała ciało Zdzisława zamiast ciała Chrystusa. Wcześniej przez wiele lat Maryjki patrzyły na nią czule i z miłością. Porozsiadały się na półkach, na parapecie i na stoliku w sypialni jej mieszkania w bloku. Ciche, skromne, bez uśmiechu. Jedenaście sztuk.
*
Była przerażona i zawstydzona. Ale on się nie spieszył. Rozbrajał ją powoli.
– Wysupłał ją z tego pasa cnoty, z tych wszystkich lęków i uprzedzeń. Rozkwitła przy nim – opowiada Iga.
* * *
– Wtedy zmiękło mi serce – opowiada Iwona dwa lata później. – Jak chłop jest dobry dla dzieci i dla zwierząt, to już nie ma o co pytać.
*
– Ślub mógłby mnie zabić – śmieje się. – A jeszcze młody jestem.
Kiedy wprowadził się do Iwony, miał siedemdziesiąt sześć lat, ona – sześćdziesiąt jeden.
– Razem z Robikiem [pies], który ma trzynaście lat, stuknęło nam sto pięćdziesiąt. Piękny wiek – mówi on i oboje się uśmiechają.
* * *
* * *
Widać od razu, że to taka para, która przez lata stała się jednością. Jedno drugiemu przytakuje, kończą nawzajem swoje zdania. Te same gesty, słowa. Bo nie tylko żyją razem, ale też grają razem w kijowskiej operetce. Korekta: grali.
*
Choć na co dzień obcują z dźwiękami, oboje lubią ciszę.
*
Spakowali się w małą walizeczkę. Co się zabiera, uciekając przed wojną? Ciepły zimowy sweter, bieliznę, leki, zdjęcie matki. A jeśli się jest muzykiem, to także instrument. Czyli w ich przypadku to była jedna walizka i dwie altówki. Postanowili, że każdy weźmie swój futerał w rękę, a bagaż będą ciągnąć na zmianę. Ale przecież był jeszcze kot Tigrik.
[…]
To zwykły dachowiec, spokojny, nieduży. Nawet nie jest taki ciężki, ale jak sobie poradzić z walizką, dwiema altówkami i kotem, uciekając przed wojną? To nie krótka wycieczka za miasto. Z Kijowa do polskiej granicy jest ponad sześćset kilometrów, a potem, już w Polsce, kto wie, ile jeszcze? Luba nie zastanawiała się długo. Czule pożegnała się ze swoją altówką. […] Luba owinęła instrument tkaniną, włożyła do futerału i schowała do tapczanu. Może ocaleje.
*
Czy się bali?
– Byliśmy we dwoje. Razem można wszystko przetrwać – mówi Luba, a Dmytro potwierdza, kiwając głową.
*
Nie mieli ani żadnego adresu, ani pomysłu, gdzie się zatrzymają. Tylko siebie, altówkę i kota. […] Odpowiadali wielokrotnie na te same pytania. Tak, jesteśmy z Kijowa. Tak, Luba, Dmytro i kot. Nie, nie znamy nikogo w Polsce. Nie mamy planu. Jedno tylko wiedzieli: nie mogą się rozstać.
*
Dominik, mąż Kasi, długo czekał na dworcu. Jak ich poznał w tłumie? To proste. Dwojga staruszków z altówką i kotem nie sposób nie zauważyć. Stali na peronie i trzymali się za ręce.
*
* * *
Odpowiedziała po raz kolejny – bo nie pierwszy raz powtarzała się ta sama rozmowa – że jej szklanka jest do połowy pełna. Że pojedyncze dni czasem znaczą więcej niż tygodnie czy lata i że poczeka. Wojna przecież nie potrwa wiecznie.
Agata Romaniuk, Krótko i szczęśliwie. Historie późnych miłości,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2022.
(wyróżnienie własne)
Szybko wypracowali własny język, jak ludzie, którzy dużo i czule mówią do siebie i po jakimś czasie nikt inny nie potrafi ich zrozumieć. Pojawiają się słowa, które znaczą coś tylko dla tej dwójki.
*
Książce towarzyszy playlista zatytułowana „Krótko i szczęśliwie”, którą znajdą państwo na Spotify.
*
Na nic nie jest jeszcze za późno.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz