niedziela, lutego 19, 2023

4933. Z oazy (CXVII)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Przepiękna okładka, a potem zderzyły się w mojej głowie kulki: już tego Autora czytałam. Mało! Czytałam go już w czasie trwającej woj­ny, sto cztery książki temu. Biorę! Rzucam wszystko. I po co?

Fantastyczna okładka. Początek usilnie próbujący mi udowodnić, że beletrystyka to naprawdę nie jest moja bajka. Rewelacyjny pomysł z panem B. — zaskoczyłam, o co chodzi, po drugim z nim spotkaniu. Inspirująca Anna! A potem już tylko sztampa, stereotyp i końcówka tylko pół tonu lepiej od harlequinowej puenty. Sprawdziło się powiedzenie: nie oceniaj książki po okładce - w drugim narodowym języku: do not jugde a book by its cover – nawet jeśli bez przysłony, lustra i dźwięku migawki, ale za to w wielkoformatowym negatywie.

Wy­je­cha­łem, by przy­po­mnieć so­bie, kim je­stem.
Wró­ci­łem, by ni­gdy o tym nie za­po­mnieć.

*

Kiedy chcemy od­rzu­cić prze­szłość, ta dep­cze nam po pię­tach. To, co chcemy zo­sta­wić, wraca, a to, co oca­lić, ucieka – sko­men­to­wał – co dzieje się później?

*

Rze­czy­wi­stość wy­po­sa­żona jest w ja­kiś prze­dziwny zmysł rów­no­wagi. Wszę­dzie tam, gdzie sku­mu­luje się nad­miar re­flek­sji, zsyła uzie­mia­jące za­da­nie do wy­ko­na­nia.

*

Idę przez ży­cie pie­szo, ale kiedy czy­tam, to jak­bym wsia­dał do tram­waju. Wy­cho­dzę z niego w zu­peł­nie in­nym miej­scu. Otrze­puję się z li­ter i idę da­lej. Taki now­szy. Czy­ta­nie to me­dy­ta­cja […].

*

Moje czwarte ży­cie jest do­wo­dem na to, że nie można być szczę­śli­wym, gdy zmą­drzeje się zbyt szybko. […] po­wie­dzieć chcę Ci tylko jedno. Nie mą­drzej za szybko, To­wa­rzy­szu Drogi, po­peł­niaj błędy i szu­kaj miejsc, w któ­rych do­świad­cza się wię­cej i czuje in­ten­syw­niej. By zmą­drzeć i pro­wa­dzić nudne ży­cie, po­trzebne są co naj­mniej cztery ży­woty.

*

Droga, którą ucie­ka­łeś od świata, pro­wa­dzi w dwóch kie­run­kach. By od­na­leźć szczę­ście, mu­sisz obrać kie­ru­nek prze­ciwny. Szczę­ście jest tu, nie tam. Zresztą, ten pierw­szy kurs do­brze już zba­da­łeś.

*

Słowa wy­po­wie­dziane gło­śno i przez ko­goś in­nego mają zu­peł­nie inny wy­miar niż te, które szep­czemy sa­mym so­bie pod osłoną nocy. Słowa in­nych ude­rzają w nas ze zdwo­joną mocą. Są jak cios wy­mie­rzony z za­sko­cze­nia. […]
     – Po­trze­buję roz­grze­sze­nia – po­wie­dzia­łem.
     – Czy­ste su­mie­nie to po­trzeba próż­nych – skar­cił mnie. – Chcesz być szczę­śliwy? Spró­buj być zwy­kłym czło­wie­kiem.

*

     — Oka­zuje się, mon cheri, że to, co tak upar­cie sta­ra­łem się scho­wać i za­szyć w so­bie, było w moim ży­ciu naj­waż­niej­sze – po­wie­dział sta­now­czo i jak­by skar­cił sa­mego sie­bie.

*

     — Za­czyna cię wresz­cie fa­scy­no­wać to, co w ży­ciu naj­waż­niej­sze.
     — Czyli co, Pa­nie Ka­rolu?
     — Opo­wie­ści i hi­sto­rie, które każdy z nas układa w so­bie od chwili, w któ­rej pierw­szy raz ode­tchnie po­wie­trzem.

*

Pal był nie tylko świę­tym środ­kiem wio­ski, ale i środ­kiem ca­łego świata. Się­ga­jąc nieba, gwa­ran­to­wał opiekę bo­gów. Scho­dząc w głąb ziemi, za­pew­niał spo­kój zmar­łym. […]  Kiedy ko­czow­nicy zbie­rali się do drogi, bo iść prze­cież było ich prze­zna­cze­niem, wy­ko­py­wali pal z ziemi i za­bie­rali śro­dek swo­jego świata ze sobą po to, by wbić go po­now­nie w miej­sce, w któ­rym przyj­dzie im się za­trzy­mać, by ze­brać siły przed dal­szą po­dróżą.

*

Pustka ist­nieje rów­no­le­gle do nas
i trzeba żyć z nią w zgo­dzie.

*

Był jak […]  na­iwny po­eta po­chy­la­jący się nad każdą dro­binką świata, oży­wioną i nie­oży­wioną, piewca mi­kro­ko­smosu sprzy­mie­rzony z kwiat­kiem i ro­bacz­kiem albo in­diań­ski sza­man, czci­ciel boga-słońca, które spa­dało mu na od­kryte, ja­sne i mą­dre czoło.

*

     — […]  Na­leży od­gru­zo­wać się ze świata i w ten spo­sób do­trzeć do dna, w głąb sie­bie. – Wska­zał mi wielką ru­inę za nami – po­szu­ki­wa­nie sie­bie to de­mon­taż.

*

Je­ste­śmy lampą – po­wie­dział – ist­nie­jemy bez względu na to, czy świe­cimy się, czy je­ste­śmy zga­szeni.

*

[…]  czło­wiek wcale nie uro­dził się w raju. Ale to nie szko­dzi. Musi żyć tak, by w nim umrzeć. Je­śli my­ślisz, że to, za czym tę­sk­nisz, było ra­jem, ni­gdy nie od­wa­żysz się zbu­do­wać no­wego.

*

     — Prze­pra­szam – do­dała po chwili – coś się ze mną stało i nie może prze­stać być.

*

Ścienny ze­gar znów stał się sły­szalny i wró­cił do łu­ska­nia czasu. Za­mknął się w so­bie i, se­kunda po se­kun­dzie, od­dzie­lał chwile pu­ste od pu­ściej­szych.

*

Spę­dza­łem więc dzień ukrad­kiem. Jakby za­le­żało mi przede wszyst­kim na tym, by roz­mi­jać się z rze­czy­wi­sto­ścią. Nie wi­dzieć, nie sły­szeć i nie do­ty­kać, a – nie daj Boże – po­czuć lub za­sma­ko­wać. […]
     Był to dzień, w któ­rym lu­bi­łem wy­cho­dzić, od­wra­cać oczy, za­sła­niać uszy i od­su­wać się od do­tyku. Dzień, który czła­pał ku nocy i mę­czył się mną do­kład­nie tak samo, jak ja mę­czy­łem się nim. Za żadne skarby nie chcia­łem mu jed­nak pod­paść. Desz­czowe dni po­tra­fią być nie­ugięte i zde­ter­mi­no­wa­ne, ma­je­sta­tyczne i wieczne, mściwe i sprzy­mie­rzone z cza­sem, który na każde ich ski­nie­nie z mi­nuty po­trafi zro­bić dwie go­dziny.

*

Nie miała przed sobą celu i za­dań do wy­ko­na­nia, ale białą kartę dnia nie­za­pi­sa­nego i po­zba­wio­nego kra­tek.

*

Pierw­sze dni sa­mot­no­ści dały się spo­ży­wać tylko ma­łymi ra­cjami.

*

Cho­ciaż by­łem tu­taj po raz pierw­szy, czu­łem się swo­bod­nie i spo­koj­nie. Nie tak, jak­bym przy­je­chał, ale tak, jak­bym wró­cił.

*

Dla­czego tak źle prze­ży­wam wszyst­kie dane mi z tobą go­dziny i go­dzę się na to, że le­niwe koty za­dep­tują i za­nu­dzają nam ten czas?

*

     — Ja na sta­rość przy­je­cha­łem do domu, a ty chcesz go tu­taj zna­leźć. To nie może się udać, bo domu się nie szuka. Do domu się wraca i do­sko­nale zna się do niego drogę.

*

To, czego się bo­imy, wy­daje się straszne tylko jako ca­łość i kiedy za­ata­kuje nas znie­nacka. Strach roz­ło­żony na czę­ści traci moc pa­ra­li­żo­wa­nia.

Jakub Zając, Anna i Pan B.,
Wielka Litera, Warszawa 2023.

Wię­cej jest nas w świa­tach, które się nie stały, w świa­tach, które jesz­cze nie na­de­szły, ani­żeli w tu­taj, w te­raz i w tym wła­śnie, naj­zwy­czaj­niej prze­ży­wa­nym mo­men­cie.

*

[…]  nie­któ­rych lu­dzi po­zna­jemy na długo przed tym, za­nim ich spo­tkamy.

*

My­śla­łem o wszyst­kim, co po­wie­dział do mnie Pan B. O sztucz­nych ra­jach, które tak do­brze zna­li­śmy, o ucie­ka­niu od świata i o wra­ca­niu do niego. O nie­skoń­czo­no­ści, którą no­simy w so­bie i o po­szu­ki­wa­niu szczę­ścia w by­ciu zwy­kłym czło­wie­kiem.

*

Sie­dzia­łem przez dłuż­szy czas w ci­szy i próbo­wa­łem za­do­mo­wić się w no­wym położeniu.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz