Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
dotarło. jeśli chcę radości, którą niosą: jeszcze jeden dzień, przeczytana dobra książka, wysłuchany piękny utwór, odkryte nowe słowo czy fraza, spotkanie czy chwila, gdy zaczynam coś rozumieć, przytulas, błysk w oku, jeśli to i wiele więcej.
nie wymigam się już, jest cena: fizyczny ból, postępująca zależność, bariery architektoniczne, które co chwilę podstawiają mi nogę.
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, siedem. Poślizgnięte na czekaniu, by opowiedziały się włoskie literki.
Czekałam na tę książkę rok bez dwóch tygodni. Nie było warto czekać. Zadziwiające, że trzy pierwsze części trzymały niesamowicie poziom, a ta, czwarta i ostatnia, nie trzyma go wcale. No i tyle. Dawno mi się nie zdarzyło, by książki marnowały mój czas. Ta jest drugą w tym miesiącu, która dała radę to zrobić.
Mijały kolejne pory roku. W tym czasie różni ludzie przyszli do kawiarni i przenieśli się do przeszłości. Inni z kolei nie przyszli, a jeszcze inni wyszli, gdy usłyszeli zasady.
🖇
Coś we mnie… choć nie potrafię dokładnie określić co… przywiodło mnie tutaj.
[…]
– Nie było innego sposobu?
– Nie wiem, może był.
🖇
Tak często w życiu stajemy na rozstaju dróg. Każdy żal wynika z czegoś, co wydarzyło się w pewnym momencie, mimo że nigdy nie sądziliśmy, że nas to spotka. Kiedy to nasze własne działanie doprowadza do nieoczekiwanego skutku, jak mielibyśmy nie żałować? W końcu czy kiedykolwiek dostajemy drugą szansę?
🖇
– Chyba nic się nie da zrobić w tej sprawie, prawda?
– Co się stało, już się nie odstanie.
Niektóre problemy uczuciowe można rozwiązać tylko samemu.
Toshikazu Kawaguchi, Zanim się pożegnamy,
przeł. Joanna Dżdża,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2024.
– Co się właśnie wydarzyło?
– Co ma pani na myśli?
– Teraźniejszość się nie zmienia, prawda?
– Zgadza się.
– Przeszłość też się nie zmienia?
– Nie, nie zmienia się.
– To dlaczego czuję się, jakbym po powrocie do teraźniejszości była zupełnie inną osobą?
🖇
Wciąż nie wiem, co tutaj robię, ale niech będzie…
🖇
– Rozumiem. Rozumiem. Jakie to fascynujące.
🖇
Gdybyś mógł cofnąć się w czasie,
z kim chciałbyś się spotkać?
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, sześć. Poślizgnięte na czasie i papierze, z którego literkę po literce trzeba było przenieść.
Włoskie prezentoczytanie trwa. Ta seria uczy mnie nazw zwierząt i roślin, które pewnikiem nigdy do niczego mi się nie przydadzą poza przyjemnością poznania. Tym razem morszczyn (tłum. dosł. dąb morski) czy strzykwa tj. ogórek morski. Nie wspominając o wzbogaceniu polskiego słownictwa o kałana morskiego i pasieniu oczu kreską Ilustratorki.
Questa è Pat.
Pat è una lontra marina.
Le piace mettersi a pancia in su
e galleggiare sul mare.
Le piace anche fare domande.
Ma cosa succede
quando nessuno sa le risposte?
[To jest Pati. / Pim to dziecię wydry morskiej. Lubi ułożyć się brzuszkiem do góry / i unosić się na wodzie. Lubi też zadawać pytania. / Ale co się stanie, kiedy nikt nie zna odpowiedzi?]
🖇
— Ciao, — disse. — Che fai?
Pat continuò a tenere gli occhi chiusi. — Niente, — rispose. […] Bobby le nuotò intorno e poi si mise anche lui a pancia un su.
— Bene, — disse. — Anche io non ho niente da fare, quindi lo farò con te. [ — Cześć! — powiedział. — Co robisz?
— Nic — odpowiedziała Pati, pozostając z zamkniętymi oczami.
[…] Bobby opłynął ją wokół, a potem wyłożył się też brzuchem do góry.
— Dobrze — odparł. — Ja także nie mam nic do roboty, więc to nic porobię z tobą.]
🖇
— Non lo conosco, — disse Pat.
— E come avresti potuto? — disse Bobby. — Finora sei sempre rimasta con tua madre perché eri ancora piccola. [ — Nie znam go — powiedziała Pati.
— A jak mogłabyś? — odparł Bobby. — Do tej pory zawsze byłaś ze swoją mamą, ponieważ byłaś jeszcze malutka.]
🖇
[Moja matka ma nowe dzieciątko.]
🖇
— […] Gaffer […] conosce un sacco di storie.
— Sa davvero rispondere alle domande? — chiese Pat. — Mamma dice che ne faccio troppe, e non mi considera quasi mai.
— Be’, falle a me. — disse Bobby. — Se so le risposte, te le darò. Altrimenti chiederò a Gaffer. Non immaginava in che guaio si era cacciato: Pat non la smetteva mai di fare domande.
— È solo che non so ancora molto, — spiegò Pat, — e voglio sapere. A proposito: come ti chiami?
— Bobby, — rispose lui, — e io so che tu sei Pat. [ — […] Gaffer […] zna masę historii.
— Naprawdę umie odpowiadać na pytania? — zapytala Pat — Mama mówi, że zadaję ich zbyt dużo i nie traktuje mnie na serio.
— Cóż, zadaj je mi — powiedział Bobby. — Jeśli znam odpowiedzi, to ci powiem. W przeciwnym razie zapytam Gaffera. Nie miał pojęcia w co się władował: Pat nie ustawała w zadawaniu pytań.
— Po prostu niewiele jeszcze wiem — wyjaśniła Pat — i lubię wiedzieć. Przy okazji: jak masz na imię?
— Bobby — odpowiedział — i wiem, że ty jesteś Pat.]
🖇
[KAŻDA mama ze swoim maleństwem.]
🖇
— Ma volevo un’ostrica... Oh, l’ho persa.
— Be’, meglio perdere un’ostrica che una piccola lontra sciocca. I casi sono due: o non fai le domande giuste o non acolti mai
le risposte. Perché sembra che tu non sappia molto sul mare. Sai qualcosa delle balene?
— No, — rispose Pat.
— Però dovresti, — disse Bobby. [ — Ale chciałam ostrygę… Och, straciłam ją.
— Cóż, lepiej stracić ostrygę niż małą niemądrą wydrę. Są dwie możliwości: albo nie zadajesz właściwych pytań, albo nie słuchasz nigdy odpowiedzi… Dlatego wygląda, że nie wiesz dużo o morzu. Wiesz coś o wielorybach?
— Nie — odpowiedziała Pat.
— A powinnaś — odgryzł się Bobby.]
🖇
— Va’ via, — disse Pat. — Sono morta.
— Le lontre morte non parlano, — disse Bobby, nuotandole incontro. — Stavo solo dando a Pat una lezione sulle orche.
— Un’ottima lezione, a quanto pare, — disse la mamma di Pat. — Non l’ho mai vista tanto tranquilla. Ma ora svegliala, così possiamo andare al largo.
— Pat, — disse Bobby.
Pat aprì un occhio. — Sono ancora morta? — chiese.
— No, e dobbiamo andare. [ — Idź sobie! — powiedziała Pat. — Jestem martwa.
— Martwe wydry nie mówią — powiedział Bobby, płynąc na spotkanie mamy Pat. — Daję tylko Pat lekcję na temat orek.
— Wspaniała lekcja, najwyraźniej — powiedziała mama Pat. — Nigdy nie widziałam jej tak spokojnej. Ale teraz pobudka, abyśmy mogli ruszyć w morze.
— Pat — powiedział Bobby.
Pat otworzyła jedno oko. — Jestem już martwa? — zapytała.
— Nie, musimy ruszać.]
🖇
— Che cosa causa le tempeste? — chiese assonnata.
Bobby tentò di trovare una risposta, poi vide che Pat si era messa le zampe sugli occhi e si era addormentata. Così fece altrettanto. [ — Co powoduje burze? — zapytała senna.
Bobby próbował znaleźć odpowiedź, potem spostrzegł, że Pat położyła łapki na oczy i zasnęła. Zrobił to samo.]
🖇
[Złapali i zjedli po dwie RYBy każdy…]
🖇
— Parlami degli squali.
— Non c’è tempo. Svelta, girati a pancia in giù. Seguimi. Anzi, no, nuotami accanto.
— Perché? — chiese Pat.
— Risparmia il fiato e nuota piu veloce che puoi. Abbiamo degli squali alle calcagna. Non guardare. Andiamo! Veloci. [ — Opowiedz mi o rekinach.
— Nie ma czasu. Szybko, obróć się. Chodź za mną. Właściwie nie, płyń obok.
— Dlaczego? — zapytała Pat.
— Oszczędzaj oddech i płyń tak szybko, jak możesz. Mamy rekiny na plecach. Nie oglądaj się. Zwiewamy! Szybko.]
[Cóż, nie chciałem, żebyś / dowiedziała się czegoś o rekinach w ten sposób…]
🖇
— Ieri era ieri, — disse in tono altezzoso. [ — Wczoraj było wczoraj — powiedział lekceważącym tonem.]
🖇
[Ale co to małż?]
🖇
— […] Ma altri uomini buoni si prendono cura delle lontre malate ed aiutano a trovare una nuova casa. [ — […] Ale inni ludzie są dobrzy i opiekują się chorymi wydrami i pomagają znaleźć dla nich nowe miejsca na dom.]
🖇
[Zasnęła migiem z łapkami na oczach.]
🖇
A Pat Gaffer piacque all’istante, e a Gaffer piacque lei.
— Be’, di solito non abbiamo femmine qui con noi, — disse.
— Ma io non sono semplicemente una femmina, — obiettò Pat. — Sono una lontra che vuole sapere tutto. [Gaffer spodobał się Pat błyskawicznie, a Gafferowi spodobała się ona.
— Cóż, zwykle nie ma tu z nami kobiet — powiedział.
— Ale ja nie jestem po prostu kobietą — zaprotestowała Pat. — Jestem wydrą, która chce wiedzieć wszystko.]
[Wydry morskie. Ludzie z Ziemi]
🖇
Seguirono gli uomini fuori, dove c’era una grande piscina piena d’acqua salata. Dopo pochi istanti erano in acqua, sdraiati a pancia in su. [Ludzie wyszli na zewnątrz, gdzie był duży basen pełny słonej wody. Po kilku chwilach [wydry] były w wodzie, leżąc brzuszkami do góry.]
🖇
— Sono felice di aver voluto sapere, — disse. — Non sarei stata in grado di farlo altrimenti.
Poi si mise le zampe sugli occhi e si addormentò. [ — Jestem szczęśliwa, że chciałam wiedzieć — powiedziała. — Nie byłabym w stanie zrobić inaczej.
Potem położyła łapki na oczach i zasnęła.]
🖇
— […] Sai una cosa?
— No, — rispose Bobby, — e non voglio saperla. [ — Wiesz co?
— Nie — odpowiedział Bobby — i nie chcę tego wiedzieć.]
🖇
— Cos’è? Cos’è? — gridò, spaventatissima.
Anche Bobby era in pena, ma si riprese subito.
— Va tutto bene, — disse. [ — Co to jest? Co to? — wrzasnęła przerażona.
Również Bobby był w kłopocie, ale nie tracił rezonu.
— Wszystko jest OK — odpowiedział.]
🖇
Bobby esclamò: — Oh, è tutto così divertente. Andremo su e poi su e poi ancora più su in alto nel cielo.
— Vorrei che la mia pancia venisse con me, — disse Gaffer. — Mi sento come se l’avessi lasciata a terra. Forse è per questo che gli umani indossono le cinture di sicurezza... […]
Alla fine l’aeroplano tornò orizzontale. [Bobby wykrzyknął: Och, wszystko jest takie zabawne. Lecimy w górę, a potem do góry, a potem jeszcze wyżej do nieba.
— Wolałbym, aby mój brzuch leciał razem ze mną — powiedział Gaffer. — Czuję się jakby został na ziemi. Może z tego powodu ludzie używają pasów bezpieczeństwa… […]
W końcu samolot wrócił do poziomu.]
Jill Tomlinson, La lontra che voleva sapere tutto,
ilustr. Anna Laura Cantone, z j. ang. przeł. Gloria Pastorino,
Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milano 2019. (wyróżnienie własne)
Arriva la sera, erano molto stanchi e Pat silenziosa.
— C’è qualcosa che non va?— chiese Bobby. — È un eternità che non fai domande. Non vuoi sapere altro? Non sai ancora tutto, eh... [Nadszedł wieczór, byli bardzo zmęczeni a Pat cichutka.
— Coś jest nie tak? — zapytał Bobby. — Minęła wieczność, od kiedy zadawałaś pytania. Nie chcesz dowiedzieć się czegoś więcej? Nie wiesz jeszcze wszystkiego, ej…]
ode mnie do Niej dwa uściski dłoni. niespodzianka całkowicie niespodziewana trafiła do ula. od Niej do mnie potrzebowała czterech uścisków dłoni, by zrobić to dziś, i jednej chwili, by zrobić mi dzień.
Jabłoń:
(wczoraj, z cieknącą krwią z nosa, ma w planie
zrobić z fragmentu chusteczki higienicznej zatyczkę i jechać z pracą dalej) Gdy będziesz zajmowała się moją stopą,
zatkam nos.
Rysia: Mogę dać ci tampon.
Jabłoń:
(zrobiła minę, bo przed oczami zobaczyła
sklepową półkę z tamponami w rozmiarze super plus)
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, pięć.
Ibukosknera nie miał szans mnie dogonić! Gdy tylko dowiedziałam się, że książka-laureatka zeszłorocznej laureatki włoskiej nagrody literackiej Strega jest dostępna w języku polskim w wersji elektronicznej, było szybkie klik, klik, enter, enter.
Niestety, jak doczytałam kiedyś w internetach, nazwa nagrody nie jest hołdem złożonym wiedźmom, czyli wiedzącym kobietom, (wł. strega to w j. polskim czarownica), lecz pochodzi od likieru strega — producent tej używki był pierwszym fundatorem tej nagrody, ale jest również protoplastą tego, co przyjdzie wraz z ostrą odmianą kapitalizmu do Polski, czyli nazywania zespołów sportowych nazwami firm, np. Aluron CMC Warta Zawiercie, PGE Projekt Warszawa (wymieniony, bo ul temu zespołowi kibicuje) czy absolutny językowy hicior: Ślepsk Malow Suwałki.
Przyjęłam do wiadomości procentowe źródło nazwy nagrody, ale i tak wolę myśleć sobie tak: Polacy mają Nike, Włosi mają Wiedźmę! W takim myśleniu jest moc, z której nigdy dobrowolnie nie zrezygnuję.
A książka? To nie jest książka, lecz samo mięcho. Jest o niemocy, która staje się nieskończonym źródłem nieludzkiej mocy. W ramach wybierania fragmentów, które chcę mieć pod ręką, wybrałam samo najgęstsze. Drugie, jeśli nie trzecie tyle pozostało jako zaznaczenia (w przeróżnych kolorach) tylko w ibuku.
W tej książce jest piękno.
I jest, mimo wszystko, światło i wdzięk.
Jest to, co pozwala nam zrozumieć,
że istoty ludzkie niosą w sobie nadzieję. Loredana Lipperini
🖇 🖇
Wyjechałam zaraz po liceum, zdecydowana przekształcić namiętność do tańca w życiowy plan, choć zupełnie nie byłam jeszcze w stanie wyobrazić sobie jego zarysów. Katapultowana w miejsce, które jawiło mi się jako centrum wszechświata, czułam, że znalazłam się w końcu we właściwym otoczeniu, tam gdzie wszystko bierze swój początek i skąd można było wyruszyć „we wszystkich kierunkach”.
🖇
Jesteś Daria. D’aria, czyli z powietrza. […] Ty nie znasz codziennej wspaniałości stania na nogach, tego „małego tańca” poruszającego każdym w pozornym bezruchu pionowego ciała. Ani nie wyobrażasz sobie tajemnicy ciężaru przenoszonego z nogi na nogę, który zamienia się w krok.
🖇
Każda choroba zaburza równowagę. […]
Moją uwagę przyciąga pewna wiadomość prasowa: ojciec niepełnosprawnej kobiety, który opiekował się nią przez trzydzieści siedem lat, odbiera sobie życie, rzucając się z ósmego piętra, gdy dowiaduje się, że zachorował na parkinsona. Całe życie poświęcone drugiej osobie roztrzaskało się w obliczu strachu, że nie zdoła już zatroszczyć się o samego siebie, by nadal zajmować się kimś, kogo kocha.
🖇
To nie pierwszy raz, gdy wywołuję sytuacje potencjalnie wybuchowe, nie zdając sobie z tego sprawy, aż do chwili tuż przed podpaleniem lontu.
🖇
Poświęciłam życie tańcu, najpierw własnemu, potem patrząc na innych. Pragnęłam piękna. Przez lata szukałam gracji w geście, precyzji w szczególe, gry proporcji osiągających razem harmonię. To cierpliwa praca, której tancerz poddaje swoje ciało w każdej chwili, codzienne poszukiwanie, które nigdy nie słabnie.
Z tego punktu widzenia twoja niepełnosprawność jawiła mi się jako autentyczna kpina.
🖇
Namiętność do tańca nigdy się nie wyczerpuje. Ale z czasem zmieniło się moje spojrzenie na tańczące ciała. Bardziej niż technika, sprawność, wirtuozeria wzruszają mnie same ciała, bardziej niż taniec – osoby, które tańczą. Porusza mnie ktoś, kto jak Chiara jest w stanie wybuchnąć krzykiem poprzez swoje niedopasowane ciało, pokazując, że istnieje wyjście dla tych, którzy z powodu sylwetki, tożsamości, przynależności, wieku, płci, pochodzenia mają kłopoty ze znalezieniem przestrzeni do ekspresji.
*
Chiara Bersani, LIFT 2024: L’Animale.
🖇
[…] doświadczenie twojego młodego życia pozwoliło mi zrozumieć, że istnieje niepełnosprawność „piękna” i niepełnosprawność „brzydka” i że również w tym „osobnym świecie” ludzie – poczynając od nieznajomych, po terapeutów i lekarzy – ulegają urokowi piękna, dokładnie tak samo jak w „świecie normalnym”.
Początkowo przeszkadzało mi to; zastanawiałam się, czy to właściwe, że inni podchodzą do ciebie tylko dlatego, że jesteś piękna. Ale potem odnalazłam w tym „tylko” szlachetniejszy i głębszy sens słowa „piękno”. Pomyślałam, że każdy z nas otrzymuje od życia przynajmniej jeden dar i że przy ogólnym pechu warto z tego korzystać.
Pragnęłam piękna i je dostałam: dostałam ciebie.
🖇
26 kwietnia 2013 Nad morzem, dialog między twoim tatą a pięcioletnią Violą.
Viola: „Nie widzi, prawda?”.
Tata: „Nie”.
Viola: „Ale mówi?”.
Tata: „Nie”.
Viola: „Chodzi?”.
Tata: „Nie”.
Viola: „No to jest magiczna!”.
🖇
Poczekalnie są miejscami spotkań. Matki i dzieci, czasem ojcowie. W dzieciach widzę na nowo ciebie malutką albo obraz ciebie w najbliższej przyszłości. W towarzyszących im kobietach sama przeglądam się jak w lustrze. Odnajduję w nich fragmenty mnie, w takiej samej mierze dowody odwagi, jak i chwile słabości.
W parach dostrzegam hierarchie i role, stosunki siły i wzajemne zależności. Czasem to, co widzę, budzi we mnie przerażenie. […]
W poczekalniach, w obliczu cierpienia innych, rany otwierają się na nowo. Moja udręka jest ich udręką, podniesioną do entej potęgi.
🖇
Kiedy masz niepełnosprawne dziecko, chodzisz w jego zastępstwie, widzisz zamiast niego, wjeżdżasz windą, bo ono nie może wchodzić po schodach, jeździsz samochodem, bo ono nie może wsiąść do autobusu. Stajesz się jego rękami i jego oczami, jego nogami i jego ustami. Zastępujesz jego mózg. I stopniowo, dla innych, sam stajesz się w końcu trochę niepełnosprawny: niepełnosprawny per procura.
🖇
W objęciach – napisał Charles Bukowski – możesz robić wszystko: uśmiechać się i płakać, odradzać się i umierać. Albo zatrzymać się w nich, drżąc, jakby to był ostatni raz.
Jeśli ktoś ma szczęście cieszyć się dobrym zdrowiem, ma niewiele powodów, by skupiać się nad ciałem i jego relacją ze światem zewnętrznym: jeśli narządy funkcjonują, możemy robić wszystko, jeść, chodzić, kochać się… Nasz stan, nasze istnienie, naszą rzeczywistość uważamy za coś oczywistego.
🖇
Nagłość choroby odbiera siły, tymczasowo oddala od działania, od życia. Potem […].
Ale jeszcze trochę później, jeśli przetrwasz, zaczynasz zastanawiać się nad życiem, które ci pozostało.
🖇
Przestałam przejmować się każdym codziennym zdarzeniem, a w miejsce wzburzenia pojawiła się akceptacja rzeczywistości.
🖇
[…]kruchość staje się częścią mnie. Zaakceptować, że tak będzie już zawsze: to jest punkt wyjścia do wyobrażania sobie przyszłości.
🖇
Ja jestem moim ciałem, które gromadzi znaki, rany, blizny. Ciało jest moją pieczęcią, tekstem mówiącym o mnie. W chorobie odsłaniam cały swój byt. W chorobie rozwijam się, rosnę niczym kwiat, odnajduję moje prawdziwe życie, napisał Franz Kafka. Ciało mnie inspiruje, prowadzi, uczy. W to ciało – jakiekolwiek ono jest – muszę wierzyć.
🖇
Ludzie mówią mi często o tym, jak ważna jest wola wyzdrowienia. „Musisz podejść do tego z głową”, […] na dźwięk tych słów odruchowo się niecierpliwię. Z grzeczności nic nie mówię, ale posłałabym wszystkich w diabły. Bo w to nie wierzę. Czy chcemy powiedzieć, że Mattia, Luca, Michele, Roberta, Lucien, Angela, Paolo albo tysiące innych nie wyzdrowieli, bo nie podeszli do tego z głową? Darujmy sobie.
🖇
Czuję, że ciało mi odpowiada, więc mówię: idź za mną, proszę, będę dla ciebie miła, nie będę prosić o zbyt wiele, ale mnie nie opuszczaj. Przemawiam do niego jak do żywej istoty, którą jest. Dziękuję, ciało, kocham cię, ale ty też mnie kochaj.
🖇
Istnieją książki mające moc łączenia cię z doświadczeniami życia pogrzebanymi gdzieś pod warstwami milczenia i bólu. Zdarzenie Annie Ernaux jest dla mnie jedną z takich książek. W swojej przejrzystej, zwięzłej i ważnej opowieści Ernaux wypowiada na temat aborcji słowa, których nie potrafiłabym z siebie wydobyć. Jej odwaga – ale czy o to chodzi? – każe mi za nią podążać, iść na całość w ukazywaniu własnego doświadczenia, bo, jak pisze, nie ma prawd gorszych i przeżycie czegoś, czegokolwiek, daje nam niezbywalne prawo, by o tym napisać.
🖇
[…] poznałam rozbite rodziny, zniszczone związki, kobiety pogrążone w depresji. Nie wszyscy mają siłę fizyczną, odporną psychikę, środki ekonomiczne, kulturę potrzebną do walki z bezlitosną biurokracją, okrucieństwem niektórych lekarzy i wszechobecną nieuprzejmością, samotnością i zmęczeniem, a w końcu z samym sobą i własną niewystarczalnością.
[…]Niech Kościół, polityka i medycyna przestaną patrzeć na kobiety jak na kurwy, które nie mogą się doczekać, by zabić własne dzieci. Aborcja jest bolesnym wyborem dla kogoś, kto jej dokonuje, ale jest wyborem i powinna być zagwarantowana.
🖇
Trzeba opowiadać o cierpieniu,
by uwolnić się spod jego władzy. Rita Charon
🖇
Z czasem mija faza skupiania się na szukaniu odpowiedzi, na szarpaninie, chęci, by iść dalej. To nie rezygnacja, raczej forma aktywnej akceptacji: przestaje się walczyć „przeciwko”. Oszczędza się energię i myśli, by walczyć „dla”.
Ada D’Adamo, Jak powietrze,
przeł. Anna Osmólska-Mętrak,
Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2024. (wyróżnienie własne)
Często choroba dzieli, oddala, niszczy. Czasem jednak buduje, łączy, potęguje miłość.
🖇
[…] rzeczywistość jawiła się przed moimi oczami jako droga bez wyjścia. Teraz wiem, że wyjście jest zawsze, ale w tamtych dniach nie byłam w stanie go dostrzec.
🖇
Jak kochać, wiedząc, że czeka nas rozstanie?
Jak być w pełni i umieć zniknąć? Nie wiem.
To prawa życia, jego nieprzeniknione choreografie,
tańce dla niewidomych, lekki podmuch muska nam twarz
i ręce, i choć nie widzimy, wiemy: taniec trwa. Chandra Candiani
🖇
Niech […] każdego dnia. Po wyrażeniu tego pragnienia następuje działanie, bo sama nadzieja nie wystarcza.
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, cztery. Noblistka. Jeszcze świeżutka. Gdy ta książka po raz pierwszy ukazała się w Polsce, nawet nie dało się marzyć o ibuku. Wystawiłam tej powieści więc godnościowo środkowy palec i poszłam sobie w czytelniczą dal.
Noblistka. Jeszcze całkiem świeżutka. I osiągalna już w ibuku. Zasięgnęłam opinii i… poproszę, klik, klik i wio. A po przeczytaniu przyszło mi tylko do głowy: proszę, przypomnijcie mi za co ten literacki Nobel? No, więc:
za jej intensywnie poetycką prozę, która każe nam konfrontować się z historycznymi traumami i odkrywa kruchość ludzkiego życia. […] przykłada [Han Kang] niebywałą wagę do relacji ciała i duszy, życia i śmierci, a w swojej stylistyce – poetyckiej i eksperymentującej – wytycza nowe kierunki dla współczesnej prozy. I wszystko jasne, ja w tym kierunku już nigdy nie pójdę. Tak jak nigdy nie ruszyłam za Sienkiewiczem czy Reymontem.
Od dawna nie przeczytałam książki, która tak bardzo zmarnowała mój czas. Zyskałam tylko to, że wiem, czym jest plamka mongolska, że można na jej myśl obleśnie się ślinić (fetysze, podobnie jak gusta, nie podlegają ocenie, więc to zdanie powinno podlegać redakcyjnym cięciom). Tego wszystkiego, o czym wspomniał przedstawiciel Szwedzkiej Akademii, przyznając nagrodę, nie ma w tej książce. Może poza eksperymentem. Jest za to przemoc strukturalna i bezmiar ludzkiej samotności. Jest i pornol dla ceniących wysoko estetykę intelektualistek.
Zanim została wegetarianką, nigdy nie pomyślałbym, że jest wyjątkowa. […]
Zdecydowałem się na małżeństwo, bo mimo braku szczególnego powabu nie miała wyraźnych wad.
🖇
Umysł mojej żony wydał mi się nagle nieprzenikniony niczym umieszczona głęboko w ziemi pułapka.
🖇
Pomyślałem, że wcale nie znam tej kobiety. I była to prawda. Nie kłamałem. Jednak podszedłem do niej na przekór sobie, wiedziony poczuciem odpowiedzialności.
– Kochanie, co ty tu robisz? – wyszeptałem.
🖇
Chociaż w porównaniu z jego żoną była znacznie mniej atrakcyjna, czuł bijącą od niej siłę dziko rosnącego drzewa, któremu nikt nigdy nie przyciął gałęzi.
🖇
[…] jej wzrok spotkał się z jego wzrokiem. Zebrała się wtedy w sobie i posłała mu wściekłe spojrzenie. W jego oczach nie było jednak ani żądzy, ani szaleństwa. Nie było w nich także żalu czy goryczy. Widać w nich było jedynie przerażenie: dokładnie takie, jakie w tamtej chwili sama czuła.
W ten sposób wszystko dobiegło końca. I nic już nie mogło być takie jak kiedyś.
🖇
Zaskoczyła ją nagła myśl, że tak naprawdę nigdy nie miała szansy sobie pożyć. Święta prawda. Nigdy nie zdołała sobie pożyć. Od kiedy pamięta, jedynie wszystko przetrzymywała.
🖇
Nie była to twarz człowieka, którego starała się szanować i dla którego rozpadała się na kawałki, próbując wszystko przetrzymać i troszczyć się o niego. Jej wyobrażenie na jego temat okazało się zaledwie cieniem osoby, jaką tak naprawdę był.
– Nie znam cię – wyszeptała i docisnęła odłożoną na widełki słuchawkę. – Nie muszę ci wybaczać ani prosić o wybaczenie. Jesteś dla mnie obcym człowiekiem.
🖇
[…] zapytała po raz ostatni:
– Dlaczego uważasz, że śmierć to coś złego?
🖇
Czuje, że traci energię pod wpływem ogromu rozczarowania. – Co z tobą? Naprawdę ci odbiło? – Po raz pierwszy w życiu pyta ją o to, w co nie była w stanie uwierzyć przez kilka ostatnich lat. – Naprawdę ci odbiło? […] Panująca w sali cisza zatyka jej uszy niczym mokra wata. Nie słychać nawet, że ktoś oddycha.
– Całkiem możliwe… – mruczy, przełamując milczenie. – Może łatwiej wpaść w taki stan, niż się wydaje. – Waha się przez moment, a potem dodaje: – Zwariować, znaczy się…
🖇
Kiedy śnimy, wszystko wydaje się tak rzeczywiste. A jednak po przebudzeniu zdajemy sobie sprawę, że był to tylko sen… Tak więc i my się kiedyś obudzimy, a wówczas…
🖇
Jeśli jeden człowiek przejdzie gruntowną przemianę, drugi nie ma wyjścia – musi się dostosować.
Han Kang, Wegetarianka,
przeł. Justyna Najbar-Miller, Choi Jeong In,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021.
Wezbrała w niej świadomość doświadczonego cierpienia, która przez wiele lat zdawała się w niej dojrzewać i czekać tylko na ten moment.
„To wszystko nie ma sensu”.
„Dłużej tego nie wytrzymam”.
„Nie potrafię dalej iść tą drogą”.
„Nie chcę nią dalej iść”.
🖇
Nie wyraziła ani zgody, ani sprzeciwu. Wstrzymał oddech i spojrzał na nią uważnie, próbując zrozumieć, jaka odpowiedź kryje się w jej milczeniu.
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, trzy. Nie było planu na zakup czy czytanie tej książki, ale ani się obejrzałam, a ibukosknera przyniósł mi ją w zębach, szczerząc się ze szczęścia, bo kiedy ostatni raz udało mu się upolować coś za piętnaście złotych polskich? No, kiedy? Nie pamiętałam.
Lubię bardzo sposób, w jaki Autor układa obok siebie literki i ani przez chwilę nie byłam zła na ibukosknerę, że się ze mną nie skonsultował w sprawie tego zakupu. Książka przejmująca, ale to, co ze mną pozostanie na zawsze to dwa pierwsze akapity. Gdy wczoraj kończyłam wybieranie fragmentów, wróciłam właśnie do nich. I było pewne, że poślizgnie się publikacja tego postu, bo musiałam obejrzeć Nanette. Musiałam obejrzeć dwa razy.
Jestem przyzwyczajona, że z książek wydłubuję inne książki, innych autorów, piosenki, obrazy, fotografie, ale wydłubanie Nanette na długo pozostanie dla mnie numerem jeden skutków ubocznych czytania.
Zanim się dowiedziałem, kim właściwie są Żydzi, już byłem antysemitą.
Zdałem sobie z tego sprawę stosunkowo niedawno, oglądając po raz kolejny Nannette, stand-up Hannah Gadsby, australijskiej lesbijki w spektrum autyzmu, wychowanej na Tasmanii. Hannah mówi w pewnym momencie, że zanim zdążyła się zorientować, że jest lesbijką, już była homofobką. No oczywiście. Przesiąka się tym wszystkim, co w naszej społeczności oczywiste. Nasiąka jak piach tym, co podskórne, co właściwie nie musi być wypowiadane wprost. Wiadomo, że pedał jest czymś obrzydliwym. Wiadomo, że Żyd jest czymś obrzydliwym. Wiadomo, że nie jest kimś, tylko czymś.
Kiedy się w końcu dowiedziałem, kim są Żydzi, mogłem powoli zacząć przestawać być antysemitą.
Przepaść nas nie przecina, przepaść nas otacza. Albo może i otacza, i zaraz przecina, i zaślepia, i ogłusza. Nicość nie istnieje.
🖇 🖇
Hannah Gadsby, Nanette, 2018.
Historia sztuki nauczyła mnie, że istnieją dwa typy kobiet: dziewice lub kurwy. […]
Małe dziewczynki miały tylko te dwa wybory. I zawsze kazano nam wybierać. I w tym cała sztuczka. Patriarchat to nie dyktatura. Masz przecież wybór!
(tamże)
🖇 🖇
– W moim rodzinnym mieście – mówię do Michaela, z którym znów popijam kawę w DeRevo – Polacy mordowali Żydów. Ale przede wszystkim kielczanie mordowali kielczan, sąsiedzi zamordowali sąsiadów.
🖇
Myślę, nie wiem już za kim – Konstantym Gebertem? Grossem? Tokarską-Bakir? – o wojennej traumie przemocy jako źródle społecznego zwyrodnienia. O tych destrukcyjnych momentach, gdy przemoc staje się normą.
🖇
Kościele katolicki, światowi przywódcy religijni, co zrobicie na Bałkanach, co zrobicie w Rwandzie? Wasz romans z nazizmem zdmuchnie ogólnoświatowa amnezja? A co wasze gorące pocałunki z Cyrylem i Putinem?
🖇
Tak, największym zagrożeniem nie było gestapo, tylko sąsiedzi. Którzy węszyli korzyści albo mieli nadzieję, że w ten sposób unikną kary i sami ocaleją. A więc chciwość i strach. Bieda i strach. Nędza i zwierzęce instynkty.
🖇
– Jako profesjonalny Żyd – Michael znów się śmieje – sporo rozmawiam z Polakami o Żydach. Ale też rozmawiam z Żydami o Polakach, o Zagładzie i Polakach. I kiedy mówią, że Polacy to świnie, pytam ich, czy myślą, że oni na waszym miejscu zachowywaliby się inaczej. Pytam ich po prostu: Jak myślicie, jak wy byście postąpili na miejscu tych świń?
🖇
Jest takie powiedzenie, że wystarczy jeden człowiek, by zabić sto osób, ale potrzeba stu osób, żeby uratować jednego człowieka.
🖇
Gdyby nie było tych wojen, jacy ludzie żyliby teraz na świecie? A jacy nie? Od takich rozważań można zwariować – mówi dziadek – można oszaleć. Lepiej tak nie myśleć,
[…], zobacz, spójrz, spójrz tutaj, „zobaczysz w lustrze kogoś, kto odziedziczył wszechświat, zobaczysz kogoś, kto jest tu przypadkiem”.
🖇
a dorośli […]
nie umieją odpowiedzieć
dzieciom
na proste pytania
bo czy istnieją proste pytania
teraz
teraz nie ma już
ani jednego prostego pytania
🖇
– Szkoda, że dinozaury wymarły – wzdycha Witek.
– No właśnie nie wymarły, nie całkiem w każdym razie. To znaczy te, które przetrwały, wyewoluowały w ptaki. Kura to dinozaur. Dodo to dinozaur. Paw to dinozaur. Gołąb to dinozaur.
– Gołąb to dinozaur?!
– No dobra, prawnuk dinozaura. To wszystko są odległe prawnuki. Pra pra pra pra pra pra pra pra. W każdym razie przed dinozaurami nie było ptaków.
🖇
Sporo czasu minie, zanim zrozumiem, że odwaga to nie jest brak strachu.
🖇
Imiona, jak wiemy, mówią o człowieku wszystko
[…]. Z tymi imionami, zdaje się, jest dokładnie tak jak ze znakami zodiaku – w końcu to, że ktoś się urodził na przykład 22 listopada, w skrzyżowaniu gwiazdozbiorów Skorpiona i Strzelca, ustawia jego charakter na wieki wieków amen. Co tam geny, pff, dajcie spokój! Gwiazdy! Gwiazdy, które świecą miliony lat świetlnych stąd, a w te konstelacje poukładane są według astrologicznego widzimisię sprzed setek i tysięcy lat – to ma największy wpływ, to nas programuje i ustawia schematy działania, to nam magicznie wbija w serca algorytmy temperamentu i relacji z innymi ludźmi. Nie geny, nie wychowanie, nie przypadek, gwiazdy!
Mateusz Pakuła, Skóra po dziadku,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024. (wyróżnienie własne)
Nic się nigdy nie kończy, a jednocześnie wszystko kończy się w mgnieniu oka, to znaczy gaśnie i rozbłyska na nowo, czyli wszystko trwa w nieskończoność
[…]. Nie istnieją żadne granice czegokolwiek.
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, dwa. Czysty przypadek i wpadła mi w ręce. Dziesięć krótkich opowiadań o czasie wolności, niewidoczności i samostanowienia, bo społeczno-rodzinne wnykom powypadały wszystkie śrubki. O czasie, gdy oczekiwania, które trzymały kobiety w szachu przez dziesięciolecia, zwyczajnie zardzewiały i rozleciały się w pył. Osobiście uwielbiam niewidoczność, mimo że jest zwielokrotniona w związku z moim doświadczeniem niepełnosprawności.
Nie gadaj tyle, bo cię zjedzą motyle. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Dzieci i ryby głosu nie mają. Jak zapragnęła mieć coś tylko dla siebie, usłyszała, że chytruska, samolub. Jeśli się rozpłakała – beksa. Gdy nauczyła się wstrzymywać łzy, ale z nadmiaru emocji zdarzało jej się warknąć, pytali: co z tobą, dziecko, szatan w ciebie wstąpił? Nie przynoś wstydu, nie rób przykrości, zachowuj się.
Powiedziano, że nie wolno wychodzić za linię, trzeba pisać równo, nie jak kura pazurem. Że słońce nie może być narysowane czerwoną kredką, kto to widział, patrz, jakiego koloru są słońca na rysunkach u pozostałych dzieci. Że syreny nie istnieją, ani wróżki, ani duchy. Że nie zaczyna się zdania od więc. Jak nie wiesz, lepiej się nie odzywaj, a nawet jak wiesz – zachowaj dla siebie. Starsi zawsze mają rację, wiedzą, co dobre. Trzeba się słuchać. Nie dyskutuj, nie filozuj. I uspokój się.
A ja tak bardzo potrzebowałam, by się nie uspokajać.
🖇
Życie zmarnowałam na szukaniu recepty, jak być kochaną, ale błądziłam, bo nie ma dobrej odpowiedzi na tak postawione pytanie. A wiesz dlaczego? Bo w tym pytaniu kobieta występuje w stronie biernej i póki nie zrozumie, że bierna strona wcale jej nie służy, będzie tkwiła w sidłach. Pasywna nie ruszy z miejsca. Ani o krok. Ani o milimetr.
Powiedziałam więc sobie: moja droga, droga wolna, podążaj tam, gdzie pożądasz.
🖇
[…]
polizał mnie księżyc. Musiałam spać mocno, snem sprawiedliwej, nie pamiętam niczego, lecz rano w lusterku dostrzegłam we włosach ślad tego liźnięcia. Kilka srebrnych pasm, jakby językiem starł wierzchnią warstwę, zlizał kolor i blask, zostawiając białe niteczki, ledwie widoczne pośród burzy ciemnych, a przecież siwe. Zaczeszę na bok, nikt się nie pozna, wieczorem nałożę farbę, będzie po sprawie. Ale właściwie kto miałby się poznać. I na czym.
🖇
Raz podczas spowiedzi powiedziałam księdzu, że dłużej nie dam rady, niech mi Bóg dopomoże, na co z konfesjonału padło, że muszę nieść swój krzyż. Od tamtej pory z Bogiem rozmawiam bez pośredników, a diabłów w sutannach unikam jak ognia.
🖇
[…]
huknęła: idź pan w piiiii… reneje. Poszedł, dał spokój. Ale te Pireneje pamiętam do dziś. On, myślę, że też. Takich Pirenejów nie da się łatwo zapomnieć.
🖇
Serce może pęknąć cichutko, nikt nie zauważy. […]
Bywa, że serce pęka z hukiem. Jak pompowany zbyt długo balonik, który rósł i rósł, aż wypełnił całą przestrzeń, nie zmieścił się w zbyt ciasnych ramach i trach. Koniec. Zostało kilka sflaczałych gumowych resztek, nic się już z nimi nie da. Tylko na śmietnik.
Czasem rozpada się w drobny mak, na kawałeczki. Nie ma możliwości, by takie serce pozbierać i skleić w jedno, tysiąc lat nie starczy. Wtedy napełnia się klepsydrę, przesypuje jak piasek, odmierzając czas. A czas podobno ma moc, by uleczyć. Chyba że wcześniej przyjdzie śmierć. Ona też jest skuteczna, ze wszystkich lekarstw najskuteczniejsza. […]Każde serce pęka na swój sposób. Tyle rodzajów pęknięć, ile złamanych serc.
🖇
Nas kobiet jest sześć. Która choć raz bała się, że coś takiego może jej się przydarzyć? Obstawiam, że każda. Która z nas doświadczyła zagrożenia? W ten czy w inny sposób? Bo ktoś za nią szedł? Namolnie się gapił? Powiedział coś, co sprawiło, że poczuła się niepewnie? Z nas sześciu pięć na pewno. A która nie musi sobie wyobrażać, bo wie? Bo ją spotkało? Bo przeżyła?
Nasze ciała wiedzą. Nasze ciała pamiętają. Niczego nie musimy sobie wyobrażać.
🖇
[…] jestem ci sobą.
Jestem, która jestem, i złego nie pamiętam, bo po co wracać tam, gdzie bolało, skoro można w tym czasie pielęgnować dobre.
🖇
Patrzę cierpliwa, a między nami wszystko dojrzewa, zaczyna przekwitać, czas zbierać owoce, nacieszyć się ich smakiem, a resztę powkładać w słoiki, odłożyć na zimę. Dobrze jest mieć coś słodkiego w zapasie. Szczególnie wtedy, gdy wszystkie pierwsze razy za nami, gdy nie ma pewności, który z tych razów okaże się ostatnim.
🖇
Nie muszę mówić, że nigdy nie jest tak, że klamka zapada na amen. Obie wiemy, że gdy mocno chcieć, drzwi z klamką, która zapadła, wyważasz kopniakiem i wiejesz.
🖇
Każda sobie sterem, każda okrętem, sobie przystanią. Ryczące czterdziestki, wyjące pięćdziesiątki, frywolne sześćdziesiątki, a dalej tylko silniejsze, wichry, wichrzycielki, z takich sztorm, strach się bać. Gotowe przerwać rejs i zawinąć do portu, jeśli najdzie nas ochota, bo przecież po to w życiu nadchodzi czas pauzy, żebyśmy mogły wreszcie przystanąć, przestać gnać, pomyśleć w końcu o sobie i sobie sprawić przyjemność, nie innym.
🖇
Jezu, ufam sobie i idę tam, gdzie mi nie wolno, gdzie mi nie wypada, gdzie nie sięga żaden zabobon, do miejsca, w którym kończy się ta płaska ziemia a dalej podobno tylko przepaść, tam podążam. Jasność myślenia moim światełkiem w tunelu. Do stracenia nie mam nic, zyskać mogę wiele, przede wszystkim siebie, swoją moc.
🖇
Baba baobab, bao, boa, baba jest wężem, kusi z drzewa wiedzy, rwij, kosztuj, smakuj, gryź, nie żałuj sobie, weź jeszcze, dokładkę, wiedzy nigdy dość, bo im więcej wiesz, tym większą masz świadomość, jak jednak wciąż mało. Nienasycona, żądna posiąść, ile tylko zdoła, gotowa się z tobą podzielić. Wiedźma. Kapłanka, bogini, mędrczyni. Baba. Boa. Zrzuca skórę węża, zmienia postać, ulega przeobrażeniom i deformacjom. Starucha a dziewczynka, kobieta a jednak mężczyzna. Kto to ta baba. Baba Jaga. Baba Ja.
Odmieniona przez wszystkie przypadki, bez wyjątków, w szyku przestawnym i w dodatku tak bezczelnie zadowolona, mówią, że nie przystoi, komu nie przystoi, babie już wszystko przystoi, wszystko jej stanie i niepotrzebny do tego jędrny biust, o wiele ważniejszy jest jędrny mózg.
🖇
Mam za sobą wszystkie te, które były tu przede mną, moje przodkinie, moje poprzedniczki. Babki, prababki, z których się składam, krew z krwi i ciało z ciała. […] Jest we mnie i tamta, która po śmierci przysiadła na parapecie pod postacią motyla cytrynka. I wszystkie te, o których nie wiem nic, dawniejsze prapra […].
Zaprawdę powiadam wam, nie ma czego się bać, wkrótce po babim lecie nadejdzie kolejna pora. Pora wracać. Tam, skąd przybyłyśmy.
Marta Dzido, Babie lato,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2024. (wyróżnienie własne)
[…]
kto wie, ile nasz świat jeszcze potrwa, ile mu zostało, ile zostało nam. Czas kurczy się dla każdego z nas tak samo, a wiadomo, że najlepsze imprezy są zawsze wtedy, gdy musisz się zbierać do domu. […] Nic nie mów. Ja ciebie też.
🖇
Za nasze zdrowie – mówi. Odpowiadam: za naszą kruchość i za naszą boskość.
Za nasze wszystko.
🖇
[…]kiedy mówię: nie, raz powinno wystarczyć. Nie. Ja? Agresywna? To pan jest namolny, jasno się przecież wyrażam.
Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, raz. Wtedy, nie mogąc osobiście pójść przejrzeć swoich książek w północnej części ula, szukałam w internetach okładki niebieskiej książeczki, która w latach dziewięćdziesiątych pełniła w moim życiu rolę modlitewnika. Po co szukałam, tego już niestety nie pamiętam. Skończyło się na klik, klik, enter, enter i wieczornym pytaniu Sadownika: mała, powiesz mi, co za książkę znowu kupiłem?
Leonard Cohen, Słynny niebieski prochowiec. Wiersze i piosenki, przeł. Maciej Zembaty,
Wydawnictwo Pomorze, Bydgoszcz 1990.
*
Leonard Cohen, I'm Your Man, koncert w Londynie w 2009.
Gdy czekałam na podróżującą do mnie wyklikaną książkę, o której nie miałam pojęcia kilka wciśniętych enterów wcześniej, zaczęłam łomolić londyńskim koncertem z 2009 roku. Łomoliłam, jak na siebie, dość nietypowo. Zamiast zapętlonego jednego kawałka, zapętliłam cały koncert. Dzięki temu odkryłam niebywałą moc całości wydarzenia, jakim był ten koncert. Łomoliłam, dopóki nie przyszła. I zapadła cisza, bo zaniemówiłam… z zachwytu.
Wściekle magentowa wyklejka. Szyta książka. Zacna gramatura papieru. Światło na każdej stronie. Że się kiedyś ludziom chciało trzymać poziom! Nie opuszczało mnie uczucie uszczęśliwionego, oczytanego ciut, dinozaura sprzed ery konsumpcjo-centusio-paleolitu gospodarczego ostatniej Rzeczypospolitej. A potem okazało się, że odnalazł mnie modlitewnik na resztę mojego życia. Ma wściekle magentową wyklejkę. Napasłam nim wzrok, dotyk i Duszę.
Zatrzymałem się, aby posłuchać, ale nie nadchodził. Spróbowałem jeszcze raz i towarzyszyło temu poczucie utraty. Gdy poczucie to zaczęło się pogłębiać, usłyszałem go znowu. Przestałem przestawać i przestałem zaczynać, pozwoliłem się przygnieść niewiedzy. Ale to już była strategia i, jako taka, zupełnie nie zadziałała. Wiele czasu, lata całe, zmarnowałem w tak ponurym nastroju. Teraz się targuję. Proponuję guziki bw zamian za jego miłość. Błagam o miłosierdzie. On z wolna ustępuje.
🖇
Powróć do smutku, w którym ukryłeś swoją prawdę.
🖇
Usłyszałem, jak moja dusza śpiewa za liścia, zerwałem liść, ale wtedy usłyszałem, jak śpiewa zza welonu. Rozdarłem welon, a wtedy zaśpiewała zza muru. Rozwaliłem mur i usłyszałem, jak moja dusza śpiewa przeciwko mnie. Odbudowałem mur, naprawiłem zasłonę, ale nie mogłem sprawić, aby liść wrócił na swoje miejsce. Trzymałem go w dłoni i usłyszałem, jak moja dusza śpiewa z wielką mocą przeciwko mnie. Tak to jest, kiedy nauki zgłębia się bez przyjaciela.
🖇
„[…] masz tu odrobinę światła, współmierną do twojej odwagi”.
🖇
Spada w oczach ludzi i we własnych oczach taże spada. Spada z wysoka […]. Do ciebie spada, spada, aby cię poznać. To smutne, powiadają. Patrzcie, jak się poniżył, mówią ci, którzy depczą mu po piętach. On tymczasem spada promieniście w stronę światła, ku któremu zmierza. A oni nie widzą, kto podtrzymuje jego spadanie, nie widzą, jak się owo spadanie zmienia, on sam jest tak oszołomiony, że z serca wyrywa mu się błogosławieństwo dla tego, który daje mu oparcie. Ale to właśnie w spadaniu dobiega go okrzyk serca, to serce tłumaczy mu cały sens spadania i to, dlaczego spadać musiał. Poddaje się więc spadaniu.
🖇
Przemierzam korytarz prowadzący od zębów do pęcherza, rozgniewany, w morderczym nastroju […]. Znajdź mnie tu […] . Włącz mnie na powrót w swoje miłosierdzie tatami gorzkiej piosenki i nie oddzielaj mnie od moich łez.
🖇
Przyjacielu, wiem, że kiedy wysławiasz się tak ostrożnie, to dlatego, że nie wiesz, co powiedzieć. A ja słucham tak, by nie powiększać twojego zmieszania. Odpowiadam, kiedy tylko mogę, abyś nie czuł się jeszcze bardziej osamotniony. I tak, pod parasolem optymizmu, toczy się nasza rozmowa. Kiedy sygnalizujesz jakieś emocje, potwierdzam je. Gdy prowokujesz, podejmuję wyzwanie. Powierzchnia jest gruba, ale niepozbawiona wad i mam nadzieję, że potkniemy się o którąś z nich.
🖇
Z każdej strony piekła nadchodzą potwierdzenia mojej zachłanności. O tarczo Abrahama, potwierdź moją nieustającą nadzieję.
🖇
[…] śmierć biegnie do mnie z poplamioną białą flagą poddania. […] Unieś mnie z nowym sercem i starą pamięcią […]. Rana otwiera wszystkie serca, poczucie wygnania jest coraz bardziej powszechne, cały świat staje się wspomnieniem twojej nieobecności. […] Porozmawiaj ze swoim dzieckiem o uzdrowieniu, tu, w tym miejscu, które zajmujemy przez chwilę.
🖇
[…] każdy naród wybrany, aby być narodem — żadna z tych ziem nie należy do was, wszyscy jesteście złodziejami świętości, wszyscy prowadzicie wojnę z miłosierdziem. Ale kto to powie? Czy Ameryka powie: Ukradliśmy je? Czy Francja ustąpi? Czy Rosja przyzna się do winy? Czy Polska powie: Zgrzeszyliśmy? Wszyscy nadymają się tylko na skrawkach przeznaczenia, pysznią się nietykalnością przesądu.
🖇
Bo jesteście tylko nabrzmiali ulotną chwilą. Bo nie mocujecie się ze swoim aniołem. […] Bo w swojej bojaźni uwierzyliście, że zwycięzca nie kuleje.
🖇
Wyrwij moje serce z fantazji, wyprowadź je ze złudnej tajemniczości, ty, który znasz tajemnice każdego serca i którego miłosierdzie stanowi sekret tęsknoty. Pozwól każdemu sercu ogłosić własny sekret […]. Rozbudź na nowo moje serce nieskończonym tchnieniem, którym mnie wypełniasz, wydobądź tajemnicę z ciemności.
🖇
Duszo moja, pozbieraj mnie wokół własnej tęsknoty[…].
🖇
Kiedy nie ogarnia mnie wściekłość ani smutek, a ty oddalasz się ode mnie, wtedy boję się najbardziej. […] Nie zapominaj o mnie, kiedy jestem zadowolony. Bo gdy serce wdzięczy się do samego siebie, upada cały świat. A ja znowu jestem sam pośród skorup i łupin.
🖇
Opłakujemy utracone, a wtedy przypominamy sobie o tobie. Szukamy się nawzajem, nie możemy odnaleźć samych siebie, wtedy przypominamy sobie o tobie.
[…] Czy to możliwe? — dziwimy się. A tu jeszcze śmierć. Czy to naprawdę możliwe? I starość. Nic o tym nie wiedzieliśmy, nigdy się nie przeciwstawiliśmy, odebrano nam najlepsze tereny i zniszczono szczęśliwą rodzinę. […] A tu i tam, pomiędzy siedemdziesięcioma językami i setką ciemności — coś jest, coś pobłyskuje, najodważniejsi zbierają siły, by rozpalić światła skruchy.
🖇
Nie wiedząc, dokąd iść, idę do ciebie. Nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić, zwracam się do ciebie. Nie wiedząc, jak mówić, mówię do ciebie. Nie wiedząc, czego się trzymać, przywiązuję się do ciebie. Kiedy gubię drogę, wytyczam drogę do ciebie. Kiedy pobrudzę serce, wznoszę je do ciebie. Kiedy marnotrawię swoje dni, przynoszę ich do ciebie cały stos. Szeroki gościniec zasypany jest gruzem, wędruję do ciebie po włosie.
[…]
Pokonany przez ciszę, znajduję miejsce, w którym cisza jest trudniejsza do uchwycenia. I oto w porażce pojawia się otwarcie.[…]
Błogosławiony, którego imię w tym świecie istnieje.
🖇
Stwórz świat na nowo, postaw nas, tak jak zrobiłeś to już wcześniej, na fundamencie swojego światła.
🖇
Szarpałem się z kształtami i z liczbami, ciosałem ostrzem i ciosałem rozumem, żeby zrobić miejsce na schronienie dla duszy, ale nie znalazłem go.
🖇
Niech twoja mądrość wypełni moje osamotnienie, wznieś na tych ruinach swoją wyrozumiałość.
🖇
Nie pozwól iskrze mojej duszy zgasnąć w jednostajnym smutku. Daj mi owo pęknięcie wznieść ku tobie, do tego świata, gdzie pęka się z miłości.
🖇
Wystaw moją twarz na promienie miłości. […] byle nie tu, nie zostawiaj mnie tu, gdzie zapomniano o śmierci, a nowinki szczerzą zęby.
🖇
Błogosławiony bądź, który dałeś każdemu człowiekowi tarczę samotności, aby nie mógł cię zapomnieć.
Leonard Cohen, Księga miłosierdzia,
przeł.
Daniel Wyszogrodzki,
Rebis, Poznań 2017. (wyróżnienie własne)
Ale ty tu jesteś. Zawsze tu byłeś. Świat i tak o wszystkim zapomina, a serce to furia pomieszanych kierunków, lecz twoje imię jednoczy serca, a świat zostaje przez ciebie wyniesiony na swoje miejsce. Błogosławiony, który w sercu podróżnika czeka na swoją kolej.
uśmiecham się, bo
gdyby to był samotny rejs wokół świata, powoli zaczynalibyśmy się szykować na redę, by Cię przywitać. dwadzieścia dwa miesiące każde z naszej trójki samotne jest na swój własny sposób z powodu Twojej, Biały Kruku, tajemniczej podróży.
ja wciąż w telefonie mam* zapisany Twój numer telefonu.
290/366
_________
* mam również wszystkie esemesy, które do siebie wysłaliśmy przez ponad siedem ostatnich lat Twojego życia przed podróżą za kres tego świata.
Autor(ka) nie do ustalenia.
Tak, wyjechać to zawsze trochę umrzeć, a umrzeć – to zawsze dorównuje nieco jakiejś tajemniczej podróży.
*
A śmierć to wielka przygoda, z której wędrowiec nie powraca, zanurza się w nieznanym i więcej już nie pisze kartek pocztowych do bliskich.
Sándor Márai, Szkoła biednych, przeł. Irena Makarewicz,
Czytelnik, Warszawa 2024.
mądrość, która mi służy od lat, i którą powinnam powtarzać jak mantrę co dnia — wolno, wolniej, jeszcze wolniej — czasem nie zdąży przeciwdziałać ani rozpędzonej chęci natychmiast czy ale już!, ani zniechęceniu, gdy zdarzy mi się utknąć, mimo ogromu starań, na dłużej, niż bym chciała, w miejscu, w którym nie chcę być.
już wiem!
tej mądrości nie brakowało niczego poza szaliczkiem z wyhaftowanymi słowami: doceń kierunek, który obrałaś, by nabrała niezbędnej mocy, by dać sobie radę już zawsze z rozpędzoną niebezpiecznie chęcią czy każdym natychmiast i ale już!
ten chłopiec podarował mi Bliźniaczą Liczbę. patrzę na jedno z poniższych zdjęć i słyszę, i nie chcę nigdy przestać słyszeć Jego sprężystych kroków sprzed wielu lat.
jak niesamowitą był osobą świadczy nieogarnialna dziura, z którą od dziś musimy nauczyć się żyć, nie gubiąc ani grama wdzięczności za chwile, gdy namolnie nas nauczał, że życie to czas wypełniony wspaniałymi chwilami.
288/366
Faraday (2010–2024)
fot. Bliźniacza Liczba, fragmenty.
To nigdy nie jest tylko pies. To rodzina.
Fredrik Backman, Zwycięzcy,
przeł. Anna Kicka, Marginesy, Warszawa 2023.
skąd TO wiesz? *
intencja, by zrobić coś bardziej, jest pierwotna, ale potem i tak dzieje się… tajemnica! KD • Teachers na jaki wtórny proces wskazuje krytyk wewnętrzny,
przed którym tak bardzo chce cię ochronić. *
sygnał jest nitką,
która wciąga w nieznane.
— to, na czym skupiasz uwagę na ciut dłużej, przemienia cię, zauważyłaś? — zapytała mnie wczoraj od niechcenia świadomość.
dziś synchroniczność podsunęła cytacik, a ja? i wczoraj, i dziś w niemym zachwycie, na którego wyrażenie trudno znaleźć właściwe słowa.
280–281/366
Tutto ciò che percepisci ha il potere di farsi reale. Fai attenzione, dunque! Tutte le avventure, tutte le vittorie e le cadute che affronterai nel Viaggio sono già scritte dentro di te!
— Valeria Rivis [Wszystko, co wyczuwasz, ma potencjał, by uczynić cię realnym. Więc uważaj!
Wszystkie przygody, wszystkie zwycięstwa i upadki, którym przyjdzie ci stawić czoła na Drodze, są już zapisane w tobie!]
Gdy na urlopie czytałam poniższy fragment, pomyślałam, że zbiorę się i w końcu z poczty wydłubię otrzymane zdjęcia, zrobione w rodzinnym mieście poety/pieśniarza. Dziś przyszedł ten dzień.
W młodości łomoliłam Nim całymi latami. W ilu ludzi młodość wpleciony jest ten charakterystyczny głos? Z wieloma osobami mogłabym się przerzucać ulubionymi utworami. Zajęłoby nam to całą noc, a mimo to żaden kawałek nie powtórzyłby się dwa razy, jestem pewna. A gdyby przysiadł się pan Maciej, to i tydzień mogłoby być dla nas za mało, ale za to święto byłoby ogromne.
fot. El Sciur.
*
Łapała rytm i miała swoje szlagiery, co znać było z ożywienia, jakim zatwierdzała mój wybór. Moim nerwom Cohen nie był do niczego potrzebny, ale ją koił lub rozkręcał, zawsze nienadmiernie, pozwalając nam uniknąć niepożądanych wahnięć. Hey, That’s No Way To Say Goodbye towarzyszyło nam przez dobre kilka miesięcy partią swoich rytmicznych schodków, łagodnym, acz wyrazistym stopniowaniem uczuć, z linią katarynkową, prowadzoną na powolnie rozkręcającej się korbie. Dawałyśmy radę to wytańczyć: ja odpowiadałam za partię nóg, ona za strefę górną ekspresji.
[…]
Rejestrowała ciałem kolejne progi muzycznej narracji. „Ty, patrz, czeka, aż będzie refren” – zagajał mój ojciec. Odpowiadałam mrugnięciem, by nie przerwać transu.
Miała siłę na długie sekwencje tańca, na śmiech.
Eliza Kącka, Wczoraj byłaś zła na zielono,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2024.
*
Leonard Cohen, Hey, That's No Way To Say Goodbye, koncert w Londynie w 2009,
Dino Soldo (harmonijka ustna), Javier Mas (mandora).
you know my love goes with you as your love stays with me