wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał)
Upajałam się. Upajam się. Za godzinkę przestanę.
Upajam się tęsknotą. Chatka lśni i czeka. Kudłata też jakaś poruszona, jakby wiedziała. Czekamy obie na Sadownika. Tęsknota przeradzająca się w czekanie, które ma swój określony kres, to fantastyczna rzecz. Pławię się w niej z ogromną przyjemnością.
Dziś byłam na obronach. Bronił się student, którego pamiętam z pierwszego roku jako taką sierotkę Marysię w męskim, naprawdę makabrycznym, wydaniu. Oniemiałam, patrząc jak prezentuje swoją pracę. Co mogą zrobić z człowiekiem trzy lata! Cudownie było patrzeć jak pięknie się zmienił, jaką fajną, przebojową osobą się stał. Czas... magiczny przyrząd do zmieniania nas na lepsze — tylko używać i w żadnym razie nie martwić się o zmarszczki. W końcu te mimiczne świadczą tylko o bardzo udanym życiu, w którym śmiejemy się i uśmiechamy często a nie tylko troszkę, jak na lekarstwo.
Od patrzenia na umytych, ogolonych i w gajerkach studentów zatęskniłam jeszcze bardziej za moim Garniaczkiem, który stanie w drzwiach już niedługo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz