wpis przeniesiony 7.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Plan. Był. Powolutku kupić co trzeba. Ugotować. Upiec. Spakować Sukę. Spakować Się. Zostawić ślad na blogu, że Ona, że ja, że nie będzie nas sześć dni, że na pierwszy w życiu psi obóz jedziemy dnia następnego o szóstej rano. Budzik na piątą nastawić...
*
Plan. Był. I co z tego? Tylko kupiłam co trzeba. Padłam. Dopiero wieczorem... Gotowałam indycze serduszka. Piekłam ciasteczka sardynkowe. Nie spakowałam Suki. Nie spakowałam siebie. Serduszka indycze pokroiłam. Śladu na blogu zostawić nie zdążyłam. Padłam po nastawieniu budzika na 4.30...
*
Plan. Nowy. 4.50 wstałam. Galopem... Spakowałam Sukę. Spakowałam Się. Bawarkę wypchałam po same brzegi tak, że przy ostatnim machnięciu klapą jęknęła, że miejsca już nie ma na nic. Śniadanko. Lekarstwa. W szaleństwie postanowiłam rozpocząć wyjazd od utraty dziewictwa na stacji paliw — sama (od początku do końca!) nalałam Bawarce paliwa pod sam korek. Już umiem! Autostradą pomknął Sukowóz przeczuciem wiedziony, że dobry nastał czas...
*
Plan. Melduję. Wróciłyśmy szczęśliwe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz