wpis przeniesiony 7.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
W krew weszło. Kompromisów nie wymaga. Oddech daje. Przemyślenia, zachwyt rodzi. To wszystko choć nie minął jeszcze pierwszy rok uprawiania samotni kinowej... sprawdziłam.
W poniedziałek, gdy Sunix była ledwo żywa po obozie, bez wyrzutów sumienia zostawiłam Henię w domu i pomknęłam do kina. Psychiatrzy... muszę to zobaczyć. Thriller... niech będzie. Panaceum... poszłam.
Intelektualnie chwilami ociężała trochę nie rozumiałam końcówki obrazu... nie mogłam się zdecydować... rozczarowana?... do domu wróciłam.
Gdy intelekt raczył mnie dogonić, dotarło do mnie, że tłumacz tytułu wpuścił mnie w maliny. Prawie dobę panaceum w filmie... szukałam.
Rzeczywisty — bez zapędów tłumacza — tytuł filmu to Efekty uboczne.
Dopiero wtedy mi się zgodziło. Puenta doskonała — zaskakujący efekt uboczny. Pomysłem zachwyciłam się.
*
Życie to niebywały efekt:
a) uboczny,
b) specjalny.
Przyszło mi do łba.
Ot, taki krótki test na opty/pesy-mistów,
rodem z niewymagających czasopism.
*
W zwiastunach, ostatnimi czasy, najbardziej zaskakuje mnie to, że opowiadają zupełnie inne historie niż te przedstawiane w filmach. Ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz