wpis przeniesiony 14.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Zapiski poświąteczne robiąc, między jednym a drugim poświątecznikiem wszedł Sadownik i zapytał, czy mam ochotę na eksperyment. No ba! Z Sadownikiem? Zawsze!
Bo my mamy świecką tradycję, ustanowioną po tym, gdy udało nam się wiele lat temu wyrwać Wielkanoc z rodzinnego kalendarza obowiązków obowiązkowych. W świąteczny poniedziałek kuchenne utensylia od nas odpoczywają. Nie gotujemy. Lodówkę otwieramy tylko śniadaniowo.
Nie było: pani zamknie oczy. Ale też nie miałam pojęcia, gdzie Sadownik mnie wiezie. Uśmiechał się tajemniczo. Postawiłam tylko jeden warunek: ma być dobre. I? I!
Łzę wzruszenia powstrzymałam, bo głupio trochę by było, wszystkie stoliki wokół nas były zajęte. Z wrażenia nie mogłam znaleźć słowa, co by dało Sadownikowi znać, dobrze jest czy źle. Bo! Bo?
Dlaczego nam Polakom tak ciężko? Bo wiadomo, położenie geopolityczne beznadziejne, rząd fatalny, fiskusy, zusy, srusy, prawda? Nooooo! A tu, proszę, Hindusi, nie będąc „u siebie”,mając za nic geo-fiskuso-polityczne okoliczności, karmią z miłością ludzi! Poprosiłam Sadownika o sfotografowanie drugiej strony menu. Można? Można!
*
Tylko my byliśmy w tym miejscu po raz pierwszy. Na pytanie: czy smakowało? przy każdym ze stolików podobna odpowiedź: jak zawsze było pyszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz