środa, maja 31, 2017

2387. Psychoterapia według męża terapeutki

Sadownik:
(przy porannej kawie)
Masz dzisiaj wolne?

Jabłoń:
Nie. Mam dziś Akuszera.
Serwisuję się.

Sadownik:
Super! Śrubki dokręci, może
niech ci jeszcze podpompuje oponki,
żebyś się lepiej toczyła.

wtorek, maja 30, 2017

2386. My, czyli astrologiczne dno

 wpis przeniesiony 31.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jabłoń:
(w przysłanym przez Sadownika linku czyta o sobie i płacze ze śmiechu)

Niby jest twoją żoną, ale w tym samym czasie nie jest… Oczywiście nie ma jej, kiedy jest bardzo potrzebna, na przykład, żeby zrobić kolację, a kiedy już sobie radzisz – „jestem cała twoja, kochanie”. […] Ogólnie możesz znieść ten koszmar, ze względu na trzy powody: 1. ona jest boginią seksu; 2. ona jest niezwykle inteligentna i dowcipna; 3. ona jest boginią seksu. Tak, tak, podwójną!

(a potem dzwoni do Męża, bo umiera z ciekawości,
czy Sadownik daje radę z 1., 2. czy 3. powodu
)

Sadownik:
(ryczy ze śmiechu i poleca ostatnie zdanie z męskiej wersji)
I nawet jeśli zechcesz się go pozbyć, to ci się nie uda.

Sadownik:
(doniósł, że czytał i już wie, że astrologicznie jako duet
są maksymalnie nie do pary
)

Jabłoń:
Jak dobrze, że dziewiętnaście lat temu
nikt nam o tym nie powiedział.

*

Jabłoń:
(autoryzuje powyższe)

Sadownik:
A może wiedziałem, tylko powiedziałem sobie:
Co? Ja nie dam rady?

poniedziałek, maja 29, 2017

2385. zmiana perspektywy

 wpis przeniesiony 31.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

na rehabce. pacjentka na stacjonarnym rowerku zmieniła sobie wysokość siodełka na trudniejszą, z punktu widzenia jej kontuzji. po czym entuzjastycznie krzyknęła:

podoba mi się!

jej entuzjazm. olśniło mnie. tego potrzebuję. nie męki, trudności we wracaniu do siebie. do wszystkich ćwiczeń i aktywności dorzuciłam polecenie: co w tym ci się podoba?

znalazłam. no to reksio!

mój aktualny stan posiadania:

(2377+7). Och, jo! Czytało się (II)

 wpis przeniesiony 31.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jak dobrze, że na następną książkę tej autorki będzie trzeba poczekać. Ona nie konstruuje powieści, ona ją wyrzyna na żywym organizmie rodziny. Pozbawia złudzeń, choć pozostawia nadzieję.

Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie doświadczył choć przez chwilę rodzinnej szajby, który tą szajbą nie został porażony choć raz. Na razie mam serdecznie dość dynamiki miłości rodzinnej, gdzie bywa, że kochasz, ale jednocześnie nie lubisz.

E tam… wiesz, jaki jest dziadek. Typowy inżynier.
     Jak to typowy inżynier? Znaczy się wiem, co to znaczy inżynier, ale nie wiem, o co ci teraz chodzi.
     No wiesz… że jest przyziemny i nie za bardzo rozumie wymyślone rzeczy.

*

[…] kiedy tylko na horyzoncie pojawiają się jakiekolwiek kłopoty, wystarczy wypowiedzieć zaklęcie „to ty jesteś najstarsza” i już.

*

Naprawdę nie wiesz, o czym mówię, czy tylko udajesz?

*

Ja tez jestem głodna, ale jeśli zupa jest na mięsie, to dziękuję.
     No… rosołek na mięsie, ale z kury od naszej pani Horáčkovej, broni się mama.
     Nie, to ja dziękuję.

*

[…] nie pytaj, jeśli odpowiedzi nie chcesz znać […]

*

Co chcesz powiedzieć? Że jest źle wychowany? Co ty możesz o tym wiedzieć?
     Mogę wiedzieć tylko tyle, ile sama widzę
.

*

[…] mama nie lubi, kiedy jada w gości, a ona woli gdzieś się zaszyć i czytać, jutro możesz poczytać, mówi wtedy mama, i ma racje, pewnie, że może, ale książki są czasami po prostu o wiele ciekawsze od wszystkich ludzi, którzy akurat tam siedzą.

*

Dobrze nie było, ale i strasznie nie było, zresztą nawet nie było źle.

*

[…] to właśnie szczęśliwych ludzi najczęściej można przyłapać na prostych, niewymuszonych chwilach radości […]

*

Chyba nie czeka mnie już w życiu zbyt wiele dotyku i ciepła innych ludzi, nagle czuję żal, szkoda, że to wszystko tak się skończyło, nie, nie żałuje rozstania, nie żywię do niego aż tylu pozytywnych uczuć, po prostu szkoda, że nigdy nie siądziemy sobie na ławce przed domem, by powygrzewać się w promieniach słońca, możemy posiedzieć, ale już nie razem.

Petra Soukupová, Pod śniegiem, przeł. Julia Różewicz,
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2016.
(wyróżnienie własne)

niedziela, maja 28, 2017

2383. Znak zapytania

 wpis przeniesiony 31.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wigilia — niełatwy czas, to wiem. W piątek pod wpływem pewnej audycji dotarło do mnie, że są ludzie dla których Dzień Matki, Dzień Dziecka może być piekielnie trudnym dniem.

Czy to książka, którą chciałabyś dostać od swojej Mamy?
Czy to książka, którą chciałabyś podarować swojej córeczce?
Nie wiem. Wiem, że łezkę uroniłam.

Do dzisiaj moje serce pękło tysiąc razy, to nic, tak to w życiu jest. Ale raz moje serce zostało złamane, jak to mówią lekarze z przemieszczeniem.
Gdy urodziłam ciebie, wzięłaś sobie kawałek mojego serca i teraz z nim łazisz, nawet nie wiem gdzie
.

Justyna Bargielska, Iwona Chmielewska, Obie,
Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2016.

(tamże)

2382. Pretekst do zmian

 wpis przeniesiony 31.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik:
(wczoraj wieczorem odebrał żonkę z pracy)
Co robimy?

Jabłoń:
Jesteś głodny?

Sadownik:
(był głodny)

***

Dokładnie od dwóch tygodni trzymają mnie dwie historie. I zdaje się, że nie puszczą. Będą robić mi dziurę w brzuchu, dopóki ich nie zapamiętam tu. Niech idą już w świat.

*

Pierwsza. Czekaliśmy w słonku na nasze pizze. Pani Preteksta przyniosła nam dwie kanapeczki. Grzanka z chlebka z kminkiem, plaster — jak się później okazało — chorizzo, plasterek pomidora i trójkącik sera taleggio. Mukaliśmy bardzo, ale moją uwagę przykuła spinająca całość wykałaczka. Zamyśliła mnie, poruszyła i rozczuliła.

Kawałek drewienka umiejętnie wbity w piramidkę cudownie dobranych klocuszków. Wbity fachowo, bez zastanowienia, bo to pewnie miliard trzysta dwudziesta piąta wykałaczka umieszczona w najwłaściwszym miejscu przez Pana Pióra. Patrzyłam, urzeczona. Ot, drobiazg, który porządkuje, zmienia rzeczywistość. Przemienił mnie. Poczułam wdzięczność.

Czy doceniam drobiazgi? Kiedy jestem na nie uważna? Czy daję sobie prawo do uznania pewnych drobiazgów za ważne dla mnie? Czy umiem obdarowywać drobiazgami bliskich mi ludzi? Czy umiem wyrazić wdzięczność, za drobiazgi, którymi obdarowują mnie inni ludzie?

Pan Piór, (fot. Negresca, źródło)

*

Druga. W tym samym czasie dopadła mnie fascynacja negatywnymi opiniami. Dzięki jednej z nich poznałam „brązową breję” i zakochałam się w niej. Dowiedziałam się też, że niektórym przeszkadza w pretekście brak formalnej karty podawanej do stolika. Komuś uwłaczają katalogi rowerów rozłożone pod oknami i brak modnego dizajnu. Dla kogoś nie do pojęcia było, że kelner(ka) nie jest katarynką lecz człowiekiem, który uczciwie przyznaje, że nie pamięta ceny jednego z dostępnych piw. Czytałam te uwagi urzeczona ludzką pomysłowością.

Ciut przewrotnie, zmieniłam optykę, perspektywę i… zobaczyłam pretekst jako pełnowymiarową ludzką postać — tak, uwielbia swoje galotki w zielone kropeczki, nie ma w szafie ani jednego garnituru; wolno biega; nie lubi liczb; za nic ma modę, trendy i gonitwę za ułudą. Pretekst to postać bajkowa, która mówi: taki jestem, karmię z serca i z sercem. Pretekst ma odwagę być, jaki jest. Nie będzie się zmieniał z okazji twojej pewności, że ma być tak i tak. Nie zaprzyjaźni się z każdym. Ale każdemu mruczy do uszka: miej odwagę dowiedzieć się, co dla ciebie jest w życiu najważniejsze; bądź, jaki chcesz; daj innym, co masz najlepszego; nie ustawaj. Lubię go słuchać. Lubię świat, który zbudował.

piątek, maja 26, 2017

2381. taki lajf

nie ma wpisu. nie byłaś w pretekście???
nie byłam.

czwartki, jeszcze przez jakiś czas, są dniami hotelowymi. wychodzę z domu o dziewiątej rano, wracam do ula o dwudziestej — po pracy, po rehabce, przed kąpielą i snem.

środa, maja 24, 2017

2380. Znajdziesz mnie w pretekście

Sadownik:
(przy porannej kawie)
Już ci „zazdraszczam”!

Jabłoń:
???

Sadownik:
Na twoim miejscu w przerwie „między”
skoczyłbym na lanczyk do pretekstu.

Jabłoń:
(biła się z myślami, bo przecież nie chce
z pretekstu zrobić stołówki
)

Sadownik:
(finalnie miał czego zazdrościć)

wtorek, maja 23, 2017

2379. Chwila (II)

słoneczny czas z Kaan wiadomo gdzie. mukałyśmy przy gazpacho, chłodniku ze szparagami i jajkiem bardzo. przy ziemniaczanych plackach z grillowanym serem halloumi i lodach też bardzo. apetyt na przyszłość mamy ogromny bardzo.

2378. Chwila (I)

słoneczny czas z Sadownikiem w ulu.
przy świeżo zamontowanym stoliczku pomysłu i autorstwa Białego Kruka.

2377. Och, jo! Czytało się

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Oczywiście, że wszystko przez Pana Szczygła! Apetyt na czeskich autorów zaistniał. Konsumuję, delektuję się, szczęce pozwalam opadać z wdziękiem i bez wdzięku. Bo to książka, która bez przepraszam przygląda się rodzinnym tabu przez pryzmat perspektyw ludzkiego doświadczenia życia w rodzinie. Niech pierwszy rzuci kamieniem… — myślę.

Osobistą historię mam, jak każdy. Osobiste przemyślenia i mieszane uczucia też. Ale mam również dystans do rodzicielskiego niezmiennego „przesadzasz”. Po prostu jestem z innego świata. Należę do innego porządku. Tylko tyle.

Nie przypominam sobie ani sekundy tego, co nazywają więzią między rodzeństwem, jakiejś świadomości, że to, co łączy mnie z nim, nie będzie łączyć mnie z nikim innym na świecie. Nas raczej w ogóle nic nie łączy.

*

Nie mogę w to uwierzyć. Gdybym był mniejszy, tobym to sobie wypłakał. Teraz mogę się najwyżej wkurwić.

*

[…] przychodzi codziennie, ale tylko na chwilę. Próbuje, jakby pewnie sam to określił, dodać mi odwagi. Przynudza, jak to muszę przezwyciężyć samego siebie. Jak teraz wszystko zależy ode mnie. Jak mam się trzymać. Jaki ze mnie prawdziwy facet, a prawdziwi faceci walczą.

*

[…] kręcą mnie pusta kartka i pierwsza kreska, jaką na niej postawię.

*

[…] bywają ułamki sekund, […] kiedy rozumiemy się bez słów i przez sekundę jesteśmy razem.

*

     — Już ty się nie martw.
     — Żebyś potem nie mówiła, że cię nie ostrzegałam.
     — Nie będę mówiła
.

*

     — Ja pierdolę — nie wytrzymuje matka — czego ty ode mnie chcesz, mamo?

*

Cisza. Nie da się cofnąć czasu. I tak cię nie lubię, mają ochotę powiedzieć obie.

Petra Soukupová, Zniknąć, przeł. Julia Różewicz,
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2012.
(wyróżnienie własne)

2376. Od soboty

małe odkrycia na swój temat — wielka radość i moc, ale
wielkie odkrycie na swój temat to wielka cisza.

cisza, zrozumienie, wewnętrzna przestrzeń,
na słowa nijak nie da się tego przełożyć.

może być tak, że nigdy już sensownie słów nie złożę.

sobota, maja 20, 2017

(2374+1). Wracając do ula

Sadownik:
(wyjął ze skrzynki przesyłkę)

(chwilę potem)
Sadownik:
(otwiera drzwi)

Heniutka:
(cieszy się jak zwykle, bezgranicznie)

Jabłoń:
(do piesy, komentując przesyłkę)
Heniutku, nie za dużo siedzisz w internecie, gdy nas nie ma?

2374. Piątego dnia wspólnego dwudziestego roku

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj po pracy w drodze do Podkowy Leśnej)

Sadownik:
O czym myślisz?

Jabłoń:
Mam niedosyt, jeśli chodzi o świętowanie
początku naszego dwudziestego roku razem…

*

Sadownik & Jabłoń:
(bardzo wczesnym wieczorem wracają z Podkowy Leśnej)

Sadownik:
(o samochodach między węzłem Konotopa a trasą AK)
Mordorki wracają do domu!

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem po raz pierwszy)

*

Sadownik & Jabłoń:
(na końcówce wracania już po mordorkach)

Jabłoń:
Wiem, jak zamknąć świętowanie
początku dwudziestego roku razem.
Weź mnie do pretekstu na tortillkę.

Sadownik:
(wziął)

Jabłoń:
(pierwszy raz w życiu jadła jagnięcinę i mukała)
Mmmmm, mmmm, mmmmmmm,
jakie pyszne te pierożki!

Sadownik & Jabłoń:
(ledwo wytoczyli się z pretekstu)

Jabłoń:
(uroczyście)
Obchody 19. rocznicy razem
i początku dwudziestego roku razem
uważa się za zamknięte.

*

Estopa, Pesadilla.

środa, maja 17, 2017

2373. Trzeciego dnia wspólnego dwudziestego roku

Jabłoń:
(z myślą o trzech godzinach wolnego w ciągu dnia,
przy porannej kawie czyta i lobbuje lanczykowo
)
Kocie, figa z mascarpone, piękna pogoda w zapowiedzi,
zjemy na powietrzu w słońcu, co Ty na to?

Sadownik:
A ty?

Jabłoń:
Ja? Lemoniada, szparagi na pierwsze i na drugie!

*

Jabłoń & Sadownik:
(mukają wybornie)

Jabłoń:
(przy rosołku ze szparagami)
Gdyby kuchnia była jedynym powodem,
dla którego ze mną jesteś, to już byś nie musiał.

Sadownik:
(przy klasyce życia — pomidorowej z udawaną nadzieją)
Noooo!

(2356+16). Chyłkujemy (II)

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ten sam tytuł wpisu, ale zestaw osobowy chyłkujących inny. Sadownik skończył już piąty tom i czeka aż napisze się następny. Chyłkuję teraz z Georginią.

Zmienił mi się w związku z tym styl czytania — czytam synchronicznie trzy książki. Jedną, by rozumieć. Drugą, by czuć. A Chyłkę wieczorem, wyłącznie dla czystej przyjemności. Drugi tom skończony.

[…] wyglądało na to, że Joanna ma jakąś koncepcję. A może po prostu inaczej znosili bezsilność. Od podupadał na duchu, ona brała los w swoje ręce.

*

     Po chwili zamówił torcik.
     — Jesteś gorszy niż baba — oceniła Joanna.
     — A ty gorsza niż chłop na roli, więc jakoś się uzupełniamy.
     — Uzupełniamy? Ledwo jestem w stanie zdzierżyć te twoje odchyły.
     — Uwielbiasz je.
     — Bynajmniej — zaoponowała, nakładając sobie kawałek deseru
.

*

     — Jeśli chcesz sensacji, idziesz do dziennikarzy — dodała Joanna. — Chcesz skazania, idziesz do prokuratury. Chcesz obrony, idziesz do mnie.
     — A do kogo ma się zgłosić po prawdę?
     — Nie wiem
.

*

     — I co z tego twojego myślenia wynika?
     — Absolutnie nic.
     — Czyli wszystko po staremu
.

Remigiusz Mróz, Zaginięcie,
Czwarta Strona, Poznań 2015.

wtorek, maja 16, 2017

2371. Drugiego dnia wspólnego dwudziestego roku

Sadownik:
I co grey maker?

Jabłoń:
Nie rozumiem.

Sadownik:
Bo mnie nie słuchasz…
[że chwilę wcześniej komentował reklamę o farbowaniu siwych włosów]
Co? Chcesz powiedzieć: widziały gały, co brały?

Jabłoń:
Myślę, że nie widziały i nie wiedziały.

Sadownik:
A które z nas lepiej trafiło?

Jabłoń & Sadownik:
(ryknęli śmiechem)

2370. krytyczne eldorado

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

sponiewierana. z życiem koloru ciut bez sensu. czy? nie wiem. kiedy? nie wiem, czy w ogóle dam kiedykolwiek radę. jak? nie mam zielonego pojęcia. od czego zaczęłaś? od załamanych rąk, spuszczonego wzroku i zastygnięcia w pozycji embrionalnej o czwartej nad ranem.

krytyk wewnętrzny przepytuje, komentuje, najlepiej wszystko wie. nic w życiu nie zrobił, ale „miszczu”. bo kiedyś to, bo gdybyś tamto, w każdym pokoleniu jest taka sierota jak ja. nigdy. przenigdy i już. już prawie nie oddycham o czwartej nad ranem.

i nagle przychodzą słowa, które wracają kolor, sens, ruch i nadzieję:

nie jest ważne, co przychodzi;
ważne jest, co z tym robisz.

dziś, jutro i pojutrze zajmę się tym, co ważne.

2369. Georginia chodzi po świecie

uwielbiam trampeczki Georginii.
a Ona wie, że uwielbiam takie literki.

(fot. Georginia)

(2363+5). Międzychyłkowo

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Smutna. A może po prostu o rzeczach trudnych.
Muszę porozmawiać o tej książce ze Szpagacikiem.

Napatoczyłam się na tę książkę, szukając zupełnie innej. Przyciągnęła mnie grafika z okładki. Przyciągnęła, obiecała więcej i nie dotrzymała obietnicy, bo jest to jedyna taka ilustracja w całej książce; pozostałe rozczarowują na całej linii.

     — Nic mi nie jest — wymamrotał Emil.
     — Ale czy nigdy nie boli pana tutaj? — Ptak położył skrzydło na sercu. — Czy nigdy się panu nie wydaje, że jest tam coś w rodzaju haczyka, za który ciągnie pana do miejsca, z którego pan przybył.

*

     — A jeśli to niemożliwe?
     — Wówczas trzeba się nauczyć żyć jako pacjent w stanie przewlekłym.
     „Ale on używa trudnych wyrazów” — zdziwiła się Emil. Gdzie też zdążył się ich nauczyć?
[…]
     — Kto to jest pacjent w stanie przewlekłym?
     — To cierpliwy nosiciel nieuleczalnej choroby.

*

Bo może się zdarzyć i tak, że kiedy się otrzyma z powrotem to, czego się pragnęło, nie jest to wcale tym, czego się chciało.
     — Ma pan na myśli, że to nie będzie już dom?
     — To, za czym się tak tęskniło, bywa czasem, a nie miejscem.
     — Właśnie.

*

Ale Emil właściwie już wiedział, że nawet jeśli tata, Jeppe i Otto się nie zmienili, to on sam jest inny i to wystarczy, by zmieniło się wszystko.

*

Ten, kto wraca, jest zawsze kimś innym niż ten, który odszedł.

*

[…] Emil patrzył na mamę , tak jakby przeszedł kawałek drogi naprzód, a potem się zatrzymał i odwrócił głowę. Zobaczył słabość i kruchość tam, gdzie, jak wierzył, miały swój wieczny dom siła i życie.

Leena Krohn, Pelikan. Opowieść z miasta,
przeł. Iwona Kosmowska, ilustr. Manuel Blázquez,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, maja 15, 2017

2367. Tamaryndowiec: nowe słowo, nowy smak

jest wiele powodów, by kochać stolicę.
od wczoraj mam jeszcze jeden: lemoniada w pretekście.

2366. Wczorajszy ciepły śnieg

Sadownik & Jabłoń:
(poszli zapalić światełko prof. Osiatyńskiemu)

*

Jabłoń:
(ledwo żywa, już po powrocie do domu, na granicy łez)
Podaj mi jeden argument „za”, jeśli chodzi o ten spacer,
żebym nie wpadła w czarną rozpacz.

Sadownik:
Tylko jeden?

Jabłoń:
Jeden wystarczy.

Sadownik:
Przeszłaś!

sobota, maja 13, 2017

piątek, maja 12, 2017

2364. Światełko

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy zaczynaliśmy chodzić na Wojskowe Powązki, paliliśmy dwa światełka: Tuwimowi i Broniewskiemu. Potem doszły te zapalane dla Leonida Teligi i Macieja Zębatego. Od dziś będziemy palić światełko dla prof. Osiatyńskiego. Nie napisze już żadnej książki.

Sensem i celem życia jest pomnażanie
ilości życzliwości między ludźmi
.

Wiktor Osiatyński
(1945–2017)

(fot. Radek Pietruszka, fragment)

czwartek, maja 11, 2017

2363.

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Są dni, kiedy trudno uwierzyć, że to, co się wydarza, ma jakikolwiek sens. W takie dni bardzo łatwo zwątpić, że w tym, co przydarza się po raz drugi, trzeci, piąty, setny… jest coś, czego właśnie teraz najbardziej potrzebuję.

Prawie zwątpiłam, prawie stałam na krawędzi myśli, że może to coś, co zdarza się po raz drugi, trzeci, piąty, setny… wydarza się, bo jestem głupia, niekompetentna, nic nie rozumiem i w życiu nie pojmę tego, co każdy „normalny” człowiek rozumie w mig.

Wczoraj, gdy zatrzymałam się i odstąpiłam od egzekucji powyższej myśli, spotkałam piękne zdanie:

Pod kamieniami ulicznymi leży piasek plażowy.

Leena Krohn, Pelikan. Opowieść z miasta,
przeł. Iwona Kosmowska, ilustr. Manuel Blázquez,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016.

środa, maja 10, 2017

2362. gdy trudno jest

słucham cię oczami,
uszami i sercem.

2361. Nim

Wczoraj nim wyszłyśmy. Ona
poszła do toalety. Ja
czekając, obejrzałam ściany.

Zawyłam z zachwytu.

Jabłoń:
(po obejrzeniu, po sfotografowaniu)
Czy w związku z tymi grafikami,
można do państwa przyjść z grzecznym psem?

Pan Sekretnego Miejsca:
(uśmiechnął się pięknie)
Można też z niegrzecznym.