sobota, kwietnia 26, 2025

(5768+4). —

Jabłoń:
(wysłała Ludziom Fidusa link do odgrzebanych zdjęć,
gdzie na jednym z nich i Fidus, i Heniutka
)

Człowiek Fidusa:
(odpisał, dołączając zdjęcie,
które zmoczyło Drzewku oczy
)
W kąciku po misce Fidusa,
dla naszych ośmiu łap
🐾🐾🐾🐾

(5768+3). Wtedy i dziś…






kudłate fot. Sadownik.

(5768+2). —

Nikt nie żałował, że kochał psa.
pies Fafik

🐾🐾

Gdy odejdzie człowiek, pozostaje pustka;
gdy odejdzie pies, zostaje ogromna pustka
.
Człowieka Fidusa

Ten, kto
nic nie wie, nic nie kocha.
Ten, kto
nic nie robi, nic nie rozumie.
Ten, kto
nic nie rozumie, jest nic niewart.
Ale
ten, kto rozumie, również kocha,
zauważa, widzi…
Im
więcej wiedzy wiąże się z jakimś przedmiotem,
tym
większa jest miłość…
Kto
wyobraża sobie,
że
wszystkie
owoce dojrzewają w tym samym czasie co poziomki,
nic
nie wie o winogronach.
Paracelsus

(5768+1). —

Na skraju śmierci było ogromnie dużo miłości. W ostatnim zwykłym dniu, gdy jesz­cze nie wiedzieliśmy, że nadciąga nieodwracalne, odwiedziła Cię Młodość, która w przeciągu ostatniego roku przeistoczyła się w piękną młodą kobietę. W ostatnim dniu, który spędziliśmy jeszcze całym Stadem, pożegnały się z Tobą Pati i Rysia. Pra­wie całą ostatnią Twoją noc, spędziłam słuchając, jak oddychasz. Poza tymi mo­men­tami, gdy było to dla Ciebie trudne, była to dla mnie najpiękniejsza melodia świa­ta. A potem przyszedł dzień. Ten, na który nigdy nie czekaliśmy. Bolesna świa­do­mość ostatniego wspólnego ranka. Kilka godzin potem przy­szła pożegnać się z To­bą Maggie. Ty — napisała mi tamtego wieczora Maggie — pożegnałaś się z Nią w ten sam sposób, w jaki się poznałyście: buziakiem.

Pani Wetka, która do nas przyszła (czekanie było największym koszmarem), okazała się być Twoją starą dobrą znajomą, podniosłaś głowę, patrzyłaś na nią swoimi nie­widzącymi oczami. Znała Cię, jak ustaliliśmy, od trzynastu lat. Wspominaliśmy wszystkie gastrologiczne ratunki, opróżnianie gruczołów okołoodbytowych, Twoje radosne wska­ki­wa­nie na wagę zaraz po wejściu do gabinetu, choć nikt Cię o to nie prosił, i bez­par­do­no­we pobieranie opłaty w chrupkowej walucie za każde grzeczne i dzielne przetrwanie procedury medycznej. Byłaś w najlepszych możliwych rękach. Zdalnie towarzyszyły Ci Timka, Kaan, Mło­dość i Jej Mama. To niesamowite, w ile ludzkich żyć wniosłaś radość. Na po­wierzch­ni utrzymywało nas wiele wspierających myśli dobrze życzących nam Ludzi.

Pan, który przyjechał po Twoje ciało. Nigdy nie zapomnę sposobu, w jaki przełożył Twój pyszczek na całun. Byłam bezgranicznie wdzięczna za jego delikatność. A po­tem już tylko przejmująca cisza w ulu; esemesy, wiadomości i rozmowy telefoniczne pełne wspomnień z Tobą w roli głównej.

W przyszłym tygodniu Sadownik odbierze Twoje prochy. Jeszcze czeka Cię podróż w ukochane przez nasze Stado miejsce. A póki co, parafrazując słowa Akuszera: psy, podobnie jak ludzie[,] nie znikają z powodu swojej śmierci. Nie, nie znikają!


fot. Sadownik, fragment, 2013.

czwartek, kwietnia 24, 2025

5768. [*]   // 114/365

chcę na zawsze za­cho­wać zdolność dostrzegania wszystkich kolorów, które nauczyłaś mnie widzieć, moja naj­uko­chań­sza psia Duszo***, chcę zachować Twoją nieskrępowaną niczym ra­dość życia, nieograniczone zaufanie do świata i nie­usta­ją­cą ciekawość.

jestem zaskoczona wyborem zdję­cia, ale żadne inne nie może się tu znaleźć dziś, tylko to. jutro bę­dzie czternasta rocznica, gdy w pikselu zatrzymałam tamtą chwilę, za dziesięć dni Twoje urodziny.

114/365

Hexe
/hod. Nadia Comăneci*/
(2010–2025)
    Heniutka**

___________
     *    Miot „N”. Miała pięć czarnych sióstr. Wśród nich Nicole Kidman i Naomi Campbell. Imion trzech po­zo­sta­łych ku­dła­tych dziew­czy­nek nie pamiętam.
   **   Orzeszek wprowadziła do użytku imię Henia, po­nie­waż nie chciała do Kudłatej mówić po niemiecku.
  ***  pojaw się w moich snach, proszę, przyjdź nie raz.

💔

Ze śmiercią mojego psa
umiera we mnie kawałek świata.

Jarosław Borszewicz, Mroki,
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015.

💔

Ktoś, mi­ja­jąc go przy skrzynce pocz­to­wej, wspo­mina, że bar­dzo mu przy­kro z po­wodu jego straty, ale Sune nie chce, żeby im było przy­kro z po­wodu śmier­ci, a z po­wodu ży­cia, które musi te­raz wieść bez tego nie­wy­cho­wa­ne­go, nie­zdy­scy­pli­no­wa­nego nic­po­nia. Bez łap na ra­mie łóżka i bez śla­dów ugry­zień na prze­gu­bach dłoni. Jak to te­raz bę­dzie? […]  nie do końca ro­zu­mieją jego stratę. Bo prze­cież to tylko pies. Tak trudno wy­ja­śnić, że to coś o wiele wię­cej niż zwie­rzę, gdy jest się czło­wie­kiem tego zwie­rzę­cia. Wy­maga to za­pewne wię­cej em­pa­tii niż u prze­cięt­nej osoby. Albo też wię­cej wy­obraźni.

Fredrik Backman, Zwycięzcy,
przeł. Anna Kicka, Marginesy, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

💔

Jestem przekonana, że zwierzęta mogą wychowywać ludzi.

Elisabeth Kübler-Ross, Życiodajna śmierć. O życiu, śmierci i życiu po śmierci, przeł. Malina Stahre-Godycka,
Media Rodzina, Poznań 2021.

środa, kwietnia 23, 2025

5767. Z oazy (CCCXXXI)

Co­tygodniowe odliczanie literek, trzy. Poślizgnięte na świętach i chwili, by odcedzić wyimki z tej lektury. Mała książeczka, można by spokojnie określić ją jako wy­pa­sio­na broszurka. Uwielbiam ponadczasowe, wielkie i mądre serce Autorki. Czytanie tej książki było opatrywaniem własnego serca, przyglądaniem się rozwidleniu dróg mo­je­go życia, ukojeniem.

Zajmowanie się tymi wyimkami dziś ma dla mnie szczególny wymiar otaczania sie­bie ciepłem, życzliwością, które odsuwają ode mnie myśli, od których z powodu pła­czu pę­ka mi głowa. Nieodwracalne nadciąga do ula.

Finding out how we think about what we see and hear, what we feel, what we say, and how we look and sound is the place to start the discovery of who and what we are.

🖇

The sun never really sets, it only appears that way, because we are not in a position to see the bigger picture. Sometimes we may not feel the sunshine, only the night, but the sun will be there in the morning, as surely as the earth turns. That is faith—faith in the existence of that which is, even though it is not always visible.

🖇

New thoughts and beliefs are the main source for Nopening up new possi­bi­li­ties. Our willingness to risk exploring these possibilities through action is the next step. There is a secure feeling about staying with what we already know, and a scariness about venturing out into areas unfamiliar to us. To go where we have not been, either literally or figuratively, usually has two parts—excite­ment and scariness—both of which involve the adrenal glands and come from the same root.

🖇

In scariness or anxiety,
breathe a little and
you feel the excitement.
Hold your breath and
you'll get scared again.

Fritz Perls
(1893–1970)

🖇

When we really take charge of ourselves, we have the power to cope dif­fe­rent­ly and we can make our own map for our lives. That is our hope. That is our life process, and that is our opportunity.

🖇

What would happen, if when you allowed yourself to go into a new space, you armed yourself with three sets of expectations instead of one, any of which would be possible? Having three expectations instead of one is a psy­cho­logical attitude to keep your options open. I find it useful to carry my options to their logical conclusion in my fantasy and then if I am still living at the end of them, I can go freely into the new thing. What I have found is that often none of my expectations materialize, but instead other possi­bi­li­ties that I had not even dreamed of did. […]  The minimum payoff of any of my risk taking is that I have learned something. The biggest was that a who­le new and wonderful experience opened before me. The biggest step that one has to take to open up new possibilities is namely to take the risk of going into the unknown.

🖇

[…]  any change requires three phases: first, the honeymoon, when anxiety or excitement dominates; second, the phase when things seem all mixed and unfamiliar (how natural, when you stop to think you've never been there before); and third, the integration, when the new part becomes comfortable and familiar to you. Efforts to preserve the status quo (keep things as they are) are intended to protect one's security, to prevent chaos and confusion, which are thought of only as harmful instead of a normal development of change, since no change can take place without them. Many people have gone to their graves, perhaps prematurely, because they lived on the prin­ci­ple of maintaining the status quo. Staying with the status quo implies there is only one right way. When maintaining the status quo is viewed as a choice rather than a must, then new options reveal themselves.

🖇

Most of us have experienced an impasse when two parts are in conflict. Perhaps we have also had the feeling that our parts were screaming their heads off and the sound inside was so loud we couldn't hear anything on the outside. These are the times when we make our worst mistakes.

🖇

[…]  you may experience a whole range of feelings: sadness, hope, anger, delight, well-being, and others that I haven't mentioned. Remember that these feelings are all yours—no matter what kind they are—and, treated well, your many faces are there to help you.

🖇

Plants will not grow because you tell them they must, and that they are bad and ugly if they don't.

🖇

Helplessness often disguises frustration. Once aware of it, you can begin to go in another direction.

🖇

You always have possibilities. With this new sense of power, it is possible to feel a new sense of responsibility for yourself. When we have choices and can apply the choice to the situation, then we are making choices in front of our face, rather than reacting […].

🖇

I would like to compare the words variation and differentness. When we see a garden of flowers and notice that there are differences among them, it is easy for us to think of them as variations. When we do this, we experience good feelings. Variation and variety are thought of as po­si­ti­ve. When we see a group of people together and notice that they, like the flowers, are different from each other, we have an inclination to think of these as differences. Different somehow brings to mind difficulties and fear, and it is easy to prepare defenses.
     Actually, whether it is people or flowers, we are talking about the same thing: how one is the same as or different from the other. If we were to think of people as having variation to each other and then have the good feelings that come with that, we could turn on our interest and discovery buttons. Witness the allure of travel to countries where people are very different looking and live in exotic ways. I go on the principle that every­body I meet will be different from me in some way, which gives me a lot of excitement and an opportunity to expand myself by encountering and incorporating differentness.

🖇

Change always carries with it a period of imbalance (the scariness and ex­citement of new possibilities). This happens when something new is add­ed or something old is discarded. The feeling of imbalance is often one of con­fu­sion. The picture of imbalance can be physical illness, internal troubles, competency problems, or spiritual desolation. I would go so far as to say that any imbalance is a message about some change taking place. This is a perfectly natural phase because, while we are in the process of rebalancing, imbalance has to take place first.
     If one views any imbalance in this way, then one goes on with re­ba­lan­cing, which involves listening for the message of imbalance and finding out what it’s about. There will probably be some trial and error, trying out some new knowledge and awareness. […]  Every individual has beliefs about how they should be. There come times in every individual’s life where what they want is different from what they think they ought to do, and that is different from what they think they can do. This is a typical out-of-ba­lance situation.

🖇

There was a time when I thought I had to kill all those parts of me that gave me trouble. Now I see they can become my greatest helpers if I decide to make them my friends.
     […]  The secret is that when we pull away, we only increase the tension and get more and more scared because the trouble doesn't go away. In fact, it seems even bigger and stronger than it actually is. When we go closer, we relax the tension. Then we can see the situation for what it really is and make more fitting decisions. When you are in a dangerous situation, you need all your wits about you. Letting your energy go into maintaining tension draws it from the rest of yourself and freezes your body.

🖇

Having periods of imbalance is a natural consequence of living. To stay in an imbalanced state will cause great erosion and pain to the self. It is always scary when we are out of balance, because it feels like we have lost our center. When this happens, sit in the nearest chair, close your eyes, and breathe fully. Then tell yourself, “I am getting a message that my parts are out of harmony. I am getting an SOS message.” Then start listening to what your parts are telling you. Look at what is happening, figure out what your needs seem to be, and then think about how you can restore balance.

🖇

When something goes wrong, I try to make a picture in my mind of a circle with myself in the center. I then ask myself how internal factors (my thoughts, fears, nutrition, exercise, expectations, interpretations, and faith in being able to grow) and external factors (the weather, what others are telling me, and so on) might be contributing to the problem.

🖇

What would happen if instead of having a rule that covers all situations all the time, you were able to pick and choose within the situation? That is, sometimes you will choose your duty, sometimes your wishes, and some­times what you feel you can do.

🖇

Students of life find out that there is such a thing as winning a battle and losing a war, as for every gain there is a loss and, conversely, for every loss there is a gain. So therefore, each decision is a new creation with a new set of losses and gains. In other words, you are balancing out your needs with your responsibilities and your wishes, making that decision fresh each time.

🖇

Today is an exciting time because almost every day some new infor­ma­tion about life’s processes comes to light. Maybe one of the kind­est things we can do for ourselves at this moment is to take a look at eve­ry­thing we believe in and ask ourselves if it really fits or if it’s something that we were told should fit.

🖇

Suppose we think of the negative parts of ourselves as hungry dogs that we want to keep out of our awareness and certainly hide from other people. So we cage them inside (deny their existence) and feed them only when we ab­so­lu­tely have to, and then as little as possible. As they get hungrier and hungrier, we have to increase our guard, for if we let our guard down for even a second, they will come out and make terrible trouble. Continuing in this way, we will soon feel exhausted and bankrupt. Despair will soon fol­low. That is the time when we say we couldn’t help it. Someone else made us do it.
     The answer is not to get more guards, as many people seem to think, but to start paying attention, caring for, and learning to understand these parts. Then instead of using all our energy for guarding, we will be able to use it for discovery and change.
     Let’s continue the dog story. Suppose we think of the dogs as re­pre­sent­ing parts of ourselves that have only learned one way of being, and we want to teach them others. Anyone who has ever trained an animal knows you must use love, patience, and praise. Would you be willing to be loving and patient and praise yourself? Each dog represents a friend and companion yet undiscovered. To many of us, it looks only like a vicious mong­rel. We and our faces are not different from any other living thing. We thrive on being nurtured.

Virginia Satir, Your Many Faces.
The First Step to Being Loved
(revised),
Celestial Arts, Berkeley 2009.
(wyróżnienie własne)

The beginning of new possibilities starts when you be­lieve that there are no fixed, permanent sets of roadways inside of you, that they are all capable of being re­sur­faced, reshaped, reconstructed, bypassed, and built anew. We come into this world at birth and leave at death. The time between these two points is our time to develop our own map. It will continue to unfold, if you allow yourself to explore your many parts and risk go­ing into the unknown.

🖇

Explorers have a goal, but they also take time to see other possibilities along the way, which may change their course.

🖇

You are the only one like you. […]  It is helpful to remind ourselves that we all stem from the same life force.

(tamże)

wtorek, kwietnia 22, 2025

5766. Z oazy (CCCXXX)

Co­tygodniowe odliczanie literek, dwa. Poślizgnięte na świętach. Ponad rok cze­ka­łam na przyzwoitą cenę tej części (drugiej) autobiografii. Doczekałam się, a pod­wój­ne klik, klik zmiotło z cyfrowego stolika wszystkie zaczęte książki, bym wgry­zła się w tę — pisaną z perspektywy czasu, opowieść o życiu.

To obraz życia w otulinie ame­rykańskich lat czterdziestych zeszłego wieku, do­świad­cza­nia co dnia kon­sek­wen­cji posiadania czarnego kobiecego ciała.

Zaznaczyłam do upolowania trzecią część, ale mam nadzieję, że jej upolowanie zaj­mie jakiś dłuższy czas.

Królowało poczucie tryumfu i braterstwa. Każdy był bohaterem. Czyż wszy­scy nie połączyliśmy sił, by skopać tyłek szkopowi i grubemu maka­ro­nia­rzo­wi, a mikremu, wcinającemu ryż Japońcowi pokazać, gdzie jego miejsce?
     […]  Z ambon podzwaniało: „A nie mówiłem?” w wykonaniu pastorów, którzy wiedzieli, że Bóg jest po stronie dobra i że nie opuściłby sprawie­dli­wych […].
     Pomyślałam, że gdyby wojna nie zakładała zabijania, chętnie oglą­da­ła­bym ją każdego roku. Trochę jak jakieś święto.
     […]
     Nie było potrzeby rozmawiania o uprzedzeniach rasowych. Czyż wspól­nie, czarni i biali, nie wyrwaliśmy ocalałych Żydów z piekła obozów kon­cen­tra­cyj­nych? Uprzedzenia rasowe umarły. Były zaledwie błędem po­peł­nio­nym przez młody kraj. Czymś, co wybacza się jak nie­sto­sow­ne za­cho­wa­nie pijanego przyjaciela.

🖇

Chłopcy zdają się myśleć, że dziewczyny są w posiadaniu klucza do wszel­kie­go szczęścia, ponieważ rodzaj żeński ma rzekomo prawo wyrażać zgodę i/lub niezgodę. […]  Ciekawe, że ani w tych minionych latach tęsknoty, ani nawet współcześnie, w epoce zrozumienia, nie zdawali sobie sprawy, że o ile kobieta miała prawo decydować, o tyle cierpiała z powodu nie­moż­no­ści przejęcia inicjatywy.

🖇

Nie była na mnie zła; gra­ła kartami, które rozdało jej życie, jak zawsze. Co więcej, grała po mistrzowsku.

🖇

Podobnie jak inne czarne dzieci z małych południowych miasteczek, ak­cep­to­wałam całkowity rozdział ras, uznając go za źródło psychicznego kom­for­tu. Biali istnieli, nikt temu nie przeczył, lecz w moim codziennym życiu byli nieobecni.

🖇

     – Masz tę całą edukację. Jak to możliwe, że nie możesz znaleźć cholernej roboty, do której pójdziesz, wyglądając jak osoba na poziomie?
     […]
     – Kurdemol. […]  Wiesz, jak się gotuje ryż, prawda?
     – Tak. – Umiałam gotować go aż do momentu, gdy każde ziarnko stało o własnych siłach.

🖇

Próbowałam zeskrobać z ich twarzy jakiekolwiek informacje, które udało im się zgromadzić. Jednak te twarze były wyćwiczone w nieokazywaniu niczego. […]  Ale ja też przeszłam przeszkolenie – jego motto brzmiało: „Nigdy nie pozwól, by biali ludzie dowiedzieli się, co naprawdę myślisz. Jeśli ci smutno, śmiej się. Jeśli w środku krwawisz, tańcz”.

🖇

Powinnam była być mądrzejsza i nie okłamywać rządu. Ludzie zawsze mówili, że jeśli ukradniesz Wujkowi Samowi znaczek wart trzy centy, on wyda tysiąc dolarów, by cię przyskrzynić. Był bardziej mściwy niż Bóg.

🖇

     – Weź to na spokojnie, Śliski, bo przed tobą długi ślizg.
     Z liczącą sobie wiele wieków tolerancją udzielali rad lub je przyjmowali.
     – Weź to na spokojnie – ale weź!

🖇

Jest taki moment w furii, gdy
człowiek wpada w rozpacz. W bezruch.

🖇

Maślana, miodowobrązowa, w odcieniu cytryny lub oliwki. Czekoladowa i śliwkowoniebieska, przypominająca brzoskwinie ze śmietaną. Kremowa. W barwie gałki muszkatołowej. Cynamonu. Zastanawiałam się, dlaczego mój lud opisuje kolory naszej skóry, odwołując się do przeróżnych smacz­nych kąsków.

🖇

Błyskotliwi młodzi mężczyźni, nadzieja naszej społeczności, rzucali się na zapieczętowane drzwi wzniesione przez ogół społeczeństwa i nie tylko nie zdołali ich otworzyć, lecz nawet nie wstrząsnęli ryglami.
     Potencjalny wygadany prawnik, bystrooki naukowiec i chirurg o opa­no­wa­nej dłoni zmienili więc zdanie w sprawie wyważania zamka i zwrócili się ku narkotykom, by móc przefrunąć przez dziurkę od klucza.

🖇

Ponieważ mnie nie okłamał, nie wolno mi było się gniewać. Ponieważ cierp­li­wie i z czułością nauczył mnie kochać, nie mogłam wykorzystać nie­na­wi­ści, by ulżyć sobie w bólu. Musiałam go znosić.
     Z perspektywy czasu jestem przekonana, że mnie kochał. […]
     Utrata młodziutkiej pierwszej miłości jest tak bolesna, że graniczy to z nie­dorzecznością.
     […]  Emocjonalne poturbowanie nie było dla mnie niczym nowym, nowe okazały się tylko intensywność i przyczyna tych doznań.

🖇

W swoim wczesnym stadium użalanie się nad sobą otula miękko ni­czym piernat. Dopiero gdy zaczyna twardnieć, robi się niewygodne.

🖇

Lwy mogą ryczeć, a kojoty wyć, lecz wibrowanie dwóch istot ludzkich walczących o fizyczną przewagę zapoznało mnie z przyprawiającym o mdłości i całkiem nowym rodzajem przerażenia.

🖇

Siłą nawyku wciąż nosiłam głowę wysoko, lecz moja ostatnia nadzieja prze­padła. Każda droga wyjścia z labiryntu okazywała się w końcu ślepym zaułkiem. […]  Kończyły mi się zasoby odwagi. Niestety hart ducha nie był jak kolor mojej skóry, raz dany i na zawsze mój. Każdego ranka trzeba go było wskrzesić i poddać bolesnemu treningowi. […]  Pierwszy raz usiadłam bezbronna, czekając na kolejny cios ze strony życia.

🖇

Spojrzał prosto na mnie, zmuszając mnie, bym stawiła czoła swoim lękom.
     – Słuchaj, Ma, jeśli podoba ci się bycie nieszczęśliwą, to baw się dobrze, ale nie proś mnie, żebym cię żałował. Po prostu zanurz się cała w swojej nie­do­li i się w niej taplaj. Nie śpiesz się, posmakuj wszystkich jej subtelności, ale nie przychodź do mnie, oczekując współczucia.

🖇

W ciągu kilku napiętych lat zdołałam zostać snobką na każdej płaszczyźnie: rasowej, kulturowej i intelektualnej. Byłam burdelmamą i uważałam się za moralnie lepszą od dziwek. Byłam kelnerką i wierzyłam, że jestem mą­drzej­sza od obsługiwanych przez siebie klientów. Byłam samotną matką bez ślu­bu i żyłam w przekonaniu, że mam więcej swobody niż spotykane przeze mnie mężatki.

🖇

– Umiem używać mózgownicy. Mówiłem ci: „Każda wiedza jest walutą możliwą do spożytkowania, w zależności od rynku”. […]
     – Bailey, nie zostaniesz chyba alfonsem, co?
     – Pozwól, że coś ci wyjaśnię. Alfonsi to mężczyźni, którzy nienawidzą ko­biet albo się ich boją. Ja szanuję kobiety i jak mógłbym się ich bać, skoro naj­straszniejsza, o jakiej kiedykolwiek słyszałem, jest moją matką? – Spoj­rzał na mnie ostro.

🖇

Nie miałam pojęcia, co zrobię ze swoim życiem, ale złożyłam obietnicę i odnalazłam niewinność. Przysięgłam sobie, że nigdy więcej jej nie stracę.

Maya Angelou, Zgromadźcie się w imię moje,
przeł. Elżbieta Janota,
Grupa Wydawnicza Relacja,  Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Muzyka nurkowała i kołysała się, ciągnąc i pchając. Po­zwo­li­łam ciału wesprzeć się o dźwięk […]. Kształty i for­my rozmywały się, aż po­czu­łam, że jestem we­wnątrz szkicu węglem lub akwareli w odcieniach sepii.

🖇

Wszystko, co warto robić,
warto robić dobrze.

🖇

     – To mężczyzna. Ma pracę, zdrowie i siłę. Niektórzy muszą iść przez życie bez tego. – I na tym stanęło.

🖇

Popierała trzymanie się każdego pomysłu, dopóki nie zostanie ponad wszelką wątpliwość dowiedzione, że był dobry albo zły.

🖇

Pomyślałam o babci Henderson, która z po­mo­cą mo­dli­twy kurczyła każdą zgryzotę do przy­stęp­niej­szych roz­mia­rów. Zaczęłam się modlić.

🖇

     – Potrzebuję pomocy […].

(tamże)

5765. Z oazy (CCCXXIX)

Co­tygodniowe odliczanie literek, raz. Poślizgnięte na świętach. Polecona nie wprost. Wyklikana bardzo wprost i sprawnie pochłonięta. Rezonowała nie raz, odsłaniając zacienione gęste miejsca mojego jestestwa. Było nad czym się zadumać, by złapać kontakt z tym, co dla mnie w moim życiu najważniejsze, niepodlegające dyskusji, niewymagające uzasadnienia. Są kwestie, w których nie ma mowy o kompromisach.

Pła­czesz przy każ­dym prze­ja­wie nie­spra­wie­dli­wego gniewu ze strony do­ro­słych, nie ro­zu­miesz, że ta złość to z ko­lei ich bez­sil­ność.
     Twój płacz bę­dzie bu­dzić gniew i bez­sil­ność do­ro­słych.

🖇

Ni­gdy nie prze­sta­niesz się za­chwy­cać uży­tecz­no­ścią ga­zet: naj­pierw są po­wo­dem spa­ceru, przy­pad­ko­wych spo­tkań, roz­mów ze sprze­dawcą w kio­sku, na­stęp­nie stają się źró­dłem wie­dzy, roz­rywki, bu­dzą emo­cje, dają te­maty do roz­mów, koń­czą jako jed­no­ra­zowy ob­rus, la­tem wsta­wione po­mię­dzy szyby okien skrzy­nio­wych służą jako ża­lu­zje, póź­niej są naj­lep­szym na­rzę­dziem do my­cia wła­śnie okien, można je roz­mięk­czyć w wo­dzie i stwo­rzyć z nich ma­sę pla­styczną, da się zło­żyć z ga­zet czapki, za­bez­pie­czyć pod­łogi pod­czas ma­lo­wa­nia, a na końcu zu­żyte lą­dują jako pod­pałka.

🖇

Bę­dziesz szu­kać rów­no­wagi mię­dzy tym, kim je­steś w swo­jej gło­wie, a tym, jak wy­gląda twoje ciało.

🖇

Kac nie ma końca. Me­lanże mi­jają bły­ska­wicz­nie, to kac się dłuży. Im­preza to trzy kie­liszki wina, im­preza to pójść spać po dwu­dzie­stej trze­ciej, im­preza to piwo i to­wa­rzy­ski pa­pie­ros, po któ­rym jest mi nie­do­brze, im­preza to czas, kiedy się uwal­niam i mó­wię wię­cej, niż pla­no­wa­łam. Im­preza to lody albo pizza, albo ka­napka po dwu­dzie­stej dru­giej. Nie wiem, gdzie są gra­nice im­prezy. Wszystko „po­nad” mi szko­dzi. […]  Po­go­dzi­łam się z tym, że już ni­gdy [moje ciało]  nie bę­dzie tak sprawne jak kie­dyś.

🖇

Nie spodoba ci się rola ko­biety, ale prze­mówi do cie­bie idea rów­no­upraw­nie­nia. […]  Oczy­wi­ście, że je­ste­ście równi, wy, ko­biety, i oni, męż­czyźni. Ja­kie zna­cze­nie ma koń­cówka słowa?! Prze­cież w tym sa­mym ję­zyku ka­na­dyjka to ro­dzaj ka­jaka, hisz­panka to od­miana grypy, ja­ponki to klapki, a finka to nóż. Ro­dzaj żeń­ski to przed­miot co­dzien­nego użytku. Ty my­ślisz: „je­stem nie­co­dzienna”.

🖇

W twoim kraju psy nie są szcze­gól­nie sza­no­wane. Pew­nie wpływ is­lamu.
     – Z psa po­żytku nie ma – po­wie bab­cia. – Ani mleka nie daje, ani ja­jek nie znosi, na­wet my­szy się go nie boją.
     – Ale pil­nuje domu – sta­niesz w obro­nie psów.
     – Tak, ale my nie mamy nic cen­nego.
     […]  Pierw­szą pchłę zo­ba­czysz w Pol­sce, do tego czasu nie bę­dziesz pew­na, czy na­prawdę ist­nieją. Mi­tyczne straż­niczki psów.

🖇

Bę­dziesz prze­ko­nana, że to ko­bieta wy­biera męż­czy­znę, nie­mniej mnó­stwo czasu zaj­mie ci po­go­dze­nie się z tym, że raz czy drugi, tak w przy­bli­że­niu, twój wy­bór nie bę­dzie naj­lep­szy.

🖇

W twoim kraju nie wolno od­ma­wiać ma­łym chłop­com. Pada wów­czas ar­gu­ment: „bo coś mu się sta­nie”. Nie wiesz co. Ni­gdy się nie do­wiesz. Py­tasz, lecz tylko ta­jem­ni­czo od­po­wia­dają, że „coś”. Ta za­sada nie do­ty­czy dziew­czyn. Im nic nie grozi.

🖇

Do­bre słowa to żadne i każde. Nie ma re­guły. Czy­tam kilka ulu­bio­nych ha­seł z kar­tek, które wy­my­śli­łam:
     „Karma jest dla psów”.
     „Bądź nie-dzielna w so­botę”.
     „Mów, co chcesz usły­szeć”.
     I jesz­cze to: „Też się o cie­bie boję” – to jest ta­kie pro­ste, biorę twój strach i przy­tu­lam do swo­jego, i faj­nie, że nie je­stem w tym sama.
     Już od po­nad roku lu­dzie wo­kół mnie nie wie­dzą, co po­wie­dzieć. Jedni mo­gą rzu­cić tekst, że „wszystko bę­dzie do­brze”, i wy­ba­czę im ten ba­nał, a in­nym od­mó­wię do niego prawa. […]  Za­pra­szam cię, po­tknij się, po­wiedz, że nie wiesz, co w tej sy­tu­acji po­wie­dzieć.

🖇

Boli jak skur­wy­syn.
     – Nie ma co bo­leć, nie po­winna mieć pani tam czu­ciа, wszystko zo­stało wy­cięte. – Chi­rurg jest roz­czu­la­jący. Jego wie­dza me­dyczna wy­klu­cza mój ból. Wspa­niale. A mnie boli, sorry. Co mam po­wie­dzieć?

🖇

Mę­czące my­śli. Wieczne po­szu­ki­wa­nie związ­ków przy­czy­nowo-skut­ko­wych, jakby mój ro­zum nie mógł się po­go­dzić z cha­osem, przy­pad­kiem i bra­kiem wpływu na rze­czy­wi­stość. Ani przez chwilę.

🖇

[…]  wię­cej i tak nie mo­gła­bym do­stać. To jest w po­rządku, zwłasz­cza że mam ten­den­cję, by się za­mar­twiać: że za mało, że za późno, że trzeba było wcze­śniej. Wszystko jest po coś. Albo i nie.

🖇

Bę­dziesz chciała tak te­le­pa­tycz­nie przy­tu­lać lu­dzi, któ­rzy sami ra­nią się cu­dzymi sło­wami. Na­uczysz się, że te­le­pa­tyczne przy­tu­le­nie jest lep­sze od słów po­cie­sze­nia. Tak bę­dzie ci się wy­da­wać.

🖇

Nie ro­zu­miem. Czy jest coś nor­mal­niej­szego od stra­chu przed śmier­cią? Czy jest coś bar­dziej osta­tecz­nego, kiedy ja chcę wię­cej? Je­śli mam nie bać się śmierci, to czego mam się bać?

🖇

Za­pa­mię­tać: łysi lu­dzie bez brwi się le­czą, a nie umie­rają. Umieramy wszyscy.

🖇

Umiem nie li­czyć na wła­sne szczę­ście. To na­wet nie umie­jęt­ność czer­pa­nia ra­do­ści z ma­łych rze­czy, lecz po­go­dze­nie się z tym, że źró­dła szczę­ścia za­wsze są małe. Złoty, kurwa, śro­dek. I na­wet bym uwie­rzyła, że już wiem, jak żyć: że do­ty­kiem, po­wie­trzem, po­korą, że pracą, spa­ce­rem, roz­mową, że wa­rzy­wem, owo­cem, wi­nem. Gdyby nie odu­rza­jąca ra­dość z córki i wszech­ogar­nia­jący strach przed ry­chłą śmier­cią. Dzie­sięć stopni w skali Rich­tera.

🖇

Ła­pię się na tym, że chcę do­ko­nać je­dy­nego słusz­nego wy­boru, boję się po­my­lić, ża­ło­wać, nie wy­ko­rzy­stać szans, po­ten­cjału.

🖇

Cza­sami za­pi­suję je [swoje za­klęcia] w no­tat­niku w te­le­fo­nie:
       Roz­pier­da­lam ich in­sta­gra­mowe życie napędzane przez ka­rierę, sza­lone wa­ka­cje i wy­je­bane me­ble na sie­dem­dzie­sięciu dwóch me­trach kwa­dra­to­wych w lep­szych dziel­ni­cach mia­sta. Trzy­dzieści dwa me­try kwa­dra­towe zaj­muje ich ego, które wy­sa­dzam sło­wami typu „ma­stek­to­mia”, „che­mio­te­ra­pia”, „lek, który za­po­biega prze­rzu­tom do kości”.

🖇

W cza­sach Szek­spira ko­biety były grane przez męż­czyzn. Pew­nie pierw­sza ko­bieta, która wy­stą­piła na sce­nie, mu­siała mi­strzow­sko zre­ali­zo­wać mę­skie, bo wy­my­ślone przez re­ży­sera, wy­obra­że­nie o ko­bie­cie, którą grała. Była ko­bietą naj­le­piej gra­jącą męż­czy­znę gra­ją­cego ko­bietę wy­my­śloną przez męż­czy­znę (ja­kie­goś Szek­spira). Od mniej wię­cej stu lat ko­biety wcho­dzą na sceny zdo­mi­no­wane przez męż­czyzn i po­woli przej­mują mę­skie role. Na­pi­sane przez męż­czyzn dla męż­czyzn. Grają bez za­jąk­nię­cia, stop­niowo, nie za­wsze świa­do­mie, two­rzą nowe role. A w ich ko­bie­cych na­zwach za­ko­do­wane są trudne de­cy­zje, po­świę­ce­nie czy nad­ludzka dys­cy­plina.

🖇

     – Nie lu­bię swo­ich wło­sów. Chcia­ła­bym mieć pro­ste i ciemne jak ty.
     – Za­wsze tak jest, wy­daje ci się, że inni mają le­piej.
     – Krę­cone są brzyd­kie.
     – Ja chcia­łam być niż­sza.
     – Czemu?
     Jak to jest, że dzieci lu­bią słu­chać o sła­bo­ściach do­ro­słych?
     – My­śla­łam, że mia­ła­bym ła­twiej. […]
     – Ja też je­stem wy­soka, mnie to nie prze­szka­dza.
     – Su­per.
     Uff. Uwiel­biam te roz­mowy, ale to jest pole mi­nowe. Ota­czasz ma­łego czło­wieka mi­ło­ścią i ak­cep­ta­cją, a on prę­dzej czy póź­niej wraca do cie­bie z li­ta­nią na te­mat swo­jej nie­do­sko­na­ło­ści.

🖇

Pra­co­wity ide­ali­sta, czło­wiek ce­niący po­rzą­dek rów­nież poza wła­snym do­mem – to brzmi jak okre­śle­nia cho­ler­nie spię­tej osoby.

🖇

[…]  ina­czej pa­trzę na ten szpi­tal. Wi­dzę tu sporo mi­ło­ści upra­wia­nej pu­blicz­nie, bez­kar­nie, w tłu­mie, za­du­chu i stra­chu. Ni­g­dzie nie zo­ba­czysz tyle nie­oczy­wi­stej czu­ło­ści, co na On­ko­lo­gii. Tu­taj nie mu­sisz być na­sto­lat­kiem, by trzy­mać dziew­czynę/żonę/part­nerkę za rękę, męża przy­tu­lić, a ma­mę przy­kryć sza­lem. Tu­taj lu­dzie, któ­rzy nie są cho­rzy, to­wa­rzy­szą pa­cjen­tom, by wziąć na swoje barki tro­chę ich stra­chu i stresu. Gdy czeka się w ko­lejce, można na­tra­fić na grupy osób, które nie­zgrab­nie wy­mie­niają się mi­ło­ścią, a wy­miana cza­sem przy­biera formę opier­da­la­nia czy in­nego bia­do­le­nia. Praw­dziwe złoto.

🖇

Ży­cie przed dia­gnozą jest w pew­nym sen­sie nie­re­alne, to ży­cie wy­stra­szo­nej nie­śmier­tel­nej. Te­raz je­stem śmier­telna i boję się ina­czej.

🖇

Mówię o raku, po­nie­waż nie chcę się go bać. Nie chcę, żeby bali się go inni lu­dzie. Jest ważniej­szy od ko­lej­nej afery ko­rup­cyj­nej w unij­nym par­la­men­cie. Oswa­jam go dla sie­bie i dla in­nych.
     – Ale „on­ko­ce­le­brytka” brzmi po­gar­dli­wie.
     – A „rak” brzmi jak śmierć i cier­pie­nie. A ja żyję i mam się do­brze.

🖇

[…]  to nie są my­śli warte łez. To są my­śli, które na­leży wy­po­wie­dzieć, przyj­rzeć im się przez pięć mi­nut i olać na za­wsze.

🖇

[…]  od­pę­dzam te nie­po­trzebne my­śli wzru­sze­niem ra­mion. Po­tęga wzru­sze­nia ra­mion.

🖇

Tak strasz­nie bym chciała, żeby lu­dzie wresz­cie
od­pier­do­lili się od swo­ich ciał.

🖇

Nie od­ma­wiam ni­komu prawa do po­szu­ki­wa­nia po­czu­cia by­cia sobą. Na­wet je­śli jest to droga bez­pow­rotna i nie ma pew­no­ści, że za­pro­wa­dzi go w do­bre miej­sce. Wszy­scy cią­gle wy­bie­ramy drogi w jedną stronę.

🖇

Wła­sną du­cho­wość oprzesz na przy­pad­ko­wych chwi­lach, kiedy po­czu­jesz nie­za­po­wie­dzianą moc w zwy­czaj­nych oko­licz­no­ściach.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.

Cier­pie­nie, śmierć, pustka. My­ślę o tym, ale mnie to nie pa­ra­li­żuje. Od­dy­cham i wi­dzę smu­tek jako ko­lor.

🖇

Raz otwarta furtka po­zo­sta­nie otwarta na za­wsze, a te za­mknięte na za­wsze zo­staną za­po­mniane.

🖇

     – Wiesz, że na­sze ży­cie to pier­do­lona bajka? – Oczy­wi­ście, że wiem.
     – Taaa. – To on czę­ściej o tym za­po­mina.

🖇

Cho­roba wy­strze­liła mnie na inną pla­netę, gdzie po­rządkuję swoje lęki i daw­kuję używki […]. I sta­ram się nie bać.

🖇

Kie­dyś przyj­dzie czas, że ża­den włos na twoim ciele nie bę­dzie twoim wro­giem.

🖇

Czy coś się zmie­nia? Po­dróż w głąb sie­bie, ow­szem, ale któ­rędy?
     […]  Na­zy­wasz, oma­wiasz, wy­zy­wasz, prze­kli­nasz, za­kli­nasz, wy­rze­kasz się i przy­rze­kasz. A może wła­śnie po­trze­bu­jesz ci­szy?

🖇

Ga­damy o […]  walce, która za­mie­nia się w drogę, gdy prze­sta­jesz wie­dzieć, z czym wal­czysz, i już na tej dro­dze zo­sta­jesz.

🖇

Od babci na­uczysz się, że za­klę­cia są two­rzone i rzu­cane przez lu­dzi. Po­eci są w tym szcze­gól­nie wpra­wieni.

🖇

Świeczki to mo­dli­twy, głu­pio oszczę­dzać
na roz­mo­wach z Bo­giem.

(tamże)

poniedziałek, kwietnia 21, 2025

5764. Panna cotta (CLV)

W drodze „ku” zderzyły się w mojej głowie kulki i przypomniało mi się włoskie po­wie­dzenie. Podzieliłam się nim z Sadownikiem, bo okazało się, że byliśmy w ka­te­go­rii wielkanocnego czasu bardzo włoscy, na długo zanim którekolwiek z nas podjęło się nauki języka półwyspu w kształcie buta, ponieważ kilkanaście lat te­mu wy­wal­czy­li­śmy sobie świecki, nierodzinny, nasz czas. Puściliśmy dzi­siaj to przy­słowie w ruch, spędzając dzień z przy­ja­ciółmi.

Natale con i tuoi, Pasqua con chi vuoi.
[Boże Narodzenie ze swoimi, Wielkanoc z kim chcesz.]

 
 
[częściowa asystencja: Sadownik]

niedziela, kwietnia 20, 2025

5763. Wielkanocny czas nad rzeką

 
 
 
 
[częściowa asystencja: Sadownik]

5762. Wielkanoc

     – Halo, mamo?
     – Tak?
     – Wszystkiego dobrego z okazji Wielkiejnocy! Alleluja!
     – Alleluja?
     – Tak! Jezus zmartwychwstał!
     – Zmartwychwstał?
     – Tak!
     – Aha. A co mu było?

Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.

czwartek, kwietnia 17, 2025

5761. [*]   // 107/365

gdy jeszcze scho­dy z jedną poręczą nie były dla mnie barierą nie do pokonania, co dwa tygodnie Ją głaskałam.

nie mo­głam oderwać oczu od uszu tej pięknej Osoby. były dzie­łem magii, a nie kwestią rasy.

107/365

Florka
(2012–2025)


fot. Człowiek Florki, fragment.

5760. Czekariat (CXII)

[asystencja: Sadownik]

Czuję na so­bie czyjś wzrok. Pró­buję wy­ła­pać źró­dło tego spoj­rze­nia. Mam! Mała mu­tantka. Czte­ro­listna ko­ni­czyna! Ro­sła nie­da­leko mo­jej dło­ni, którą opie­ra­łam się o zie­mię. Zry­wam ją i cho­wam do port­fela. Po­zna­łam kie­dyś ko­bietę, mamę mo­jego przy­ja­ciela, która po­tra­fiła zna­leźć dzie­siątki czte­ro­list­nych ko­ni­czyn pod­czas jed­nego spa­ceru.
     – Ja ich nie szu­kam, lecz wy­ła­puję ich spoj­rze­nia. To pro­ste – mó­wiła. Była to je­dyna in­struk­cja, którą otrzy­ma­łam.
     Tego dnia, kiedy po­szły­śmy na spa­cer, sama zna­la­złam ich sześć albo sie­dem. Od tam­tej pory nie czu­łam ich spoj­rzeń. Do dzi­siaj.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.
(wyróżnienie własne)

środa, kwietnia 16, 2025

5759. Łódeczka dla Białego Kruka


Autor(ka) nie do ustalenia.

Po smutku nadszedł czas refleksji, że skoro on był, to znaczy, że jest wdzięcznośćtęsknota za czymś dobrym.

Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.

*

Astor Piazzolla, Oblivion, James Crabb (akordeon),
Benjamin Martin (fortepian), Richard Tognetti (skrzypce), Australian Chamber Orchestra.
White Raven’s Liked List

(5757+1). 106/365

odkryłam, jak niesamowicie blisko jest od ża­lu, smutku czy stra­ty do wdzięcz­no­ści za to, co się wydarzyło kil­ka, kil­ka­na­ście, kil­ka­dzie­siąt lat temu. wdzięczności za to, co można wy­dłu­bać pięk­ne­go, za­ska­ku­ją­co nieoczywistego, nie­by­wa­le wzru­sza­ją­ce­go z chwi­li obecnej.

trzeba się tylko zatrzymać, ustać i żal, i smutek, i stratę, wziąć oddech.

106/365

[suplement 18.04.2025]
Przyj­dzie mo­ment, że prze­stanę wi­dzieć w swoim oto­cze­niu li­sty z rze­czami do zro­bie­nia i zo­ba­czę świat, na który nie mam wpływu, który mnie cie­szy taki, jaki jest.

*

I sta­jesz się wraż­liwa na sza­rość, cze­piasz się co­dzien­ności, za­pi­su­jesz ją w ze­szy­tach, bo pa­mię­tasz, że może na­gle się skoń­czyć, za­mie­nić się w od­li­cza­nie.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.

wtorek, kwietnia 15, 2025

5757. 105/365

gdy rozmawiali o żalu, smutku i stracie, powiedziała:
     — nie na­żyłam się…
     — jakiego swojego marzenia nie spełniłaś?

oboje zanurzeni w ciszy, ona bez słów wśród łez, on zde­cy­do­wa­ny na to, by nie dać się zbyć milczeniem; zagroził, że po­cze­ka ile trzeba na odpowiedź.

105/365

[suplement 16.04.2025]
Boję się […]  po­wol­nej śmierci.
     […] 
     Boję się roz­cza­ro­wa­nia, że to już.
     Boję się roz­sta­nia z mę­żem i córką.
     Boję się po­czu­cia, że mo­głam temu ja­koś za­po­biec.
     Boję się, że strach mnie osła­bia.
     A może wy­star­czy się nie bać?
     Czy umiem uwię­zić strach na pa­pie­rze? Tak jak­bym ma­lu­jąc por­tret tego, co straszne, umiała to po­skro­mić. […] 
     Po ko­lei:
     czyli
     opi­su­jąc to,
     czego się bo­imy,
     two­rzymy bez­pieczny dy­stans
     i prze­sta­jemy się bać albo bo­imy się mniej?
     Czy spor­tre­to­wa­nie po­twora czyni go mniej strasz­nym? Może cho­dzi o sam pro­ces – wy­maga to prze­cież dłu­gich go­dzin wpa­try­wa­nia się w to, czego się bo­imy. Czy re­ali­stycz­nego por­tretu można się bać da­lej? Mogę także swój strach opi­sać bez­rad­nie. Na­wet pra­wie na pewno opi­szę go za­le­d­wie w nie­licz­nych wy­mia­rach. Do nie­któ­rych jego frag­men­tów nie mam do­stępu, są na po­wiece i wi­dzę je naj­wy­żej w po­staci plam, gdy za­mknę oczy. Są także dźwięki, słabe, gdzieś na gra­nicy sły­szal­no­ści.

Mira Suchowiejko, Też się o ciebie boję,
Biuro Literackie, Kołobrzeg 2025.

5756. Z oazy (CCCXXVIII)

Co­tygodniowe odliczanie literek. Poślizgnięte na opadaniu fusów wrażeń i wyborze cytatów. Było to czytanie-odreagowywanie (na ten sam temat) bardzo złej książki.

W Polsce mózg co trzeciej osoby zachoruje. Nie jesteśmy na to przy­go­to­wa­ni. In­dy­wi­dualne historie rodzin wydeptują wciąż od nowa stare ścieżki, których ist­nie­nia jako społeczeństwo nie chcemy przyjąć do wiadomości. Życie z neuro­de­ge­ne­ra­cyj­ną chorobą nie jest łatwe (eufemizm!), ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego pań­stwo pol­skie prześciga się w pomysłach, by uczynić je nieznośnym nie tylko dla chorych, ale również dla ich bliskich.

Patchwork danych, faktów, ludzkich historii, metafor, uczuć i mądrych wypowiedzi specjalistów. Wart, po prostu wart przeczytania. Łatwiej jest skupiać się na trud­no­ściach chorujących, ale mi ta książka uświadomiła, jak trudnym/wymagającym jest ży­cie opiekunów, osób kochających chorującą osobę. Mam komu dziękować.

Czy powinnam się wstydzić tej swojej złości na chorego, bez­bron­ne­go czło­wieka?
     Trudno nie mieć takich myśli, które przecież nie są niczym innym jak wy­ra­zem zmęczenia wieloletnią opieką, poczucia utraty własnego życia, ale i perspektywy śmierci najbliższej nam osoby. Tak jak i myśli, że byłoby le­piej, gdyby to wszystko się już skończyło. […] Poczucie winy nie­jed­no­krot­nie zatrzymuje nas już na poziomie samego odczuwania złości. Przez to próbujemy ją pomijać, zatrzymujemy ją w sobie. W konsekwencji nie tyle pozbywamy się wściekłości, ile raczej ją kumulujemy, a potem wybuchamy.

🖇

Ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera po 65. roku życia praktycznie podwaja się z każdymi kolejnymi pięcioma latami. Oznacza to, że 3% osób w wieku 65–69 lat, 6% osób w wieku 70–74 lat i prawie połowa osób w wie­ku 85 lat i starszych zachoruje na chorobę Alzheimera.

🖇

To, że będziemy biegać, zdrowo się odżywiać i w ogóle dbać o siebie, nie oznacza, że nie zachorujemy na alzheimera. Ale jeśli będziemy prowadzili zdrowy styl życia, to po pierwsze być może będziemy łagodniej tę chorobę przechodzić, a po drugie możemy opóźnić jej dalszy rozwój. Dać sobie więcej czasu.

🖇

Kiedy ktoś słyszy „nowotwór”, to może od razu szuka w głowie rozwiązań i myśli, jak kupić czas. Statystyki dają nadzieję, że można z rakiem wygrać. A z alzheimerem, demencją – wiadomo, że nie.

🖇

Tak, nie ma leku na tę chorobę, ale możemy zadziałać, zwłaszcza na po­czątku, by trochę dłużej było lepiej.

🖇

Nikt nas nie przygotowuje, co zrobić, jeśli się dowiemy, że jesteśmy poważnie chorzy.

🖇

I oczywiście, czym innym jest choroba nowotworowa, czym innym za­bu­rze­nia neuropoznawcze, a czym innym nadciśnienie tętnicze. Ale każda cho­ro­ba to dla pacjenta wyzwanie.

🖇

[…]  człowiek musi sobie radzić totalnie sam. W dodatku, kiedy kończysz sześćdziesiąt lat, dla systemu opieki zdrowotnej okazujesz się zbędnym kosztem, takim, którego najszybciej trzeba się pozbyć.

🖇

Najgorsze, że człowiek w tym współchorowaniu jest ze wszystkim sam, że na własną rękę szuka rozwiązań, wsparcia.

🖇

Proszę sobie wyobrazić, że przez piętnaście lat odczuwa pani non stop lęk, non stop traci pani możliwość rozpoznawania otoczenia i rozumienia sło­wa. Dlaczego chory cały czas mówi: „Idę do domu”? Nie chodzi o to, żeby iść do domu, tylko mówiąc „Idę do domu”, chcę znaleźć bezpieczne miejsce, po­nie­waż nie rozpoznaję tego, co jest dokoła. Czuję się zagrożony. Więc idę do domu. Ja nie wiem, gdzie jest ten dom, ale idę tam, bo tak mocno w głowie siedzi przekonanie, że dom to bezpieczne miejsce. A teraz się po prostu boję.

🖇

[…]  „opieka” to takie słowo, które w sumie jest dobre, oznacza, że ja tak się tobą zajmę, że będzie ci bardzo dobrze. I niby okej, ale może to być za­gro­że­niem dla sprawczości i samodzielności. Ja się tobą zaopiekuję na moich wa­runkach, ja będę o tobie decydować.

🖇

[…]  nie możemy dać niczego więcej,
czego sami w sobie nie mamy.

🖇

Do chwili obecnej w Polsce nie mamy takiego zawodu jak gerontolog. I tak przyczyniamy się do tego, że praca ze starszym człowiekiem kojarzy się tyl­ko z opieką medyczną, w dodatku zapewnianą przez osoby, od których wy­ma­ga się jedynie książeczki sanepidu.

🖇

Osoby sprawujące opiekę nad niesamodzielnymi chorymi wśród obaw wy­mie­nia­ją m.in.: poczucie osamotnienia; deficyt poczucia własnej wartości; zmęczenie na granicy wypalenia; deficyt życia osobistego; fru­stru­ją­ce po­czu­cie bycia marginalizowanym w sferze publicznej; obawy przed oceną ze strony innych; ograniczony dostęp do opieki lekarskiej i wsparcia re­ha­bi­li­ta­cyj­ne­go; poczucie finansowej zależności od rodziny/partnera/państwa; życie na kredyt i obawy o przyszłość – swoją, swojej rodziny i pod­opiecz­nego.

🖇

Żyjemy dziś w kulturze ogromnego zaprzeczenia i wyparcia starości, ułomności, choroby czy właśnie umierania.

🖇

Jak się jest młodym, to jest to takie miłe hasełko, w którym zamykamy pro­ste recepty i rady, żeby starsi ludzie zrobili to i to, a wtedy będzie łatwiej, milej, zdrowiej. Ale z wiekiem, z własnymi doświadczeniami staje się ono prawdziwe, bo często kryje się pod nim po prostu cierpienie fizyczne i psy­chi­czne. […]  I nie wiem, co sobie myślał Pan Bóg, gdy stwarzał człowieka, i jak to według Niego miało być, ale tak po ludzku to starość jest bar­dzo czę­sto potwornie trudna. […]  jak zmienić myślenie starszego człowieka na „ja” się liczę? Nie wiem tego, ale próbuję choćby przy spowiedzi. Czasami zadaję taką pokutę – „proszę zrobić coś dobrego dla siebie”.

🖇

Chory przeklina nie przeciwko komuś i to nie jest zła wola, tylko po prostu próbuje coś powiedzieć.

🖇

Każdy dzień opieki nad osobą chorą, zwłaszcza terminalnie, to prze­kra­cza­nie granic – intymności, wstydu, cierpliwości. I rozmów, których byśmy nie przeprowadzili z osobą zdrową.

🖇

To słowo „jestem” dla osoby zdrowej jest takie trochę romantyczne, może nawet banalne, ale dla osoby chorej – w momencie, kiedy grunt usuwa się spod nóg – to takie przekonanie, że jest ktoś, do kogo można się odezwać, i ten ktoś nie poczuje się zagrożony, daje duże poczucie bezpieczeństwa.

🖇

Idealnie, jakby została uruchomiona szeroka kampania uświadamiająca o zdrowiu mózgu, włączająca media, organizacje społeczne, sto­wa­rzy­sze­nia le­ka­rzy, firmy oraz rząd. Żeby efekt był taki, jak w przypadku no­wo­two­rów […].

🖇

Przez wszechobecną cyfryzację sami pozbawiamy siebie ćwiczeń mózgu, sty­mu­lo­wania go, ale też pozbawiamy kolejne pokolenia potrzeby kontaktu z innym człowiekiem, w takim realnym wymiarze – z jego talentami, emo­cja­mi, przeżyciami i zależnościami społecznymi. Z prawdziwym życiem po prostu.

🖇

Nikomu nie zależy na poprawie sytuacji starych, schorowanych ludzi, bo oni już nie głosują. Nie poprą ani partii, która ma chrześcijańskie wartości i programy typu za życiem, ani lewicy, która ponoć pochyla się nad słab­szy­mi. A ty, człowieku, sobie radź, wypełniaj formularze i udowadniaj urzędnikom […].

🖇

Kiedy jestem wyczerpana, to żeby być w stanie trwać w roli opiekuna, mu­szę mieć odciążenie czy choćby moment, kiedy odzyskuję siły. Nie tylko dla siebie. Również dla tej drugiej strony, bo kiedy my przekraczamy swo­je gra­ni­ce, nasza pomoc często przestaje być wspierająca. Przecież w opiece nad chorym doświadczamy osamotnienia ponad miarę. Zostajemy sami z tą rozpaczą, z tym ciężarem i z tą wściekłością. Więc też w tym wszyst­kim jest ważne, by dopuszczać do siebie ludzi, którzy mo­gli­by się na­mi zaopie­kować.

Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.
(wyróżnienie własne)

Podoba mi się powiedzenie, że „głupi uczy się od mą­dre­go, a mądry od każdego”.

🖇

[…]  warto się zatrzymać, zobaczyć, co mamy w tym ple­ca­ku, co dostaliśmy, a czego nam brak, i jako dojrzali lu­dzie spróbujmy sobie ten plecak wypełnić tym dobrem, które sami pozyskaliśmy, i z tego czerpać.

🖇

[…]  czujesz potworną samotność, bezsilność i lęk. […]  Kiedyś jednak dojdziesz na brzeg tego morza. W końcu, bo kres tej drogi kiedyś nadejdzie.

(tamże)

sobota, kwietnia 12, 2025

5755. Zamieniając ziarnka piasku w perły (XVI)

bądź w kontakcie.
KD • Teacher
trzymaj pętlę oddźwięku.

★ ★

5754. Miej nosa!  // Panna cotta (CLIV)

L’ottimismo è il profumo della vita.
Tonino Guerra (1920–2012)
[Optymizm to zapach życia.]

*

Ze szklanką zawsze pełną. Nie że do połowy. Cała jest pełna, tylko wy­star­czy zobaczyć, co tam w niej jest, i wykorzystać na swoich zasadach.
Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.

piątek, kwietnia 11, 2025

5753. Z oazy (CCCXXVII)

Dwu­tygodniowe odliczanie literek, sześć. Poślizgnięte na czekaniu na podzielny przez dziesięć wpis i malutkim huraganie życiowym.

Być może sam tytuł powinien zapalić w mojej głowie ostrzegawcze pulsujace świa­tło, ale wiara w ludzi uznała, że tak ujęty tytuł to tylko chwyt marketingowy. To nie jest niewinna książka. To przede wszystkim świadectwo mentzenady, czyli tym, jak systemowo państwo polskie podchodzi do wielu chorób. Większość tego, co wy­da­rzy­ło się w tej opowieści nie powinno się wydarzyć, ale niestety miało miejsce. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał_ przeczytać coś o chorobie Alzheimera lub demencji, nigdy nie sięgaj po tę pozycję, jest w  niej za dużo małp z brzytwami w dłoniach.

Lektury tej można użyć do pewnego językowego ćwiczenia: wypisz negatywnie na­ce­cho­wa­ne określenia chorego na alzheimera. Uprzejmie proszę (tu nie wszystkie, ale z pewnością re­pre­zentatywne): zombie; szaleniec; [ktoś], kogo nie ma; [t]o, kim i czym je­ste­śmy, mie­ści się w na­szym mó­zgu. […] bez tej pul­su­jącej ga­la­re­ty cała resz­ta sta­je się nic nie­zna­czącą pa­dli­ną; [t]rud­no jest ko­chać ska­so­wa­ny mózg, ale ła­two i wy­god­nie nie­na­wi­dzić.

Czło­wie­ka z de­men­cją nikt nie lubi — trudno się dziwić, bo jest jedynym przy­tom­nym (wbrew diagnozie) w pomieszczeniu, który nie podkolorowuje rzeczywistości, nie dba o dobrostan odwiedzających go ludzi, po prostu jest z tym, co jest.

Advanced Alzheimer’s patients are extremely sensitive and extremely powerful, at least in one way. If they need a break or don’t like what is go­ing on, they can stay inside or go farther away.

Tom Richards, Stan Tomandl, An Alzheimer's Surprise Party.
Unveiling the Mystery, Inner Experience, and Gifts of Dementia
,
Interactive Media, Glenview (Illinois) 2009.

Galopem leczyłam się wyimkami z książki Richardsa i Tomandla, a potem przyszła przepiękna nowość autorstwa Marty Lau, ale o tym nie dziś, choć jeden fragmencik — à propos tego, o czym wyżej — po prostu muszę:

Słowa mają ogromne znaczenie. Od ich doboru zależy, jaką relację zbudujemy i jak pomogę […]  nazywać to, co dzieje się z pacjentem, podmiotowo i z godnością.
dr Katarzyna Kożuch-Sajdak [w:] Marta Lau, On nigdy taki nie był,
Wielka Litera, Warszawa 2025.

Gdy­by dane mi było wy­bie­rać, to­bym od­sze­dł na Za­chód, jak Elfy.

Tata

🖇 🖇

De­men­cja to nie ka­tar, nie ist­nie­je ża­den ty­po­wy prze­bieg cho­ro­by i ka­żdy przy­pa­dek jest tro­chę inny.
     […] 
     De­men­cja przy­cho­dzi nie­po­strze­że­nie, ma­ły­mi krocz­ka­mi, nie spie­sząc się […].

🖇

     – Wy­pi­sze­my cię do domu, za­si­ęgnie­my dal­szych opi­nii, za­wal­czy­my, wy­le­czy­my i nie pod­da­my się! – po­cie­szam go en­tu­zja­stycz­nie i prze­ko­nu­ję ze swo­bo­dą pa­to­lo­gicz­ne­go kłam­cy.

🖇

Na po­cząt­ku był tyl­ko mój bunt, któ­ry ni­czym tar­cza ra­cjo­nal­no­ści i spa­do­chron bez­pie­cze­ństwa, chro­nił mnie przed po­stępu­jącym sza­le­ństwem. Bunt wy­pro­du­ko­wa­ny przez zdro­wy mózg.

🖇

Co to zna­czy „prze­stać ist­nieć”? To tyl­ko po­zor­nie pro­ste py­ta­nie. Kie­dy wi­dzi­my czło­wie­ka po­grążo­ne­go we śnie, to bar­dzo do­brze wie­my, że on żyje. Gdy wi­dzi­my mar­twe­go, wie­my, że on nie śpi. Kie­dyś Sta­ni­sław Lem za­py­ta­ny o to, gdzie jego zda­niem znaj­dzie­my się po śmier­ci, od­po­wie­dział, że do­kład­nie tam, gdzie by­li­śmy przed na­ro­dze­niem. Trud­no nie przy­znać mu ra­cji, choć w głębi ser­ca pra­gnie­my, żeby się my­lił. […]. Na­wet w kost­ni­cy czu­je­my się nie­znisz­czal­ni, nie­po­ko­na­ni i wiecz­ni, śmie­rć przy­tra­fia się in­nym, tak jak rak mó­zgu, wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy czy dziec­ko z wo­do­gło­wiem. Na­tu­ra była więc dla nas ła­ska­wa, uśpi­ła na­szą czuj­no­ść i po­zwo­li­ła nam żyć. Tym­cza­so­wo, ale ze świa­do­mo­ścią na za­wsze da­nej wiecz­no­ści.

🖇

Tak samo jak trze­ba cza­sem prze­wie­trzyć miesz­ka­nie,
na­le­ży też nie­kie­dy prze­wie­trzyć lu­dzi.

🖇

Kon­sy­sten­cja ludz­kie­go mó­zgu na­su­wa na myśl twa­ro­żek z tofu. Waży nie­wie­le, bo śred­nio ok. 1,5 kg i skła­da się głów­nie z wody, bia­łka oraz tłusz­czu. Ta nie­po­zor­na z wy­glądu bre­ja sta­no­wi naj­do­sko­nal­szy w swej zło­żo­no­ści ewo­lu­cyj­ny cud na­tu­ry, w któ­rym sto mi­liar­dów neu­ro­nów prze­mie­nia bity in­for­ma­cji w dzia­ła­nia. To dzi­ęki nie­mu od­dy­cha­my i my­śli­my, de­cy­du­je­my i tęsk­ni­my, to dzi­ęki nie­mu je­ste­śmy je­dy­ni w swo­im ro­dza­ju i nie­po­wta­rzal­ni.

🖇

Faj­nie jest mieć wo­kół sie­bie ta­kie na­gro­ma­dze­nie słów i wszel­kiej mądro­ści, ale jesz­cze faj­niej, gdy na re­ga­le po­zo­sta­je ka­wa­łek miej­sca na np. zdję­cie w ram­ce lub na wa­zon z ulu­bio­ny­mi kwia­ta­mi.

🖇

[…]  prze­kli­na­łam w my­ślach cho­ro­bę, a moje osie­ro­co­ne ser­ce za­le­wa­ła fala go­ry­czy i osa­mot­nie­nia. Prze­cież nie po­dzie­lę się z oj­cem mó­zgiem, tak jak ner­ką czy ka­wa­łkiem wątro­by, żeby na­pra­wić i wy­le­czyć ze­psu­ty ka­wa­łek cia­ła. Cia­ła, któ­re wci­ąż cho­dzi i od­dy­cha, bu­dzi się i za­sy­pia, i któ­re­go pod­sta­wo­we ży­cio­we funk­cje w dal­szym ci­ągu oscy­lu­ją w gra­ni­cach nor­my. Poza umy­słem i jego zdol­no­ścią do trans­cen­den­cji.

🖇

[…]  zde­rze­nie z rze­czy­wi­stą i na­ma­cal­ną cho­ro­bą ni­jak się ma do teo­re­tycz­nych po­uczeń prze­ka­zy­wa­nych w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych przez per­so­nel me­dycz­ny czy opie­ku­nów mądra­li.

🖇

Czło­wie­ka z de­men­cją nikt nie lubi. Bo to nie jest taki zwy­kły cho­ry, któ­re­go mo­żna od­wie­dzić i po­cie­szyć, na­pić się z nim her­ba­ty, a przy oka­zji omó­wić po­stępy w le­cze­niu, naj­wa­żniej­sze wy­da­rze­nia ro­dzin­ne i opo­wie­dzieć mu, co się komu uro­dzi­ło i w ja­kiej licz­bie, a kto ogło­sił upa­dło­ść i któ­re­go wuj­ka syn nie zdał ma­tu­ry, ro­bi­ąc wstyd ro­dzi­nie na całe mia­sto.
     Cho­ry na de­men­cję pa­cjent nie opo­wie o swo­jej cho­ro­bie, prze­pi­sa­nych le­kach ani za­pla­no­wa­nej ku­ra­cji. Po­stępu­jąca izo­la­cja wci­ąga w głębię swe­go wiru naj­pierw bli­ższych i dal­szych zna­jo­mych, a po­tem po­chła­nia ko­lej­nych człon­ków ro­dzi­ny, w tym naj­bli­ższych. Co­raz rzad­sze i czy­sto kur­tu­azyj­ne te­le­fo­ny za­stępu­je gro­bo­wa ci­sza.

🖇

Prze­szło­ść prze­sta­ła łączyć się z tu i te­raz, sta­ła się osob­nym i za­mkni­ętym by­tem. Jak sta­ry al­bum ze zdjęcia­mi, któ­ry wy­pło­wiał i zbie­ra kurz. Prze­szło­ść jest istot­na, jed­nak jej po­tęga i siła tkwi w kon­ty­nu­acji, w po­wi­ąza­niu z te­ra­źniej­szo­ścią.

🖇

Po­czu­cie winy zro­dzi­ło się wte­dy, gdy moje co­dzien­ne ży­cie zdo­mi­no­wa­ły bez­sil­no­ść i tłu­mio­na agre­sja – a te dwa sta­ny tyl­ko cze­ka­ły, żeby się wpro­wa­dzić do na­sze­go domu. Ob­se­syj­ne za­cho­wa­nia ojca wy­zwo­li­ły we mnie be­stię.

🖇

Ostat­ni przy­ja­ciel, z któ­rym tata w ka­żdą nie­dzie­lę uma­wiał się na ry­tu­al­ną po­ran­ną kawę w cu­kier­ni Sowa, dłu­go sta­rał się za­cho­wać po­zo­ry nor­mal­no­ści.
     […]  Do cza­su, gdy oj­ciec pew­ne­go dnia bez sło­wa i po­że­gna­nia po pro­stu z tej ka­wiar­ni wy­sze­dł.
     Dzi­siaj już wiem, zna­jąc wszyst­kie symp­to­my po­stępu­jącej cho­ro­by, że oj­ciec nie tyl­ko nie wie­dział, po co tam przy­sze­dł, ale rów­nież za­po­mniał, z kim tam był – po pro­stu prze­stał po­strze­gać swo­je­go to­wa­rzy­sza jako zna­jo­me­go.
     Też bym wsta­ła i wy­szła.

🖇

[…]  set­ki in­nych ma­łych szpi­tal­nych rze­czy, któ­re roz­ci­ągni­ęty jak gum­ka od maj­tek czas prze­mie­nia­ją w po­czu­cie cze­ka­nia w nie­sko­ńczo­no­ść. Czas w szpi­ta­lu, pły­nąc ina­czej i na swo­ich za­sa­dach, omi­ja swym zębem tyl­ko tych, któ­rzy zja­wia­ją się w nim w sta­nie bło­go­sła­wio­nej nie­przy­tom­no­ści.

🖇

Syn­drom za­cho­dzące­go sło­ńca, czy­li nad­mier­na ru­chli­wo­ść i po­bu­dze­nie pod ko­niec dnia, po­zo­sta­ły nie­zmien­ne, zgod­ne z porą, i w ta­kim sa­mym stop­niu na­tężo­ne.
     Oj­ciec jak na­kręco­ny ma­gicz­nym klu­czy­kiem, bie­gał po miesz­ka­niu w po­szu­ki­wa­niu sa­me­go sie­bie. Lub, pa­trząc na to z mo­jej per­spek­ty­wy, w po­szu­ki­wa­niu prze­szło­ści.

🖇

Nikt z ni­kim nie roz­ma­wia. Cza­sem ktoś z ro­dzi­ny zada ty­po­we dla tej cho­ro­by py­ta­nie: czy pa­mi­ętasz? Oj­ciec nie wie­dząc, gdzie jest, z kim jest i dla­cze­go się tu zna­la­zł, z wi­docz­nym za­do­wo­le­niem wy­sta­wia twarz do sło­ńca.

🖇

Człon­ko­wie ro­dzin są w ró­żnym wie­ku i re­pre­zen­tu­ją ró­żny sto­pień po­kre­wie­ństwa. Do swych naj­bli­ższych mó­wią za­zwy­czaj pod­nie­sio­ny­mi gło­sa­mi, bo wy­da­je im się, że w ten spo­sób prze­bi­ją się do her­me­tycz­nie za­mkni­ęte­go w mó­zgu ob­sza­ru ro­zu­mie­nia.
     Mi­ja­ni na ko­ry­ta­rzu uni­ka­ją wzro­kiem in­nych od­wie­dza­jących, jak­by za­wsty­dze­ni, a jed­no­cze­śnie po­łącze­ni nie­wi­dzial­nym węzłem wspól­ne­go po­czu­cia winy. Bo ich mat­ki czy oj­co­wie są tu, a oni tam, w nor­mal­nym świe­cie, gdzie to­czy się zwy­czaj­ne ży­cie. Bo oni mogą pó­jść do kina, po­je­chać na wa­ka­cje i zro­bić w skle­pie za­ku­py. Mogą się cie­szyć wol­no­ścią i zdro­wiem, pa­trzeć w nie­bo i ob­ser­wo­wać nad gło­wą obło­ki, mogą wdy­chać za­pach nad­cho­dzącej wio­sny.
     […]  czter­dzie­ści oaz sa­mot­no­ści […].
     Ob­ser­wu­ję ich ukrad­kiem. Nikt mnie nie wi­dzi i nikt mnie nie sły­szy. Nikt nie wo­dzi za mną wzro­kiem.

🖇

[…]  sze­dł za co­raz krót­szą nit­ką z kłęb­ka Ariad­ny. Za­ta­czał co­raz mniej­sze kręgi, że­gna­jąc się po­wo­li z ży­ciem.

🖇

Ho­spi­cjum do­mo­we to też ży­cie.
     […] 
     Nie roz­ma­wia­my o po­li­ty­ce, by­łych woj­nach i ura­zach, obec­nie to­czącej się woj­nie i skrwa­wio­nych zie­miach. Sku­pia­my się na tym, co jest tu i te­raz, sku­pia­my się na od­cho­dzącym i ga­snącym z dnia na dzień ży­ciu.
     Po nie­da­jących się po­li­czyć bez­sen­nych no­cach wresz­cie za­sy­piam otu­lo­na po­czu­ciem spo­ko­ju.

Katarina Gos, Skasowany mózg. Osobisty portret rodzinny
z alzheimerem w tle
, Pascal, Bielsko-Biała 2025.
(wyróżnienie własne)

Jak dziec­ko po­zba­wio­ne wła­ści­wej opie­ki, przy­ła­pu­ję się na tym, że ka­żde miej­sce i sy­tu­acja, ja­kie na­po­ty­kam, ja­koś mi przy­po­mi­na­ją coś, co się wy­da­rzy­ło, gdy jesz­cze byli ze mną obo­je ro­dzi­ce.

🖇

Deszcz za oknem spa­dł sym­bo­licz­nie, pła­cząc za mnie, przy mnie i nade mną.

(tamże)