wtorek, października 04, 2011

338. Odnaleziona Radość Istnienia

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Gdy byłam dzieckiem --- starym, ale wciąż dzieckiem --- ciekawiło mnie jak bolą płuca, wątroba, żołądek. Dziś, gdy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że nie byłam normalnym dzieckiem. Dwa lata temu, gdy po raz pierwszy w życiu, i póki co ostatni, zachorowałam na zapalenie oskrzeli, przypomniał mi się Duch Ciekawości bóli wszelakich. Ukatrupiłam drania. Ból oskrzeli mi w tym pomógł. Od tej pory nie byłam już ciekawa ani bólu woreczka żółciowego, ani bólu nerki.

***

48 godzin. Bolało. Udawałam, że to nieprawda. To tylko mała niestrawność. Bolało nadal. Przestałam spać. Bolało. To na pewno od kawy i czarnej herbaty. Przerzuciłam się na herbatki owocowe. Bolało, jakbym połknęła worek kamieni. To na pewno od smażonego. Pokochałam gotowane warzywa. Bolało. Na pewno mam raka żołądka, dwunastnicy, wątroby lub trzustki, czyli... mam jakiś rok życia. Jak zmieścić wszystkie swoje marzenia w jednym roku?

Znów uratowała mnie przytomność umysłu Sadownika, który przez telefon zapytał: a dzwoniłaś do Hannah? Nie dzwoniłam. To zadzwoń. Zadzwoniłam. Hannah podarowała mi nowe życie. Zapalenie ogonka trzustki. Oglądam w guglu ten gruczoł niczym przyrząd niezbędny do poprawnego życia. Ból… Zachodzę w głowę jak mogłam być kiedykolwiek ciekawa bólu narządów. Normalność w moim przypadku to fikcja.

Od niedzieli żyję. Od wczoraj wieczorem wróciła mi radość istnienia… i plany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz