wtorek, października 25, 2011

348. Dotyk... bezcenny

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie.
By zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie.
By się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie.

Virginia Satir, (1916–1988)

***

Dotyk. Magia ukryta pod pięcioma literami. Gdy piszę „magia” zdradzam swój wiek, bo przecież dla dwulatka czy czterolatka dotyk to oczywista oczywistość.

Dotyk. Kulturowo odsiaduje dożywocie w więzieniu i wypuszczany jest tylko na krótkie przepustki do par, które zdążyły porozumieć się, choć na chwilę, w kwestii „być czy nie być parą?”.

Dotyk. Proszę napiszcie, że przytulacie nie tylko dzieci, partnerów czy partnerki. Od wczoraj mam zamęt w głowie, czy może jednak mentalnie nie zostałam w pieluchach, bo przyznałam się, że... przytulam przyjaciół bliższych i dalszych, przytulam na „dzień dobry” i na „do widzenia”. Przytulam, bo chcę niewerbalnie powiedzieć „dziękuję, że jesteś właśnie tu i właśnie teraz” ludziom, którzy wnoszą dobro w moje życie swoją obecnością, empatycznym byciem, życzliwym uśmiechem, gdy nie jest do śmiechu. Przytulam, bo słowa są czasem zbyt kanciaste...

Dotyk. Jest jeszcze jeden, może ciut prozaiczny powód. Przytulam drugiego człowieka lub przytulam się do Niego, bo... lubię! Bo... potrzebuję! Ale może... w moim wieku... należy potraktować to jako zaburzenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz