środa, sierpnia 08, 2012

523. Wirusy sierpniowe

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wirus jelitowy... dopadł Heniutkę. Od poniedziałku każdy ranek rozpoczynamy wizytą u weta. Przypominamy sobie szczenięce psie miesiące, gdy tydzień bez wizyty u weta był tygodniem straconym. To wszystko, to naprawdę nic. Prawdziwa masakra to smutny labrador, który całą swoją twarzą przeprasza, że nie zdążył poinformować, że biegunka chce na dwór. Sprzątam, zmywam a Kudłata skrzętnie asystuje z przeraźliwie smutnym pyskiem pełnym wyrzutów psiego sumienia. To nic, Heniutkuś, to nic... powtarzam na głos do znudzenia, wierząc, że zrozumie. Jesteśmy o jedną kupę bliżej normalności.

*

Wirus głupoty... dopadł Jabłoń. Wykształcenie. Nie pomaga. Doświadczenie stąd i stamtąd. Nie pomaga. Kampanie społeczne. Nie pomagają. Liczby. Nie pomagają. Kalendarz. Nie pomaga. Pomogło stwierdzenie: „a samochód przegląd techniczny ma co rok”. To był argument. Przecież nie chcę być dla siebie, dla Sadownika, dla przyjaciół mniej warta niż niebieska Bawarka. Dojrzałam i postanowiłam wyleczyć się z ryzykownej głupoty. Ze wspomnień okazjonalnych wizyt lekarskich wyłowiłam twarze, klimat, sposób zadawania pytań... Tak! Że ja wcześniej na to nie wpadłam. Ta jedna Pani była dokładnie taka, jakiej chcę: ciepła, skrupulatna, delikatna i, co ważne, będzie wiedzieć z autopsji, jak to jest posuwać się w stronę dojrzałych, przejrzałych, nadgryzionych zębem czasu kobiet — będziemy się razem z tego śmiać. Zapisałam się na wizytę. W przeddzień wizyty komplet snów o umieraniu miałam. Rano zobaczyłam, że w zasadzie to już jesień idzie, bo topole zaczęły gubić liście. Podręczyłam się fatalizmem, że to musi coś znaczyć, skoro właśnie tego dnia to zauważyłam. Poszłam na przegląd techniczny podwozia. Pani Doktor zapytała: „co się z panią działo przez ostatnie lata?”. O głupocie jej opowiedziałam. O postanowieniu, że nie chcę już nigdy aż tak. O strachu, że cały ten rozkoszny sprzęt może chcieć mnie porzucić. Cudna Pani Doktor uśmiała się serdecznie i stała się moją pierwszą ulubioną panią mechanik. Pogoniła mą głupotę. Wzięła w karby mą wyobraźnię. Zbadała i powiedziała, jeśli nic nie będzie się działo: „widzimy się za rok”. Taki mam plan, pani Doktor, taki mam plan. O jeden krok bliżej normalności.

*

Wirus tęsknoty... na Przedmieściach Krakowskich plenerowa wystawa Ja Motocyklista, co me myśli gorączką rozpaliwszy ku przyszłości gna. Ku przyszłości bliższej, czyli za 11 dni, gdy chudy Sadownik powróci do domu. Ku przyszłości dalszej, gdy do poniższych zdjęć dodam własne — po lewej Sadownik, przyjaciel, kochanek, mąż; po prawej Motocyklista... albo odwrotnie. Receptę na tęsknotę wypisałam sobie sama... postanowiłam umówić się na randkę z moim Motocyklistą in spe... na najbliższy z możliwych terminów.

Ja, motocyklista, kampania społeczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz