wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
przystanek autobusowy. siedzi na ławce obok matki. im bardziej ona z siebie wyrzuca wściekłość, tym bardziej on się kuli. sześcio- siedmiolatek. zwija kręgosłup w łuk. chyli głowę do kolan, okularki mu z nosa się zsuwają. matka nakręca się każdym wypowiedzianym słowem, że on głupi, że jak tak mógł pozmieniać jej ustawienia w telefonie, gdy ona taka dobra dała mu ten telefon, by sobie pograł, jakim debilem trzeba być, niby w powietrze rzuca. dzieciak kuli się jeszcze bardziej i mruczy pod nosem, że mu przykro. i co z tego, że ci przykro, skoro nie umiesz tego naprawić, odpowiada rozwścieczona mamusia. więc milczy. zamyka się w sobie. mamusia czule zajmuje się swym telefonem, ale zauważając kątem oka, że syn się prostuje, wydaje mu komendę: głowa! chłopiec z komendą za pan brat, pochyla ponownie głowę. mamuśka komenderuje dalej: ręce pod pupę! chłopiec nie wydaje się zdziwiony. W robaczka zwinięty, ręce pod pupą, nos na udach. a gdy chociaż przez chwilę jego ciało dochodzi do wniosku, że może już wystarczy tej pokuty — wysuwa ręce, prostuje odrobinę kręgosłup, podnosi głowę, poprawia okulary, mamusia najukochańsza komenderuje: głowa! ręce pod pupę!
*
scena trwa około dziesięciu minut. rzecz działa się dwa dni temu. siedziałam na końcu ławki. czułam bezsilność i wściekłość. jakie kary stosuje ta kobieta, gdy nikt nie widzi? nie ustaję w zastanawianiu się, czy było coś, co mogłam zrobić? coś, co nie pogorszyłoby sytuacji chłopca?
mam kaca. finał tej historii (jeden ze szczęśliwszych) być może będzie taki... za trzydzieści, czterdzieści lat mężczyzna opowie tę scenę swojemu terapeucie i będzie się dziwił, że nikt z dorosłych nie zareagował...
to ja byłam jedną z tych dorosłych, którą ta scena przerosła. wciąż jestem malutka i nie wiem, co mądrego mogłam zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz