wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Gdy wczoraj w ciągu dnia Heniutka zasłużenie odpoczywała po seminarium, wykorzystałam ostatnią okazję w tym tygodniu i poleciałam na cotygodniową część mojego eksperymentu. To już 5/12. Padło na Akacje.
Skąpe dialogi. Mało rekwizytów. Długie sceny. Tylko gesty. Spojrzenia. Niewerbalne ludzkie pogaduchy. Opowiadana bez słów przeszłość. Widok niewidocznych, ale wyczuwalnych blizn po głębokich ranach niefizycznych. Męski film. Męskie milczenie. Rubén w ostatniej, długiej scenie chwyta widza za serce. Wyciąga z niego pamięć o momencie, gdy oglądający film sam stał na krawędzi świata ponownego „bycia z kimś”. Z widza... byłam jedynym na tym seansie.
Gdy miesiąc temu zaskoczyłam w temacie kinematografia, obejrzałam w końcu i do końca film Kobieta i mężczyzna. Pomyślałam wtedy, że takiego kina już nie ma — kina długich scen, wymownego, długiego milczenia, tysięcy klatek, które zachwycają niby nic nieznaczącymi chwilami... No więc, jest! Akacje. Subtelniejszy. Jeszcze bardziej oszczędny w słowa. Męsko piękny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz