wpis przeniesiony 9.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
— Jeszcze nigdy w życiu nie bolały mnie tak oczy...
Napadł ją Pan Strach. Z przyjemnością nie do opisania wyciągnąłby argument o chorobie śmiertelnej, schorzeniu postępującym, czyniącym nieodwracalne szkody, z którymi żyć się nie da i byłoby tak:
— O jeżu, co to będzie?
— No?
— Stracę wzrok...
— I?
— Stracę pracę...
— I?
— Utknę w mieszkaniu na dobre...
— I?
— Będę utrapieniem dla Sadownika...
— I?
— Oszaleję...
— I?
— Będę wyć z nieszczęścia...
— I?
— Umrę ze zgryzoty...
— A co potem?
— Jakie potem? Umarłam.
— Super. Jakieś życzenia dotyczącego pogrzebu?
— ... — z wrażenia zaniemówiła.
Dopiero ze śmiercią na karku poszłaby do lekarza, by dowiedzieć się, że owszem, umrze, ale jeszcze nie teraz; że choroba tak, może nawet schorzenie całkiem poważne, ale umrzeć na to nijak nie można.
*
— Jeszcze nigdy w życiu nie bolały mnie tak oczy...
Napadł ją Pan Strach. Z przyjemnością nie do opisania wyciągnąłby argument o chorobie śmiertelnej, schorzeniu postępującym, czyniącym nieodwracalne szkody, z którymi żyć się nie da, ale było tak:
— Jestem 18. dzień po spawaniu oka, tak?
— Tak.
— Chyba zaczyna dziać się coś niedobrego, tak?
— Tak!
— Nie będę czekać, wyobrażać sobie, fantazjować.
— Nie?
— Umówię się na wizytę i z ulubioną panią Doktor od oczu zobaczymy, co jest.
— Nie!
— Tak.
— ... — z wrażenia zaniemówił.
Bez śmierci na karku po raz pierwszy w życiu poszła do lekarza. Pani Doktor kropelki na siedem dni dała, pięć razy dziennie „oka” zakraplać kazała. Prezent Sadownikowi na święta zrobiła — Jabłoń w okularach przez cały tydzień ma być. Sadownik w zachwycie Chwasta Społecznego poinformował, że już ostrzy obiektyw. No żeż! Powolutku, z niemałym oporem, ale rozwija się Drzewuchno. I dumne ciut wczoraj z siebie było, że bez śmierci na karku do Pani Doktor truchcikiem się udało z własnej woli i z wiarą, że wszystko będzie dobrze. Droga ku próchnu na szczęście daleka. Będzie Drzewko żyć, śnić i rozkwitać! A co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz