piątek, grudnia 20, 2013

921. Bez śmierci na karku

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Jeszcze nigdy w życiu nie bolały mnie tak oczy...
Napadł ją Pan Strach. Z przyjemnością nie do opisania wyciągnąłby argument o chorobie śmiertelnej, schorzeniu postępującym, czyniącym nieodwracalne szkody, z którymi żyć się nie da i byłoby tak:
     — O jeżu, co to będzie?
     — No?
     — Stracę wzrok...
     — I?
     — Stracę pracę...
     — I?
     — Utknę w mieszkaniu na dobre...
     — I?
     — Będę utrapieniem dla Sadownika...
     — I?
     — Oszaleję...
     — I?
     — Będę wyć z nieszczęścia...
     — I?
     — Umrę ze zgryzoty...
     — A co potem?
     — Jakie potem? Umarłam.
     — Super. Jakieś życzenia dotyczącego pogrzebu?
     — ... — z wrażenia zaniemówiła
.

Dopiero ze śmiercią na karku poszłaby do lekarza, by dowiedzieć się, że owszem, umrze, ale jeszcze nie teraz; że choroba tak, może nawet schorzenie całkiem poważne, ale umrzeć na to nijak nie można.

*

     — Jeszcze nigdy w życiu nie bolały mnie tak oczy...
     Napadł ją Pan Strach. Z przyjemnością nie do opisania wyciągnąłby argument o chorobie śmiertelnej, schorzeniu postępującym, czyniącym nieodwracalne szkody, z którymi żyć się nie da, ale było tak:
     — Jestem 18. dzień po spawaniu oka, tak?
     — Tak.
     — Chyba zaczyna dziać się coś niedobrego, tak?
     — Tak!
     — Nie będę czekać, wyobrażać sobie, fantazjować.
     — Nie?
     — Umówię się na wizytę i z ulubioną panią Doktor od oczu zobaczymy, co jest.
     — Nie!
     — Tak.
     — ... — z wrażenia zaniemówił.

Bez śmierci na karku po raz pierwszy w życiu poszła do lekarza. Pani Doktor kropelki na siedem dni dała, pięć razy dziennie „oka” zakraplać kazała. Prezent Sadownikowi na święta zrobiła — Jabłoń w okularach przez cały tydzień ma być. Sadownik w zachwycie Chwasta Społecznego poinformował, że już ostrzy obiektyw. No żeż! Powolutku, z niemałym oporem, ale rozwija się Drzewuchno. I dumne ciut wczoraj z siebie było, że bez śmierci na karku do Pani Doktor truchcikiem się udało z własnej woli i z wiarą, że wszystko będzie dobrze. Droga ku próchnu na szczęście daleka. Będzie Drzewko żyć, śnić i rozkwitać! A co!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz