[K]lik, klik i […] dowiedziałam się, że mam zaległości czytelnicze (nomen omen, trzy!) — napisałam, po przeczytaniu pierwszej wiele miesięcy temu. Dlaczego nie wzięłam zaraz potem do ręki drugiej i trzeciej, nie mam pojęcia.
Gdy kończyłam powieść, która testowała moją cierpliwość, wiedziałam — ku własnemu zdziwieniu — że chcę powieść, powieść męską dłonią nakreśloną, chcę i już! Szybko przypomniały mi się włoskie zaległości.
Druga z trzech była pierwszą połkniętą z rozkoszą w tamczasie. Nie znam innego pisarza, który potrafi uchwycić w słowa drżenie życia wewnętrznego człowieka. Pomysł na fabułę fantastyczny i od początku do końca wyłącznie rozkosz, która za nic miała szpitalną panderzeczywistość.
— Nie, nie o to chodzi, po prostu nie chciałbym jej urazić. Koniec końców mówimy o pieniądzach w zamian za nagie ciało.
— Jasne, jeśli tak pan to widzi…
— Tak jest.
— Nieprawda. Tylko taki zakompleksiony purytanin jak pan może ująć to w takich sposób.
— A zna pani lepszy?
— Jasne.
— Słucham.
— „Czy w zamian za pięć tysięcy funtów pozwoli się pani oglądać przez trzydzieści dni, czas niezbędny, bym mógł przelać na papier pani tajemnicę?”. Nie takie trudne do powiedzenia. Niech pan poćwiczy przed lustrem, pomaga.
— Pięć tysięcy, sporo.
— Co, znowu pan zaczyna?
Jasper Gwyn popatrzył na nią z uśmiechem i wielką sympatią. Przez chwilę myślał, że z nią wszystko byłoby prostsze, doskonały początek nowej pracy.
— Niech pan da spokój, za stara jestem. Nie powinien pan zaczynać z kimś starym, to zbyt trudne.
— Pani nie jest stara. Pani nie żyje.
Starsza pani wzruszyła ramionami.
— Umieranie to tylko szczególnie precyzyjny sposób starzenia się.
*
Co jakiś czas w głosie starszej pani pojawiał się nauczycielski ton. Owa szorstkość, z jaką podchodzi się do spraw, które leżą na sercu.
*
Nagle zrozumiała, a spadło to na nią jak grom, bo czasami tak piorunują nas rzeczy, które rozumiemy długo po czasie, choć zawsze mieliśmy je przed oczami, wystarczyło tylko dobrze się przyjrzeć.
*
Zatrzymujemy się na myśli, że jesteśmy postacią uczestniczącą w jakiejś przygodzie, dajmy na to zwyczajnej, a powinniśmy zrozumieć, że jesteśmy całą historią, a nie tylko jedną postacią. Jesteśmy lasem, po którym ona chodzi, złym bohaterem, który ją oszukuje, chaosem wokół, napotkanymi ludźmi, barwami, dźwiękami.
*
Patrzył na nich. Przez długi czas. Aż w końcu dostrzegał w nich historię, którą byli.
*
— Kiedyś mi powiedziałeś, że wykonanie komuś portretu to sposób na to, by go sprowadzić do domu. Czy to prawda?
— Tak, coś w tym stylu.
— Sposób, by sprowadzić go do domu.
— Tak.
*
Potem siedzieli przez dłuższą chwilę w milczeniu, każde zatopione we własnych myślach, jak para, która kocha się od tak dawna, że nie musi już rozmawiać.
*
— Nie bądź gamoniem.
— Nie będę.
— Czy już ci mówiłem, że cię kocham, brachu?
— Dzisiaj jeszcze nie.
— Dziwne.
*
Do czego jesteśmy zdolni, pomyślała. Dorastamy, kochamy, rodzimy dzieci, starzejemy się — będąc jednocześnie również gdzie indziej, w czasie zatrzymanym przez nieotrzymaną odpowiedź czy niedokończony gest. Ileż ścieżek pokonujemy i w jak różnym tempie podczas pozornie jednej podróży.
*
Bo to nie są jakieś czary-mary. Porównać to można do przejścia przez pustynię albo wspięcia się na górę. Nie można tego dokonać w salonie […].
Alessandro Baricco, Mr. Gwyn,
przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór,
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2018.
(wyróżnienie własne)
Pięknie tu, powiedziała starsza pani w wodoodpornej chustce na głowie.
*
To nie może się udać, powiedziałaby pani w wodoodpornej chustce.
Ale świat jest dziwny i się udało.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz