Czwarta z czterech skończona! Prawie dwa miesiące mi zajęła, przy czym większość tego czasu z doskoku. Czterdzieści procent książki czytałam przez pięćdziesiąt pięć dni z uporem wynikającym wyłącznie z faktu, że Autor w wywiadzie z 2019 stwierdził, że to jest jego najlepsza powieść.
Żadnej książce w moim życiu nie dałam tak długo trwającej szansy. Dla równowagi ostatnie czterdzieści procent czytałam — nie! — pochłonęłam w zastraszającym tempie (niepełne dwa wieczory). Dobra książka, ale nie najlepsza Autora.
Lubię takie zakończenia, zachwyciłam się swoistą inkrustacją, jaką jest dla mnie rozmowa głównego bohatera z matką pod koniec (sic!) książki. Warto zajrzeć, ale dobrze, że nie czytałam jej jako pierwszej — nie dałabym rady, nie chciałoby mi się nawet dowiedzieć, że Autor uznał tę książkę za swoją najlepszą.
Dla mnie najlepszą pozostaje (bezapelacyjnie) Znajdź mnie — choć jeszcze wszystko może się zmienić, bo jedna powieść wciąż przede mną (mam ją zaznaczoną do upolowania).
Czy jej życie było zawszonym okopem udającym elegancki butik? Może — powiedziała. Niektórzy z nas spędzili w okopach całe życie. Niektórzy z nas zmagają się i żyją nadzieją, i kochają tak blisko okopów, że cali nimi cuchną.
*
[…] nasze ciała znają nas lepiej niż my sami […].
*
Starałem się stąpać jak najostrożniej. O ile jedna część mnie nie wiedziała, dokąd zmierzam, o tyle inna czuła, że celowo wkraczam na grząski grunt.
*
— Szukam swojej gwiazdy. — Zmień temat, idź dalej, daj temu spokój, zasłoń się dymem, powiedz cokolwiek.
— Więc teraz nagle mamy swoje gwiazdy?
— Jeśli mamy jakieś przeznaczenie, to mamy też swoje gwiazdy.
*
[…] nie boję się rozczarowania, boję się, że otrzymam coś, na co nie zasługuję, i nie wiedziałbym, co z tym zrobić, a już na pewno nie potrafiłbym o to codziennie walczyć.
*
— Czyli jak: ty niby wiesz, czego chcesz?
— A ty?
— Chyba tak. Chciałem tego od samego początku i doskonale o tym wiesz.
— Wcale nie. Pukasz do drzwi, ale sam nie jesteś pewien, czy chcesz, żeby ci otworzono.
— A ty?
— Ja nie pukam. Już sobie otworzyłam. Ale fakt, nie weszłam jeszcze do środka.
*
Zostawiłam ci milion wiadomości, tyle że nie raczyłeś ich sprawdzić.
Nie sprawdzałem właśnie z obawy przed tym, że żadna wiadomość nie będzie na mnie czekać.
*
— Nie wiesz, czy będzie jeszcze jakieś jutro?
— A ty wiesz?
— Niczego nie obiecuję.
— Ja też nie. — Przemawiała przeze mnie buta.
— Printzu, czasami sam nie wiesz, co wygadujesz.
*
[…] nie miałem już nic do stracenia, żadnej godności, żadnej amunicji, ani kropli wody w tykwie, i czułem, że warto cisnąć resztki dumy w ogień, tak jak w bardzo zimny dzień przemarznięty ubogi poeta mógłby rzucić w płomienie swój manuskrypt, żeby się ogrzać, odnaleźć miłość, wzgardzić sztuką i pokazać przeznaczeniu coś takiego, że nieźle by się zdziwiło.
*
Oto były słowa, którymi odznaczał czas w tej prywatnej księdze, w której prowadzimy rejestr tego, co tracimy, co nam się nie udaje, jak się starzejemy, dlaczego dostajemy tak niewiele z tego, czego pragniemy, i czy nadal mądrze jest czekać na coś lepszego, bo przecież radzimy sobie z życiem danym nam do przeżycia i z tym, którego nie przeżyliśmy, i z tym, które przeżyliśmy połowicznie, i tym, które chcielibyśmy nauczyć się przeżywać, kiedy mieliśmy jeszcze czas, i tym, które chcielibyśmy napisać od nowa, gdybyśmy tylko mogli, i tym, o którym wiemy, że pozostaje i może na zawsze pozostanie nienapisane, i tym przeżytym lepiej i mądrzej od naszego, którego życzymy innym […].
*
Któregoś dnia przyjdę tutaj posprzątać, powybierać odłamki jej życia, jego życia — gorzej, swojego własnego życia. Bóg jeden wie, na co się natknę, czego nie jestem gotów znaleźć.
*
Czasami — mówi — nie chcemy już nigdy kogoś widzieć z obawy, że nadal nam na nim zależy. Albo innym na nas. Czasami odwracamy się od przeszłości i spoglądamy ze wstydem gdzie indziej. Ale niewielu z nas całkowicie o niej zapomina. Znajdujemy innych ludzi. Najtrudniejsze jest zacząć od początku z tymi resztkami, które nam za każdym razem pozostają.
[…]
Gasi niedopalonego papierosa. Spogląda na mnie, a potem poza mnie.
— Poznałam kogoś.
Matka kogoś poznała.
André Aciman, Osiem białych nocy, przeł. Agnieszka Walulik,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
[…] powściągam podekscytowanie i uciekam do pokoju, żeby się opanować. Tymczasem nieznajomy bierze moje szybkie wyjście za obojętność albo gorzej — za arogancję. Ja chciałem, żeby wywabił mnie z sypialni, podczas gdy on chciał zobaczyć radość i wdzięczność. Kiedy wreszcie nie mogę wytrzymać i pytam kogoś, czy to prezent dla mnie, słyszę: „Pewnie tak”, ale gość już wyszedł i zabrał paczkę ze sobą.
*
[…] nigdy nie stańcie się widmami, znaczącymi swoje lata kolejnymi warstwami rdzy, póki nie zacznie się przez nie przesączać woda, a wy przemienicie się w zwykłe koryta, puste kadłuby uwięzione na mieliźnie po wielu złych zakrętach i płytkich zakolach, aż stracicie panowanie nad swoimi sterami i rdza nie będzie już całkiem wasza, i przestaniecie pamiętać, że kiedyś byliście statkami — to wasza podróż jest prawdziwa, nie moja.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz