wpis przeniesiony 27.02.2019.
W mądrej książce można znaleźć: „jeśli pies ma dużo swoich zabawek, nie będzie ruszać twoich”. Z tą myślą, jeszcze gdy Kudłatej nie było, kupiliśmy z Sadownikiem stadko różnych zabawek. Po „zawartości” sklepów dla zwierząt uznaliśmy, że Polska to jest już jednak bogaty kraj. Na widok niektórych zabawek nie można było się nie uśmiać, na przykład, kaczka w zdechłej pozie, ale... w staniczku. W dziale zabawek parytet już obowiązuje, można znaleźć również zdechłego kaczora w tej samej pozie ale... w garniturku (powinien być w bokserkach). Jednym zdaniem, jeśli chodzi o zabawki, byliśmy przygotowani.
W praniu, czyli gdy Kudłata przewróciła nasz świat do góry nogami, okazało się, że ze szczeniakami jest identycznie jak z dziećmi. Moje zabawki są nudniejsze, bo moje. Twoje zabawki to jest coś a rzeczy dorosłych to dopiero interesujący materiał na zabawki: kable, gniazdka, książki, gazety, ścierki, kapcie i ciut zużyte męskie skarpetki. Szybko nauczyliśmy się kłaść wszystko, co ma dla nas wartość, dostatecznie wysoko. Proste rzeczy, które przy odrobinie fantazji mogą stać się zabawką, są absolutnie najlepsze. W tej kategorii występują zakręcone i lekko zgniecione butelki po jogurcie. Wielkość również ma znaczenie, butelka po wodzie mineralnej to dopiero powód do szaleństw. Nie dosyć, że duża, to jeszcze do tego wydaje z siebie taki niesamowity hałas — jeśli szaleć to tylko z czymś takim pysku. Tyle o krótkiej historii rekwizytów.
Czas na czyny. Każda zabawa sprowadza się często do tego, aby jak najwięcej zabawek sponiewierać a potem zanieść do swego lokum. Chwila nieuwagi i własnych kapci można szukać w psiej norze. Klatka kudłatej jest pojemna. Jeśli czegoś szukasz, zaczynaj od klatki. Może nawet to coś wciąż jest w jednym kawałku, choć z odciskiem zębów na krawędzi — jak pieczęć oznaczająca: oclone przez kudłaty świat. Wejście do klatki dla małego szczeniaka jest rodzajem wyzwania. Należy wysoko podnosić łapy gdy się wchodzi, bo otwór od dołu zaczyna się jakieś piętnaście centymetrów od ziemi. Stateczne wchodzenie do klatki nie może stanowić elementu szalonej zabawy. Kilka dni temu, po raz pierwszy, dłuższą chwilę obserwowałam jak Kudłata z butelką w pysku stara się wbiec do klatki. Dumne szczenię z trofeum w dziobie próbowało po królewsku dostać się do swojej nory. Nie zawsze się to udawało, bo butelka zahaczyła o prawą lub lewą krawędź włazu. Młoda szybko nauczyła się trafiać w centrum otworu. To jednak nie był koniec schodów… najtrudniejszym elementem zabawy było ekspresowe pokonanie włazu. Kudłata wie, że trzeba podnieść nogi wysoko. Płakałam ze śmiechu patrząc jak z butelką w pysku, kontrolując swoje położenie lewo-prawo względem otworu wejściowego, nie widząc niczego pod własnymi nogami, bo wielka butelka, Kudłata wykonuje skok, który miał jej zapewnić sukces w dostaniu się do swojej nory, szybko, z gracją i adekwatnie do charakteru zabawy. Fenomen! Po pierwsze odwaga, której temu szalonemu psu nie brakuje. Ona nigdy nie zastanawia się, czy da radę. Po drugie, wielka psia wiara, że udać się musi. Nawet, gdy skok kończył się porażką (a było tak w 60% przypadków), Kudłata udawała, że tak właśnie ma być, że to element całej tej zabawy. Patrzyłam, z przyjemnością zaprzęgłam mechanizm antropomorfizacji do podziwiania tego co widzę. Ile razy w życiu rzucałam się w nieznane? Ile razy nie martwiłam się o przyszłość? Czy można odnaleźć w sobie ów dziecięcy zapał robienia nowych rzeczy, bez oczekiwania określonego efektu? Albo może robić oczekując konkretnego efektu, ale nie wściekając się, tylko ciesząc się z małych porażek po drodze? Czy można cieszyć się tym, co właśnie się wydarza, nawet jeśli miało się inny plan? Patrzę na Kudłatą i dziękuję, że swoim istnieniem stawia mnie przed tymi pytaniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz