wpis przeniesiony 27.02.2019.
Dzisiejsza pogoda nie jest wymarzoną pogodą nawet dla Kudłatej. Pierwszy raz w życiu widziałam psa, który o pierwszej w nocy zieje jakby było południe, albo jakby w nogach miał długi spacer. Wczorajszy dzień zaowocował odkryciem i docenieniem przez Kudłatą terakoty w kuchni. Dzisiaj, gdy w domu było przeszło 30 stopni, na podłodze w kuchni położyłam mokry ręcznik, w którego pobliżu Kudłata przegarowała dużą część dnia — z małymi wyjątkami…
Po trzech tygodniach nieużywania, nadszedł ten czas, że nie było już wyjścia i odpaliłam odkurzacz. Zwlekałam tyle czasu, bo nie chciałam fundować Małej traumy związanej z maszynerią hałaśliwą. A tu, proszę, pełne zaskoczenie, pierwszy pies w moim życiu, który pierwsze spotkanie z domową techniką potraktował jako zabawę. Był komplet figur zapraszających odkurzacz do zabawy (dupcia w górze, przód leżący), był pokaz jak można sobie pobrykać na zachętę, by odkurzacz rzucił się w gonitwie za Kudłatą. Nawet upał na chwilę przestał Kudłatej przeszkadzać. A dużo później…
Przyszedł semi-gość i robiąc sobie coś zimnego do picia w kuchni wpadł na pomysł, na który może wpaść tylko mężczyzna ;) — rzucił Kudłatej na podłogę… kostkę lodu. Po raz pierwszy widziałam psa, który próbuje obłaskawić kostkę zimna. Gdy już przyniosła nowy skarb do klatki szybko przebierała łapkami próbując zagonić go w róg — psi hokej bez kija, a ten zimny „kostek” wciąż wyślizgiwał się z objęć pannicy-dorzycy. Walka nie trwała długo, gdy bezpowrotnie zaklęta w kształt woda zmieniała stan skupienia, Kudłata spożyła resztki wodnej zabawy.
Morał: nigdy nie wiadomo jakie pierwsze razy przyjdzie przeżyć w upalny, lipcowy dzień ;) Apetyt na gubienie dziewict wszelakich wciąż rośnie… :)
W tym całym odliczaniu jest tylko jeden wyjątek: właśnie dziś Jabłoń i Sadownik obchodzą siódmą rocznicę ślubu. Ach, ta magia liczb…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz