piątek, lipca 30, 2010

29. Matki wszelkiej maści

 wpis przeniesiony 27.02.2019. 

Matki w bajkach bywają różne: dobre, wyrodne, kochające, nieobecne. W życiu jest podobnie, choć zamiast dwóch kolorów, czerni i bieli, do dyspozycji jest całe spektrum kolorów. Wśród wielu typów matek rzeczywistych można wyróżnić dwa typy, dość dalekie od siebie w zachowaniu, choć wyrządzające podobną krzywdę latoroślom:
(a) matka pragnąca dla dziecka jak najlepiej — „dlaczego dostałeś tylko 4+?”, „dlaczego tak brzydko jesz szczućcami?”;
(b) matka wiedząca i wiecznie zachwycona — „wiem, co robi mój syn, on nigdy czegoś tak złego by nie zrobił”.

Zagadka: do którego, z wymienionych dwóch typów, nieświadomej niczego Jabłoni było bliżej? Po nitce do kłębka…

Pierwszy metr nitki: trzy dni temu, dwukrotnie, całkiem niezależnie, zapytano mnie, czy Kudłata już zbójuje w domu. Jedna Pani opowiedziała o tym, jak jej, już dziś całkiem dorosły labrador, zjadł metodycznie centymetr po centymetrze tapetę w przedpokoju. Zaś Państwo wilczuropodobnego psa, który ze szczenięcego wieku wyszedł niedawno, wspomnieli między innymi o butach, że nie skończyło się na jednej parze. Na to, dumna Mama Kudłatej, którą tak łatwo i z przyjemnością staję się, powiedziała, że jej słodka dziecina bawi się swoimi zabawkami i nie czyni żadnych szkód. Ach, ta pycha posiadania najmądrzejszego, najukochańszego, najgrzeczniejszego psa na świecie!

Drugi, trzeci, …, piąty metr nitki: od kilku jednak dni znajdowałam kawałki gąbki. Byłam święcie przekonana, że to któraś z zabawek została precyzyjnie rozdarta i Kudłata bawi się wnętrznościami ofiary. Dwa dni temu, w końcu znalazł się czas, aby odgruzować mieszkanie. Zaczęłam szukać. Podejrzewałam, że obiektem mordu był fioletowy miś, który jako pierwszy z zabawkowej sfory doznał uszczerbku na zdrowiu. Znalazłam i... mocno się zdziwiłam — Miś był nietknięty! Zinwentaryzowałam zabawki. Okazało się, że wszystkie mają się dobrze. Skąd więc sypie się gąbka?

Kłębek: wyjaśniło się w godzinę, gdy z myciem podłóg dotarłam do kanapy. Ucieszyłam się, że nie jest skórzana, świeżo kupiona czy wymarzona i ciężko zdobyta. To zwykła, ikeowska kanapa kupiona na próbę. „Żadnych remontów, żadnych zakupów środków trwałych w postaci mebli przez najbliższe dwa lata” — oświadczył Sadownik. „I dobrze, oj dobrze, bardzo dobrze” mruczałam jak kot pod nosem, tak bardzo nie lubię remontów. Wściekłość, że Cholera ma tyle zabawek a żre sprzęta użyteczności domowej minęła, zwłaszcza, że, co tu dużo gadać, zjada meble z gracją, pokrowiec nietknięty przykrywa poraniony mebel. Kudłata solidaryzuje się ze Stadem, żaden gość nie dojrzy, że kanapa to inwalida.

I pomyśleć, że gdyby nie ślady przestępstwa w postaci gąbki, do dziś myślałabym, że mam Psicę-Aniołka. Tymczasem ta słodko uśmiechająca się kudłata Dziewczynka potrafi być zbójem, niszczycielem, pogromcą rzeczy, które mają czelność być wciąż w jednym kawałku. W ten oto sposób z matki idealnego dziecka stałam się matką zupełnie normalnego, zwykłego szczenięcia. Z jednej strony, ulga, idealnego psa tak łatwo zepsuć. Z drugiej, chwilami ogarnia mnie strach, gdy na spacerach właścicielki labradorów opowiadają, że niszczycielskie zapędy psa wciąż są przede mną i Sadownikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz