wpis przeniesiony 27.02.2019.
Wczoraj, późne popołudnie. Kudłata umęczona środkami komunikacji miejskiej, śpi i nawet nie ma już siły na sny, podczas których łapy biegają. Zbliża się godzina P, czyli wyjazdu na zajęcia psiego przedszkola.
Jabłoń:
(w powietrze, ale do Kudłatej, patrząc na Sadownika)
No, jak chce się być baletnicą, to trzeba iść ćwiczyć.
Sadownik:
(z przekąsem)
To chyba Mama chce mieć baletnicę.
Jabłoń:
Upsss…
Tu mogłabym uzasadnić dlaczego chcę, aby Kudłata była wyszkolonym psem: bo, ponieważ i jeszcze dlatego że. Argumenty są tak logiczne, że aż nudne, więc nie będę ich przytaczać. W tym dialogu zabiło mnie jednak echo relacji rodzic-dziecko w wersji człowiek-człowiek, gdzie naturalnym wydaje się pragnienie rodzica, by dziecku było jak najlepiej. Kudłata, cóż, będzie psią „baletnicą”, jeśli tylko starczy nam sił w pracowaniu nad sobą w relacji pies-człowiek, ale przez chwilę zamyśliłam się nad rodzicami, którzy choć chcieli jak najlepiej, zapomnieli zapytać swoje dziecko, czego ono chce. Potem przez dłuuuuuuuuższą chwiiiiiiiilę dumałam o dzieciach, poznanych przeze mnie w wersji dorosłej, które nie doskoczyły, by spełnić oczekiwania swoich rodziców. Walczą z cieniami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz