czwartek, sierpnia 12, 2010

43. Zdradzić?

 wpis przeniesiony 27.02.2019. 

Zdradzić i funtem psich kłaków usprawiedliwić:


Dotyk

Nie był z niego żaden lord. Nie był nawet pierworodnym synem lekarzy od trzech pokoleń. Dłonie też chyba miał mało smukłe --- ot, wielkie bochny chleba a za paznokciami grudki ziemi. Za to pachniał życiem prawdziwym a nie wielko­miejską plastikową namiastką szczęścia. Pociągał swym spokojem i oczy­wistością sensu własnego istnienia. Pożądała go Matylda w skrytości od lat. On udając obojętność, kusił i czekał. Pewny swego uroku wiedział, że na kobietę wystarczy poczekać.

Przyszedł więc dzień, gdy małżeńska przysięga poszła w końcu na bok. Smycz nakazów moralnych i kaganiec norm społecznych nie utrzymały w ryzach pożądania Matyldy. Co tam — pomyślała — raz się żyje. Nie miała czasu zastanowić się nad konsekwencjami. Pragnęła teraźniejszości, w której czuje go każdym milimetrem swojego ciała.

Delikatnie, by go nie spłoszyć, wolno ułożyła się blisko jego ramienia. Ani drgnął, więc nabrawszy odwagi, nie ukrywała już, że chce być jeszcze bliżej. Bez cienia zażenowania legła na nim i nie dbając o grawi­ta­cję, przydusiła go siedem­dziesięciokilowym pożądaniem. Nie wyglądał na zdziwionego, przecież czekał na nią tyle lat. Nie tracił czasu na zbędne słowa. Bezszelestnie gładził jej skórę. Matylda miała uczucie, że oddała się praprapraprawnukowi hinduskiego boga o kilku parach rąk, które jednocześnie pieściły jej ramiona, uda, dłonie i twarz.

Gdy kępki jego gęstego, zadbanego owłosienia masowały jej kark, Matylda pożałowała, że nie starczyło jej odwagi, aby położyć się nago na... tym trawniku. (10.08.2008)


 
Stare, ale pamięć o tym tekście ożyła wskutek precedensu który, gdyby mnie ktoś zapytał o siódmej rano, czy będzie miał miejsce, to kazałabym mu się puknąć w głowę. Kobieta jednak zmienną jest i właśnie dziś, w środku osiedla wielkiego miasta... czołgałam się w trawie. Po fakcie uznałam to za przywilej, bo nie wypada tego robić ot, tak sobie, bo człowiek ma fanaberię i ochotę na spotkanie z Matką Ziemią, ale jak ma się psa, zwłaszcza szczeniaka, to wszystko jest w najlepszym porządku. Wytarzałyśmy się z Henią obie, bawiąc się przy tym wyśmienicie. Wszystkiego źródłem była moja chęć, by zrobić kilka zdjęć Fidelince zanim stanie się Fidelą. Korciło mnie też, by zobaczyć świat z poziomu jej oczu. W trawie, o dziwo, w ogóle nie ma problemów. To teraz rozumiem, czemu ona się ciągle uśmiecha…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz