wpis przeniesiony 27.02.2019.
Pamiętam okoliczności, które zrodziły ten tekst. Nie jest łatwo stanąć za sobą, ale warto spróbować a jak spróbuje się raz to już powoli wchodzi w krew. Może dlatego wciąż się uśmiecham, gdy ten zestaw nieprzypadkowo ułożonych literek ponownie wpadł w me ręce:
— Czy możemy spotkać się w środę?
— Nie. Nie mogę.
— Nie możesz czy nie chcesz?
— Nie mogę.
— Czemu nie możesz?
— Jestem umówiona.
— Z kim? Z tym gachem spod czwórki?
— Nie.
— To z kim? Z głupią Lizą?
— Nie. — Jej twarz zesztywniała. — Tyle razy Ci mówiłam, Liza nie jest głupia. To moja przyjaciółka.
— To z kim?
Zapadła znacząca cisza.
— Proszę? Nie usłyszałem. — Odpowiedziała tylko głucha cisza. — Kto, do jasnej cholery, jest tak ważny, że nie możesz tego przesunąć?!? — Ryknął.
— Ja.
— Co?!?
— Jestem umówiona z najważniejszą kobietą mojego życia… ze sobą.
Kudłata chyba świetnie zna tę historię, dwustumetrowy spacer trwał pół godziny: umówiła się przecież z liściem mlecza, pestką wiśni, krzaczkiem, szyszką i gałązką. Głucha na wołanie, czasem popatrzy na mnie z wyrzutem: „No co? Umówiłam się, nie widzisz?”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz