poniedziałek, sierpnia 30, 2010

59. Literkowe zamyślenie

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Są książki, przez które przebiega się szybko i, w zasadzie, poza zaspokojeniem ciekawości jak autor rozłoży karty, pozostaje tylko wrażenie, że niewiele się zyskało. Jakiś czas temu pożyczyłam książkę od Mamy Sadownika. Porwał mnie tytuł. Gdybym nie czytała, podanego na tacy przez Sadownika, Nocnego Patrolu Łukjanienki, to może nawet podobałby mi się pomysł na tę opowieść. Dodatkowo, nie lubię książek, w których bohaterowie marnują czas, a tu, na kartach tej książki, wszyscy w życiowym marazmie i tylko aniołowie starają się wierzyć, ufać i sprostać swoim zadaniom. Oddam tę książkę i w zasadzie mogę o niej zapomnieć, ale... nie do końca. Jest w niej fragment-matrioszka, który zawiera w środku inny fragment, pewnie fikcyjny, który wyjątkowo mi się spodobał i kazał na chwilę zatrzymać się nad tymi słowami (rozmowa aniołów):

     — Jej stosunek do Karela opiera się praktycznie już tylko na przyzwyczajeniu i dobrej woli, ale kilka ogników starej miłości ciągle tli się w jej sercu. Coś wam przeczytam.
     Wyciąga jakąś książkę, otwiera ją i przez chwilę walczy z wiatrem.
     —
Jeżeli rozumiecie jeszcze, jak mogliście kiedyś kogoś kochać, nadal jesteście zakochani. Wygasła miłość jest czymś nie do uwierzenia.

Michal Viewegh, Aniołowie dnia powszedniego,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2009.


Jeśli o mnie chodzi, choćby tylko dla tych słów, warto było zajrzeć do tej książki. W wakacje nie trzeba ambitnie się zaczytywać.

Szłam z Kudłatą po parku i myślałam o moich miłościach obleczonych w męskie ciała, przyozdobionych męskimi umysłami. Tak, niektóre z nich są dziś nie do uwierzenia, ale niektóre jak najbardziej. Cudnie jest być wciąż zakochanym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz