wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Parada paradą a sprzątać trzeba. Oglądam więc wszystkie cuda, które Kudłata dostała w pakiecie startowym, żeby podjąć decyzję, co z nami zamieszka a co opuszcza przytulisko razem ze śmieciami. Proszę, torebusia dla panienki, z serii ekologicznych płóciennych, tylko proporcjonalnie mniejsza. Chusteczki higieniczne dla Jabłoni w normalnym rozmiarze a dla Sadownika... no chyba dla niego, gazeta o psach z marca 2010. Czyżby Sadownik po kryjomu makulaturowy interes założył?
Jest jeszcze coś, kompletnie mi nieznanego. Oglądam więc z lewej na prawą, z góry na dół. Papierowa torebka na psie nieczystości. Zaglądam do środka a tam tekturka z odpowiednio naciętymi liniami by prościutko zgiąć. Pach! Proszę bardzo, szufeleczka. Może troszkę wiotka, ale jest, do zbierania kup, niby.
Patrzę okiem praktyka, właścicielki, która zbiera po swym psie i przestałam się dziwić, że ludzie nie zbierają. Czymś takim może i da się zebrać wytwór psiego przewodu pokarmowego pod warunkiem, że pies przyłoży się i czynność fizjologiczną potraktuje jako zadanie specjalne, w którym sierściuch jak fabryka z kwitami ISO-9001 wyprodukuje klocuszek o właściwych rozmiarach i konsystencji. W każdym innym przypadku, dobre chęci zbierania kup zamienią się w syzyfową robotę.
Ten, kto wpadł na pomysł produkowania torebek na psie odchody albo nigdy nie miał psa, albo nigdy po nim nie sprzątał, ale za to być może, któregoś dnia będzie miał dochodowy interes.
Nie twierdzę, że ludzie nie zbierają, bo torebki do niczego. Zarówno ludzie, jak i opisane torebki potrzebują jeszcze czasu, aby dojrzeć do właściwego kształtu, odpowiednio, mentalnego lub fizycznego. Ciekawe, kto będzie pierwszy, ludzie czy torebki?
My z Kudłatą, póki co, kaganek przykładu niesiemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz