wpis przeniesiony 27.02.2019.
Jesteśmy całkiem same. Sadownik wietrzy pracowniczą duszę w delegacji. Leniwy, spokojny dzień minął nam na czytaniu, spaniu, jedzeniu i uczeniu się chodzenia przy nodze. Był też fantastyczny deszcz, który zmoczył nas do samego podszerstka, wyludniony park i tylko my: Jabłoń i Kudłata a za nami nie wiadomo skąd jak cień bezszelestnie podeszły mnie małe smuteczki i tęsknota. Skąd się wzięły? Dlaczego? Na razie są niedookreślone, tylko w formie przeczuć... tym samym pozostaję bez lekarstwa... niech będą, przyszły zmoknięte z nami do domu. Czas... może potrzebny nam czas by się poznać i zrozumieć.
Do tej chwili byłam pewna, że jesteśmy w domu tylko we dwie (pomijając tęsknoty i smuteczki). W gabinecie troszkę piszę, troszkę układam swoje gratki próbując się zadomowić. Tymczasem Kudłata właśnie zaczepia koleżankę. Były już pozy zapraszające do zabawy, było nerwowe poszczekiwanie poganiające ociągającego się psa, cały asortyment znanych zaczepek przetestowany bez skutku, ale tego jeszcze nie widziałam i nie słyszałam w wydaniu naszej Małej. Henia wyje... do lustra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz