wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Stało się. Żyjąc bez dotyku medialnych szponów, nie miałam pojęcia, że to właśnie dzisiejszej nocy przesuwamy zegarki. Nigdy nie pojmę jaki jest tego cel i żadne ekonomiczne uzasadnienia nie są w stanie mnie przekonać, że ma to sens. Staje się to jeszcze trudniejsze teraz, gdy mam psa.
Mój telefon, jak większość aparatów, jest z serii przemądrzałych --- wie, co dla mnie jest najlepsze. Bez pytania mnie o zdanie, bez żadnego poinformowania o wykonanych czynnościach, skubaniec, w ramach samowoli przestawił w nocy czas. Gdy więc Kudłata próbowała mnie obudzić o swej zwykłej porze, na moim telefonie widniała godzina 3:59. Nieświadoma algebraicznych działań na żywym organizmie jakim jest czas, pogoniłam kundla na miejsce, bo co jak co, ale o czwartej rano, nie będę wychodzić na dwór. Próba stawiania mnie na nogi powtórzyła się jeszcze kilka razy. O 6:05, gdy byłyśmy na spacerku, sąsiadka uświadomiła mnie, że przesunięcie czasu stało się starym faktem. Licząc „wczorajszym miernikiem upływu czasu” była 7:05.
Pies śmiertelnie głodny nic nie rozumiał. Uznał, że pani się popsuła i będzie trzeba Sadownikowi poskarżyć się trochę jak tylko wróci. Pozostałam bezsilna. Niech mi ktoś mądry powie, jak wytłumaczyć psu szaleństwo przesuwania wskazówek zegara?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz