środa, października 06, 2010

91. Nie zawracam już Wisły kijem

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 


Uosobienie piękności stanęło w drzwiach. Na jej twarzy głębokim spokojem odbijała się pewność, że czekała właśnie na niego przez całe swoje życie. Patrzyła w jego twarz z nieskrywaną miłością. Pragnęła spełnienia. On, nieogolony, przybrudzony nocnymi koszmarami ledwo trzymał się na nogach. Skrzywił się na jej widok z dezaprobatą, ale wpuścił do środka, nie miał siły dyskutować z przeznaczeniem. Tymczasem ona, fakt, że mogła wejść, uznała za dobry znak i zlekceważyła grymas na jego twarzy.

--- Cieszę się, że jestem tu z tobą --- powiedziała miękko, uśmiechając się w tak czarujący sposób, że mało kto mógłby się temu oprzeć. On potrafił. Nie mógł ukryć rozdrażnienia:

--- Nie chcę cię! Czy nie rozumiesz? Chcę być teraz wszystko jedno gdzie, ale z Moniką!

Słowa raniły swoim sensem, tłukły piękną kobietę po twarzy swoim brzmieniem.

--- Czy nie wiesz, że jestem tu specjalnie dla ciebie? --- zapytała przez łzy, chcąc się upewnić, że rozumie jego słowa.

--- Jesteś głucha, czy co? Nie chcę cię! Nie chcę! Won!

Zrozumiała i nie chciała już niepotrzebnie tracić czasu. Chwila jego życia wstała i wyszła nie oglądając się ani razu za siebie. Nie pozostawiła po sobie najmniejszego nawet śladu, kochała go bowiem nad życie.



Ilu chwilom zatrzasnęłam przed nosem drzwi tylko dlatego, że upierałam się, że ma być tak i tak? Na ilu ludzi w moim życiu uparłam się jak osioł? Przyznać się byłoby wstyd.

Przyszedł jednak tak cudny dzień jak ten dzisiejszy, pełen wewnętrznego spokoju i zgody by życie płynęło jak rzeka. Kudłata wygląda na taką, jakby to moje małe odkrycie było oczywistą oczywistością --- aż nie chce się z tym kundlem rozmawiać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz