wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Gdy zaczynaliśmy wychodzić z psem na dwór, skóra Kudłatej na karku została potraktowana przeciwkleszczowym środkiem w rozmiarze S. Następny, za cztery tygodnie był już M. Dzisiaj kupiłam L i z zakresu wagi jaki L-ka obsługuje wygląda na to, że na tym rozmiarze poprzestaniemy. Hura, mamy dużego psa!
Jednak, coś dziwnego chyba wisi w powietrzu. Już trzy osoby, posiadające szczupłe z natury psy, skomentowały na spacerach figurę Heniuty: „będzie trzeba pójść na dietę i schudnąć”. Gdy pierwszy raz to usłyszałam w cytowaniu poczynionym przez Sadownika, obśmiałam się. Upewniłam się, że to dobry żart patrząc na kundla w sposób określony przez ilustrację w książce --- linia jest, choć wyraźna i zdecydowana, to zwęża się w talii tak jak trzeba. Wszystko jest ok, uspokoiłam matczyny strach o zdrowie malucha.
Za drugim razem zwątpiłam i przestudiowałam tabelki masy dla rosnących labradorów --- wszystko wciąż było ok.
Wczoraj, za trzecim razem, zaczęłam szukać w internecie i... mam za swoje, znalazłam tabelkę, według której Kudłata waży o 1,5kg za dużo. Co ja mam teraz zrobić, gruba --- niedobrze dla stawów, za chuda --- niedobrze, może się wdać dysplazja stawów. Z wątpliwościami stwierdzam, że na razie chyba jest ok.
Rozumiem, choć trochę nie, dlaczego modelki to wieszaki, ale zupełnie nie pojmuję dlaczego moda na chudzielce dotarła również do świata sierściuchów. Nie ma szans by zrobić z labradora charta polskiego, ale czy to znaczy, że już zawsze będziemy spotykać kogoś, kto ma potrzebę poczęstowania nas dobrą radą, że czas już na dietę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz