wtorek, października 12, 2010

97. Kolekcjonerka

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Są cechy, o które bym siebie nie podejrzewała. Są też takie, o których przestałam już marzyć, bo są dla mnie nieosiągalne. Na przykład, moja Siostra jest skrupulatna, dokładna, poukładana, do bólu konsekwentna. Ja jestem dokładna dopóki mi się chce, poukładaną co najwyżej bywam, konsekwentna tylko w pracy. Wszystkie te cechy są niezbędne, gdy chce się być znaczącym kolekcjonerem, na przykład, znaczków lub monet.

Ponieważ dość szybko zorientowałam się, że mam wiele cech, ale nie te, o których wspomniałam, więc nigdy na serio niczego nie zbierałam. Miałam pewne napady ideologiczne, na przykład, kolekcjonowałam żółwie, aby przypominały mi, że nie ma niczego złego w śpieszeniu się powoli. Była to chyba najdłuższa zbieracka przypadłość, jaką miałam.

Do wczoraj, biorąc pod uwagę swoje skromne zbiory, według mnie przeuroczych i mądrych, kartek ozdobnych, nie wpadłabym na to, że żyłkę kolekcjonera w ogóle posiadam a jednak…

Wczoraj Sadownik dostał nagrodę Nobla za obiad, który przygotował w niedzielę. W skład nagrody wchodził milion całusków i honorowe stanowisko pomocnika wolontariuszki.

Tydzień temu moja pacjentka rozmarzyła się na temat makaronu z warzywami, takimi duszonymi, że chciałaby jeszcze w tym życiu zjeść coś takiego. Chcesz to masz, pomyślałam. Kłopot polegał jednak na tym, że proces powstawania tego dania jest dla mnie tajemnicą. (A) Umiem pokroić warzywa, (B) cieszę się jak głupek, gdy to danie stoi przede mną na stole, ale nie mam pojęcia, co należy zrobić, aby przesunąć się z punktu A do punktu B bez angażowania Sadownika. Tu ujawnia się mój brak konsekwencji --- chwilowe, ale uporczywe nieprzestrzeganie zasady, którą sama sobie wymyśliłam, że nie angażuję członków mojej rodziny w sprawy mojego wolontariatu w hospicjum; zamiast tego cieszę się ich akceptacją faktu, że nie zawsze mają mnie dla siebie.

Sadownik jednak jest… najcudowniejszym Sadownikiem Świata i NieŚwiata --- zrobił makaron z warzywami. Moja Pacjentka weryfikowała swój pogląd dotyczący mężczyzn w kuchni, gdy za każdym z trzech razy upewniała się pytając, czy aby na pewno robił to mój Mąż. Nigdy nie zapomnę Jej uśmiechu… Przez godzinę marzyłyśmy wspólnie co zrobimy i zjemy w następny poniedziałek a co za dwa, trzy tygodnie...

Tak. Jednak jestem kolekcjonerką pełną gębą… ludzkich uśmiechów. Co Ty kolekcjonujesz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz