wpis przeniesiony 4.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Konsumuję święta. Jestem na początku orgietki. SuperPo30stko, dziękuję za Twego nosa, że w zachwyt mnie wprawią tworzone przez panią Tokarczuk światy.
(...) Zawsze miałam wrażenie, że stopy są naszą najbardziej intymną i osobistą częścią ciała, wcale nie genitalia, nie serce, czy nawet mózg, narządy bez istotnego znaczenia, które zbyt wysoko się ceni. To w stopach kryje się cała wiedza na temat Człowieka, tam spływa z ciała ważki sens tego, kim naprawdę jesteśmy i jak odnosimy się do ziemi. W dotknięciu ziemi, na jej styku z ciałem mieści się cała tajemnica — że jesteśmy zbudowani z pierwiastków materii i jednocześnie jej obcy, oddzieleni. Stopy — to nasze wtyczki do kontaktu.
*
Tego najbardziej nie lubię u ludzi — zimnej ironii. To bardzo tchórzliwa postawa; wszystko można obśmiać, poniżyć, w nic się nigdy nie zaangażować, z niczym nie poczuć się związanym. Być jak impotent, który sam nigdy nie zażyje rozkoszy, ale zrobi wszystko, by obrzydzić ją innym. Zimna ironia to podstawowy oręż Urizena. Uzbrojenie niemocy. Mają przy tym ironiści zawsze jakiś światopogląd, który obnoszą tryumfalnie, choć jak się im zacznie wiercić dziurę w brzuchu i dopytywać o szczegóły, to się okażę, że składają się nań jakieś triwia i banalia.
*
Kiedy słuchałam opowieści Dobrej Nowiny o jej życiu, zaczęłam w głowie formować te wszystkie pytania, które zaczynają od „dlaczego nie...”, po czym następuje opis tego, co — jak nam się wydaje — powinno się zrobić w takiej sytuacji. Już moje wargi zaczęły się układać w takie bezczelne „dlaczego”, kiedy ugryzłam się w język.
To właśnie robią kolorowe magazyny, i ja chciałam być przez moment jak one: mówić nam, czego nie zrobiliśmy, gdzie zawaliliśmy, co zaniedbaliśmy, i w końcu naszczuć nas na samych siebie, żebyśmy sobą gardzili
Nic nie powiedziałam. Historie życia nie są tematem do dyskusji. Powinno się ich wysłuchać i zrewanżować się tym samym.
*
(...) a potem dodałam: — My mamy światopogląd, a Zwierzęta mają światoczucie, wiesz?
*
(...) Zastanawiałam się nad tym, czy gwiazdy nas widzą. A jeżeli tak, to co sobie o nas mogą myśleć. Czy rzeczywiście znają naszą przyszłość, czy nam współczują? Że tkwimy w teraźniejszości, bez żadnej możliwości ruchu? Ale myślałam też, że mimo wszystko, mimo naszej kruchości i ignorancji, mamy nad gwiazdami niesamowitą przewagę — to dla nas pracuje czas, dając nam wielką szansę przemiany cierpiącego i bolejącego świata w szczęśliwy i spokojny. To gwiazdy są uwięzione w swej mocy i właściwie nie mogą nam pomóc. Projektują tylko sieci, tkają na kosmicznych krosnach osnowy, które my musimy wypełnić naszym własnym wątkiem. I przyszła mi wtedy do głowy ciekawa Hipoteza. Że może gwiazdy widzą nas tak samo, jak my widzimy na przykład nasze Psy — mając większą niż one świadomość, w niektórych momentach wiemy lepiej, co jest dla nich dobre; prowadzimy je na smyczy, żeby nam nie zginęły, sterylizujemy je, żeby się bez sensu nie rozmnażały, wozimy je do weterynarza, żeby je leczyć. A one nie rozumieją skąd to, dlaczego, w jakim celu. Ale się nam poddają. Więc może i my sami też powinniśmy poddawać się wpływom gwiazd, lecz przy tym rozbudzić naszą ludzką wrażliwość.
Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009.
I mogłabym tak jeszcze długo wyciągać ulubione fragmenty... I mogłabym jeszcze dłużej zastanawiać się, które fragmenty Wy [o przynajmniej Dwóch Kobietach myślę tu na pewno!] byście zacytowały... te najulubieńsze... Tylko, czy Ktoś dotrwał do końca tego wpisu, by przeczytać o liściastej ciekawości Drzewka?