wtorek, stycznia 08, 2013

643. Bez planu

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Od wczoraj bezliter i bezsłów w uścisku mnie trzyma. Obrazy i uczucia napadają na mnie w sposób systematyczny, choć chronologicznie chaotyczny. Wydobywają się z czeluści tego, co zwykło się nazywać pamięcią długoterminową. Jedne wzbudzają drugie. Pozostaję zatrzymana. W zadziwieniu.

Plan. Trzeba mieć plan. Szczegółowy. Wiedzieć co, kiedy i z kim. Plan rezerwowy, awaryjny, na wszelki wypadek też trzeba mieć — świat i życie są przecież tak bardzo nieprzewidywalne. Trzeba wiedzieć skąd, gdzie i po co się idzie. Plan na najbliższe dziesięć, piętnaście, czterdzieści lat…

Nie mogę sobie przypomnieć, czy był wobec Niej jakiś plan. Przed oczyma stanęła mi scena, gdy wyjmuję Ją z samochodu — puchate, ciepłe, ciut wystraszone pięć i pół kilograma szczeniaka.

Przyniosłam ją do domu, a Ona nie pytając zabrała mnie w podróż nieznaną mi drogą... moja, nasza Hexe.

Dziś. Zaczynamy z Altówkami drugi rok. Pierwszy przeszedł najśmielsze moje oczekiwania. Gdy się zaczynał, chyba żadna z nas nie przypuszczała, że rozwinie się w formę, którą dziś prezentuje.

*

Czego się boję? Czego obawiam? Co mnie przeraża?

Ze zdolności generalizacji skorzystałam. Doświadczenie dogoniło w końcu intelektualne rozważania i z zachwytem — już teraz, a nie poniewczasie — patrzę na Drogę, która przede mną. Dziś. Nieokreślona, Nieznana, a na niej Nieprzewidywalne, Nieodgadnione i Nieoczekiwane. Cieszę się na to wszystko…

fot. Sadownik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz