środa, stycznia 02, 2013

(634+5). Subiektywnik poświąteczny (VI)

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

to ja jadę czysta kilometrów a oni idą obejrzeć dziennik... to ja jadę czysta kilometrów, już jestem, siadam na kanapie... a oni idą zmywać gary, sprzątać, góra dół po domu latać, jedzenie dla psów na jutro szykować... to ja...

Drzewny fochodąs bliski pojawienia się był, gdy dostrzegłam, że w całym tym poruszeniu nie o Nich chodzi, nie o możliwość rozmowy nieśpiesznej, nie o to, że chciałabym z nimi pobyć jakoś tak bardziej, inaczej. No więc, Drzewku pod podszewką bynajmniej nie o te szlachetne cele chodziło, lecz o jej poczucie ważności. Ogarnęłam się sprawnie.

Tak, przyjechałam. Byłoby cudnie nieśpieszną rozmowę o rzeczach ważnych prowadzić, ale to nie ja ustalam reguły gry. Wycofałam nierealne oczekiwania. Być może na ten moment moja obecność za trzema ścianami to było właśnie to, co można nazwać udanym rodzinnym spotkaniem.

to ja jadę czysta kilometrów, oni robią różne rzeczy, a ja cieszę się, że wciąż mogą je robić... razem; że jeszcze jest miejsce, gdzie mogę gapić się w ogień w kominku bez żadnych ograniczeń, zanim drzwi tego domu zamkną się przede mną na zawsze.

Tak. W Święta 2012 dużo się nauczyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz