wpis przeniesiony 15.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Wdzięczność. Miłość. Zachwyt.
Uwielbiam. Zaklinam. Gdy tylko mogę i umiem, zatrzymuję w literkach, słowach, kształtach. Zapamiętuję w gestach, zapachach, sposobie, w jaki pada światło.
Gdy dziś, mając drugi dzień urlopu i Sadownika w raportującym trybie, poszłam na samotną kawę… dotarł do mnie zaskakujący fragment prawdy na mój temat.
Wdzięczność. Miłość. Zachwyt.
Nie wyklucza, że synchronicznie czuję również smutek, zwątpienie, strach, przerażenie. Wszystko ze wszystkim przemieszane. W tej samej chwili. Najczęściej nad ranem. Prawie nigdy wieczorem.
Ulga.
Wielka. Że tak mam. I wdzięczność. I miłość. I zachwyt. I strach. I smutek. Jedno robi miejsce drugiemu. I jest. A dzięki temu i ja jestem.
*
Odbierając kawę, usłyszałam starą piosenkę całkiem na nowo — ominęła ona sprawnie mojego krytyka wewnętrznego, wyprzedziła figurę perfekcjonisty, zdublowała wiecznego poprawiacza:
I don’t wanna wait in vain for… myself.
You don’t wanna wait in vain for… yourself.
Bob Marley, Wait in Vain.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz