niedziela, sierpnia 16, 2015

(1405+9). Degustacja

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W kuchni stół. Na stole śnieżnobiała, śliczna serweta. Na serwecie gazeta, a na niej książka. Leżała. Tak spotkałam ją w Niebie. Gepardzica i Smoku rekomendację do czytania wydali. Jakby było mało, okładka skutecznie podsycała moją ciekawość.

Ten drobiazg wydawniczy to wielka księga z rowerem w tle. Można uczynić z niej jeden popołudniowy kęs, ale lepiej oddać się degustacji, a potem zanurzyć dłonie w woreczku z własnymi powidokami — znaczącymi wydarzeniami, poruszeniami serca i duszy, spotkaniami ze sobą, z innymi. Autor tej książki uświadomił mi, że każdy wpis na tym blogu to powidok z psim oddechem w tle.

[…] każda notka jest prologiem […].

*

Pomiędzy teorią a praktyką rozciągała się jeszcze nieokreślona ziemia niczyja. Terra incognita niespodziewanych sytuacji, rzeczy na kursie nienazwanych, których istnienia mogłem się tylko domyślać.

*

[…] lubiłem czekać na kolejne słowa, nawet na te, które nie zawsze chciały nadejść. […] Bywało, że nie musiał mówić, bo prośba drzemała w spojrzeniu i budziła się, zanim cokolwiek zdążył powiedzieć.

*

Pierwszy poranek […] odnalazł mnie w […]. Choć równie dobrze mógłbym napisać, że to nie poranek mnie znalazł, a pan Robert, albo jeszcze inaczej — tak naprawdę to znaleźliśmy się obaj nawzajem, w tym samym miejscu i w tym samym czasie, jakbyśmy na moment dzielili sąsiadujące pola na szachownicy własnego przeznaczenia.

*

[…] już po standardowym zestawie pytań: skąd, dokąd, dlaczego sam i po co, mężczyźni jeden przez drugiego powtarzali, żebym nie jechał główną drogą, po czym przez pięć minut uzasadniali, dlaczego.

*

     — You and I are still on the road. Obaj podróżujemy. Tyle że ja nigdzie się stąd nie ruszam, a ty jeździsz w kółko.

Piotr Strzeżysz, Powidoki,
Helion, Gliwice 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz