sobota, sierpnia 16, 2025

5865. 228/365   // Łódeczka dla Białego Kruka

sięgnęłam po tę książkę z po­wodu for­te­pia­nu. wróć, sięgnęłam po tę książkę z powodu tęsknoty za ścigającymi się po kla­wia­tu­rze for­te­pia­nu twoimi dłońmi, Biały Kruku. wy­da­wa­ło się to tak zwy­czaj­ne, jak oczy­wi­ste było wtedy, że żyjemy.

228/365


Autor(ka) nie do ustalenia.

*

Przykro mi, gram tylko Beethovena.
     […] 
     – To proszę zagrać pierwszą część sonaty Księżycowej – od­powiadasz. – Niech już będzie ten… klasyczny kawałek.
     Omal nie powiedziałeś „banalny”, nie byłbyś pierwszy. Rzu­casz okiem na zegarek – nie chcesz się spóźnić na kolację na mieście […]. Z uniesionymi dłońmi czekam na właściwy rytm. Lokomotywa TGV osiada na peronie L, sapiąc skrze­la­mi. […]  Ciała prostują się i pędzą w kierunku snu, alkoholu, zawału, znużenia, czy ja zresztą wiem. Jest w nich wszystko, nadzieja i rezygnacja. Ty tego nie słyszysz.
     Kładę palce na klawiaturze. Wściekłe arpeggia, akordy, presto agitato. Trzecia część, nie ta, o którą prosiłeś, nie lubię tego, co przewidywalne.

     – Tak, ojcze?
     – Muzyka może być krokiem w kierunku Boga. Ostat­nim krokiem, kiedy jesteśmy już bardzo blisko. Dla ciebie, który jesteś od Niego daleko, to tylko rozrywka. Przynęta, pokusa.
     – Ale Beethoven…
     – Beethoven wierzył tylko w siebie. A Bóg, który jest mą­dry, pomyślał, że człowiek, który Go nie słucha, może ogłuch­nąć, że to i tak nic nie zmieni.

     – Patrzyłeś tylko na nuty? Zacząłeś od pierwszego taktu, nawet się nie zastanawiając, co było przedtem?
     – A coś było przedtem?
     […] 
     Rothenberg trzepnął mnie po głowie.
     – Nie czytałeś na przykład listów Ludwiga do jego przy­ja­cie­la Franza Wegelera? […]  Nie ma żadnego światła księ­ży­ca, to nazwa dodana do sonaty przez jakiegoś kretyna trzy­dzie­ści lat później. W tysiąc osiemset pierwszym roku, kiedy Ludwig skomponował ten utwór, księżyc gówno go obchodził, rozumiesz?
     […] 
     – Oczywiście, że nie rozumiesz, bo nie czytałeś listów Lud­wi­ga do jego przyjaciela Franza Wegelera! Gdybyś je prze­czy­tał, wiedziałbyś, że w tamtym czasie Ludwig utracił już du­żą część słuchu, o czym nie powiedział nikomu z wyjątkiem paru bliskich. Adagio Sonaty nr 14 nie jest żadnym spacerem w świetle księżyca. To marsz pogrzebowy. Lament. To, co sły­szy­my, to geniusz, który głuchnie!
     Rothenberg zamilkł bez tchu.
     – Zagraj jeszcze raz. I pilnuj ułożenia rąk, do diaska. Jak­byś w nich trzymał pomarańcze.
     Byłem wzburzony, ale posłuchałem. […] 
     – Nie daję rady, proszę pana. Ręce mi się trzęsą.
     – No, wreszcie – odpowiedział mój stary mistrz.

Jean-Baptiste Andrea, Diabły i święci,
przeł. Beata Geppert, Znak, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

*

Ludwig van Beethoven, Sonata fortepianowa cis-moll,
Księżycowa, Presto agitato, Wilhelm Kempff (fortepian).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz