poniedziałek, sierpnia 04, 2025

5851. Z oazy (CCCLXI)

Odliczanie literek, raz. Poślizgnięte na wielodniowym gaszeniu zdrowotnych po­ża­rów i czekaniu do kolejnego poniedziałku. Eseje, niby stare, bo z lat 1985–2018, ale niestety żaden nie brzmi czerstwo. Peunta prawie każdego z nich to małe arcydzieło.

Kiedy zaczął się szalony cyrk, w którym przyszło nam teraz żyć? W czasach, gdy ame­ry­kański aktor został prezydentem? Czy ktoś wtedy był w stanie wyobrazić so­bie, że za kilkadziesiąt lat prezydentami po obu stronach oceanu zostaną: wie­lo­krot­nie skazany czy alfons? Dumni niech będą ci, co nie wierzyli, że to możliwe. Rzeczy­wi­stość, nie gimnastykując się szczególnie, bez problemu przekroczyła horyzont ich wyobraźni.

Szkoda, że Autorka nie skomentuje już tych faktów. Szkoda, że będziemy musieli sami sobie poradzić z trzeźwą oceną tego, co się wokół nas dzieje. Tak czy inaczej, ciekawe, jakie będą puenty tych prezydentur.

[wstęp, maj 2019]  Dawniej, w latach tłustych – dwie lub trzy dekady temu, w złotych czasach rozkwitu „głównonurtowych” mediów – byłam w stanie utrzymywać się z pi­sania, jako wolna strzelczyni. […]
     Tak wygląda dziś prawdziwe oblicze dziennikarstwa: nie osoba, która prowadzi programy, zgarniając milion dolarów rocznie, ale nisko opłacani robotnicy i robotnice oraz osuwające się po równi pochyłej osoby z wyż­szym wykształceniem, które nie są w stanie zebrać dość kasy, by za­cząć pra­cę nad artykułem, fotoesejem czy filmem, który chciałyby zrobić, a tym bardziej nie są w stanie znaleźć platformy, która pokryłaby koszty zro­bie­nia czegokolwiek. […]
     Zubożenie dziennikarek i dziennikarzy zubaża dziennikarstwo. Coraz rza­dziej trafiamy w mediach na materiał o ludziach, którzy żyją od wypłaty do wypłaty, jak gdyby 80 procent populacji wyemigrowało po ci­chu, gdy po­zostałych 20 procent odwróciło wzrok. […]  Jeśli intelektualiści brzmią nie­kiedy jak republikańscy kandydaci na prezydenta, to nie dlatego, że mamy do czynienia ze spiskiem. Po prostu tak to już jest, kiedy ludzie, któ­rzy mają prawo wyrażać opinie na temat nierówności, pochodzą niemal bez wyjątku z górnych szczebli drabiny dochodowej.

🖇

[…]  czy naprawdę da się zarobić na życie w zawodach dostępnych obecnie dla niewykwalifikowanych pracownic i pracowników? Z matematycznego punktu widzenia odpowiedź będzie brzmiała: „nie” – można to obliczyć, je­śli weźmie się 6 do 7 dolarów na godzinę, odejmie jakiś dolar lub dwa za go­dzi­nę na opiekę nad dziećmi, przemnoży przez 160 godzin miesięcznie i po­rów­na wynik z dominującymi stawkami czynszu. […]  Może, kiedy wejdę w tę rzeczywistość, odkryję w świecie nisko opłacanych robotnic jakieś ta­jem­ne systemy gospodarowania.

🖇

Kucharze chcą przygotowywać smaczne jedzenie, obsługa chce je uprzejmie serwować, tymczasem kierownicy są tu z jednego tylko powodu: mają za­pew­nić zyski jakiemuś teoretycznemu bytowi, egzystującemu gdzieś daleko w Chicago czy Nowym Jorku – o ile o korporacjach w ogóle można po­wie­dzieć, że istnieją fizycznie. […]
     Kierownikom wolno siadać – choćby na całe godziny, jeśli chcą – do ich zadań należy jednak pilnowanie, żeby nikt inny nigdy nie siedział, nawet kie­dy nie ma nic do roboty, i właśnie dlatego dla obsługi swobodniejsze go­dzi­ny potrafią być równie wyczerpujące, jak pory, w których trzeba ganiać.

🖇

W ubóstwie, podobnie jak w przypadku niektórych twierdzeń fi­zycz­nych, warunki początkowe decydują o wszystkim. Nie istnieją żadne tajemne systemy gospodarowania, dzięki którym biedni mogą się wyżywić, przeciwnie, istnieje masa ukrytych kosztów.

🖇

Najgorsi, z jakiegoś powodu, są ostentacyjnie obnoszący się ze swoją wiarą chrześcijanie – jak ci z dziesięcioosobowego stolika, wszy­scy radośni i uświę­ce­ni po niedzielnym wieczornym nabożeństwie i wszyscy bezlitośnie mną rozporządzają, a ostatecznie zostawiają dolara przy ra­chun­ku na 92 dolary. […]  Ogólna zasada jest taka, że ludzie, którzy noszą krzyże albo znaczki ze skrótem WWJD? (od What Would Jesus Do? – Co zro­bił­by Jezus?), spoglądają na nas z dezaprobatą niezależnie od tego, co robimy, jak gdyby mylili kelnerowanie z oryginalną profesją Marii Ma­gda­leny.

🖇

Wiem tylko, że nie zdołałam utrzymać dwóch miejsc pracy i że nie byłam w stanie zarobić wystarczająco dużo, by przeżyć z jednej pensji. A dys­po­no­wa­łam atutami niewyobrażalnymi dla wielu osób długotrwale żyjących w biedzie – zdrowiem, wytrzymałością, sprawnym samochodem i brakiem dzieci, którymi trzeba się opiekować i które trzeba utrzymywać.

🖇🖇

Gospodarka wolnorynkowa zależy jedynie od rynków, a zgodnie z naj­bar­dziej zaawansowaną matematycznie teorią makroekonomiczną rynki za­le­żą jedynie od nastrojów: konkretnie, od nastroju mężczyzn w prąż­ko­wa­nych garniturach, znanych także jako Chłopcy z Wall Street. Kiedy Chłopcy są w dobrych humorach, rynki kwitną; kiedy są przestraszeni albo po­chmur­ni, nadchodzi czas, byśmy, każdy i każda z nas, pomyśleli o otwarciu straganu z jabłkami. Ponieważ, jak powiedział kiedyś Franklin Delano Roosevelt, „Jedynym, co może nas źle nastrajać, jest sam zły nastrój, zwła­szcza gdy dokucza bogatszemu od nas”.

🖇

„Ale zaraz! – powiesz mi. Czemu 200 milionów ludzi miałoby poddawać się wahaniom nastrojów kilku tysięcy nałogowych hazardzistów?” No ale to jest właśnie wolny rynek, przyjaciele: wolność obstawiania i wolność prze­gry­wa­nia. Przy czym niesamowite jest to – ten prawdziwie demokratyczny element – że nie musisz nawet sama być graczem, żeby przegrać.

🖇🖇

Wszyscy, od neoliberałów po neokonserwatystów, zgadzają się, że coś trze­ba zrobić. Nie chodzi nawet o pieniądze (zasiłki pochłaniają zaledwie jeden procent budżetu federalnego), ale o zasadę.

🖇

Na rynku pracy, na którym 18 procent robotników i robotnic haruje obec­nie w pełnym wymiarze, przez cały rok, za płace niepozwalające wyjść z ubóstwa, nie pozostało zbyt wiele wolnych posad zapewniających godziwe zarobki i utrzymanie, zwłaszcza dla kobiet, które mają problem z opieką nad dziećmi.

🖇

[…]  żadna grupa społeczna nie wywołuje takiego gniewu jak ta, którą mgliście określa się jako „margines”.

🖇

W kraju także temat kary jest tym, którego nie porzucamy. Podczas gdy wszystkie inne zadania rządu dotyczące polityki wewnętrznej zanikają, system więzienny rozrasta się do poziomu, przy którym Stany Zjednoczone ustępują jedynie Rosji pod względem odsetka uwięzionych obywateli.

🖇🖇

[z eseju z roku 2007]  Według badania Caroli Frydman z Massachusetts Institute of Technology i Raven E. Sacks z Federal Reserve trzydzieści–czter­dzieści lat temu prezesi i dyrektorzy największych firm zarabiali śred­nio o 80 procent więcej niż trze­ci najlepiej opłacani pracownicy kie­row­nic­twa. Na początku XXI wieku jednak luka między szefostwem a trze­ci­mi w hierarchii rozdęła się do 260 procent.

🖇

Czemuż tak trudno jest tym ludziom na górze łaskawie uznać swoją zależność od cudzej pracy?

🖇🖇

Zdecydowanie najpewniejszą drogą do tego, żeby zostać skrymi­na­li­zo­wa­nym z powodu biedy, jest posiadanie niewłaściwego koloru skóry. Kiedy słynny profesor zostaje poddany rasowemu profilowaniu, oburzenie sięga zenitu, tymczasem od dziesięcioleci całe społeczności są skutecznie „pro­fi­lo­wa­ne” na podstawie podejrzanej kombinacji, jaką jest ciemniejsza cera po­łą­czona z byciem biednym, a wszystko dzięki teoriom ochrony porządku publicznego, takim jak „teoria zbitej szyby”16 i polityka „zero tolerancji” [z eseju z roku 2007].

🖇

Widać tu wzorzec: zmniejszanie finansowania usług, które mogłyby po­móc biednym, przy jednoczesnym wzmożonym egzekwowaniu przepisów – ogra­nicz radykalnie budżety szkół i transportu publicznego, a następnie zde­le­ga­lizuj wagary. Zlikwiduj budownictwo komunalne, a potem zrób z bez­domności przestępstwo. Zadbaj, żeby prześladowano ulicznych sprze­daw­ców w sytuacji, w której tak mało jest innych możliwości zatrudnienia. To, czego doświadczają biedni, zwłaszcza należący do mniejszości et­nicz­nych, zaczyna przypominać doświadczenie szczura szarpiącego się, żeby uniknąć nieregularnie aplikowanych wstrząsów elektrycznych.

🖇🖇

Istnieją pewne praktyczne powody, dla których biali skłonni są zabijać się skuteczniej niż czarni. Przede wszystkim częściej posiadają broń, a dla bia­łych mężczyzn strzał z broni palnej jest preferowaną formą samobójstwa. Poza tym lekarze, bez wątpienia po części pod wpływem stereotypów na temat nie-białych narkomanów, są bardziej skłonni przepisywać środki przeciwbólowe zawierające opioidy białym pacjentom […].

🖇

[…]  zachowanie białego przywileju, zwłaszcza w przypadku najmniej uprzywilejowanych białych, stało się coraz trudniejsze i w związku z tym, dla niektórych, ważniejsze niż kiedykolwiek. Ubodzy biali zawsze czerpali pociechę z wiedzy, że ktoś ma się gorzej i jest bardziej pogardzany niż oni; rasistowskie podporządkowanie zapewniało im grunt pod nogami, skałę, na której stali, nawet kiedy ich własna sytuacja ulegała pogorszeniu.
     […]  Niezależnie jednak od włożonego wysiłku szczególnie trudno jest za­cho­wać poczucie rasowej wyższości, kiedy walczy się, aby utrzymać się na swoim miejscu, blisko dna zawodnej gospodarki.

🖇🖇

Śmierć jest równie „naturalna”, jak wszystko inne […].

🖇

Ale na co tu narzekać? Oglądane przez różowe okulary całe to przed­się­wzię­cie zbudowane wokół raka piersi – od oddolnych grup wsparcia i stron internetowych po korporacyjnych dostawców terapii i sponsorów biegów – wygląda jak piękny przykład synergii w działaniu: praktyki kultowe, akcesoria i świadectwa zachęcają kobiety do poddania się procedurom diagnostycznym, a ponieważ ułamek tych diagnoz będzie pozytywny, ozna­cza to więcej członkiń dla kultu oraz więcej klientek dla korporacji, za­rów­no tych korporacji, które dostarczają produkty i usługi medyczne, jak i tych, które oferują charytatywny sponsoring.
     Tyle że takie spojrzenie z perspektywy życiodajnej synergii jest rozsądne tylko o tyle, o ile wiedza na temat metody wykrywania i leczenia jest godna zaufania, a niestety, jeśli idzie o tę wiedzę, mamy do czynienia z wąt­pli­wo­ścia­mi i sporami, a niekiedy z postawą, która przypomina trwanie w za­prze­czeniu.

🖇

Co gorsza, kiedy kult raka piersi prowadzi do ignorowania lub ba­ga­te­li­zo­wa­nia kłopotliwej kwestii przyczyn środowiskowych, czyni z kobiet ofiary oszustwa czegoś, co można nazwać Kompleksem Przemysłowym Raka: ponadnarodowego korporacyjnego przedsięwzięcia, które jedną ręką rozsiewa czynniki rakotwórcze i choroby, a drugą oferuje drogie, półtoksyczne leczenie farmaceutyczne.

🖇

Żadna z kobiet nie zgłasza jednak zastrzeżeń wobec tego pojęcia, takich jak moje: że bezmyślny tryumfalizm „zwycięstwa i przetrwania” uwła­cza umar­łym i umie­ra­jącym. Czy my, żyjące, „walczymy” ciężej niż te, które umarły? Czy mamy utrzymywać, że jesteśmy „dzielniejszymi”, lepszymi oso­ba­mi niż zmarłe? I czemu w tym kulcie nie ma przestrzeni na jakąś for­mę akceptacji śmierci, kiedy nadejdzie czas, a nadejdzie z pewnością, czy to z powodu raka, czy jakiegoś innego nieszczęścia?

🖇🖇

Istnieje jednak różnica między zdrowiem a zdrowizmem, między zdrowiem jako rozsądnym celem a zdro­wiem jako wartością trans­cen­dent­ną. Myląc zdrowie z cnotą, stałyśmy się i staliśmy bardziej nerwowi, mniej tolerancyjni i ostatecznie mniej zdolni do konfrontacji ze źródłami chorób, które leżą poza zasięgiem naszej indywidualnej kontroli. Na przykład, nie­mal nieuniknionym efektem ubocznym zdrowizmu jest obwi­nia­nie ofiar. Jeśli ponosimy osobistą odpowiedzialność za swoje zdrowie, to zgodnie z tą samą logiką choroba musi być naszą winą.

🖇

W końcu jednak – a zawsze nadchodzi koniec – obwinianie ofiar nikomu nie służy. Ofiarą nie zawsze jest „ktoś inny”, ktoś grubszy, bar­dziej leniwy lub bardziej uzależniony od dymu i tłuszczu. Ponieważ faktem jest, że umrzemy, wszystkie i wszyscy, i że prawie wszyscy albo po drodze, albo przy okazji, zetkniemy się z chorobami, niepełnosprawnością i znacznym dyskomfortem. Ostateczną tragedią zdrowizmu jest to, że pozostawia nas tak źle przygotowane na to, co nieuniknione. […]
     Zdrowie jest dobre. Nie jest jednak, co potwierdziliby nawet wy­spor­to­wa­ni starożytni Grecy, dobrem samym w sobie.

🖇🖇

To, co większość z nas zwykła rozumieć pod słowem „seks”, zakłada wza­jem­ność i współuczestnictwo, jest pełne miłości i podnoszące na duchu, a przy­najmniej flirciarskie i zabawne. W sumie uczynienie świata bez­piecz­nym dla głębokich dekoltów i stringów jest celem, co do którego oświeceni przedstawiciele i przedstawicielki płci obojga powinni być w stanie się dogadać. Jeśli zaś idzie o tych facetów, którzy nie potrafią odróżnić seksu od gwałtu, nie obchodzi mnie to, że są być może równie „naturalni” jak gra­no­la – nie zasługują na to, by żyć w otoczeniu kobiet.

🖇🖇

Upodobania konsumenckie są jedynie najbardziej oczywistymi wy­znacz­ni­ka­mi pozycji klasowej […]. Innym wyznacznikiem jest kult ćwiczeń fi­zycz­nych, zwłaszcza w ich najbardziej samotniczej, a zarazem publicznej od­mia­nie – biegania.

🖇🖇

[…]  samo wykonywanie swojej roboty nigdy nie wystarcza, gdyby wystarczało, bez wątpienia na szczycie znalazłoby się o wiele więcej kobiet.

🖇

Wierzę, że pewnego dnia jakaś odnosząca prawdziwe sukcesy kobieta z kor­po­racji spojrzy nagle na własne biurko, zawalone zestawieniami fi­nan­so­wy­mi i wewnętrznymi notatkami służbowymi i wykrzyknie: „czy to na­praw­dę warte jest mojego czasu?”. I że w tej samej chwili jakaś pani domu, wiodąc wzrokiem po zapapranej przez maluchy kuchni, zada sobie identyczne pytanie. Uciekająca ze swej firmy kobieta z korporacji zderzy się w atrium z panią domu biegnącą w przeciwną stronę. Zaczną rozmawiać. I w jednej chwili połączą obydwa wybitnie amerykańskie nurty ra­dy­ka­li­zmu: utopijność Goodmana i feminizm Friedan. Może także, jeśli będą roz­ma­wiać dostatecznie długo, uda im się wynaleźć jakieś urocze no­we pojęcia, jak równa płaca… za pracę mającą sens.

🖇🖇

Cytując stare, ale zdecydowanie nie naiwne feministyczne powiedzenie: „Jeśli myślisz, że celem jest równość, masz zbyt niskie standardy”. Nie wy­starczy dorównać mężczyznom, skoro mężczyźni zachowują się jak bestie. Asymilacja to za mało. Musimy stworzyć świat wart tego, by chcieć się w nim odnajdywać.

🖇🖇

Zwierzęta nie tylko przypominają ludzi, ale przede wszystkim przypominają ludzi z grup uciskanych i marginalizowanych.

🖇🖇

Z punktu widzenia pierwotnych mieszkańców i mieszkanek tego kontynentu albo też, na przykład, zniewolonych Afrykańczyków i Afrykanek, których trud uczynił Amerykę wielką potęgą rolniczą, naszymi „tradycyjnymi war­to­ściami” zawsze były bigoteria, chciwość i wojownicza agresywność, podparte wybujałymi odwołaniami do Boga miłości.
     Najbardziej przyjazną – chociaż zarazem, w zależności od punktu wi­dze­nia, najbardziej perwersyjną – z nowych wartości naszej epoki jest „ro­dzi­na”. Jakoś dawało się przeżyć „sztandar” i „wiarę” jako neotradycyjne war­tości – znosiłam je bez zachwytu, ale znosiłam – póki nie do­kop­to­wano do nich na siłę „rodziny”. W latach osiemdziesiątych zwycięska opcja po­li­tycz­na stała się agresywnie „prorodzinna”. Odwoływali się do „rodziny”, ilekroć deptali prawa osób, które podtrzymują istnienie re­al­nych ro­dzin, czy­li ko­biet. Wykorzystywali ją, by usprawiedliwiać se­gre­gację rasową i tworzenie „chrześcijańskich” szkół tylko dla białych. I szermowali rodziną, a także sztandarem i wiarą, aby uciszyć wszelkie głosy, które uważali za obsceniczne, obraźliwe, zaburzające lub po prostu odmienne.

🖇

Dopiero w latach sześćdziesiątych zaczęłam rozumieć, że bojowy sce­pty­cyzm mojej rodziny i ekscentryczna buntowniczość stanowiły element o wie­le szerszego nurtu amerykańskiego dysydentyzmu. Odkryłam femi­nizm, ruch antywojenny, ruch praw obywatelskich. Nauczyłam się, że mi­lio­ny Amerykanek i Amerykanów przede mną i wokół mnie było, uży­wa­jąc kategorii mojego ojca, dostatecznie „mądrych”, by py­tać „dla­cze­go?” – a co więcej, by zadawać o wiele bardziej radykalne pytanie: „dlaczego nie?.

🖇

I mimo wszystko, jakimś cudem, mały nurt oporu nie wysychał. Wciąż były osoby bezdomne, które nie dawały się zamknąć w szpitalach psy­chia­trycz­nych za zbrodnię, jaką jest bieda; […]; kobiety, które upierały się, że ich ży­cie jest cenniejsze niż życie przypadkowych zarodków; rodzice, którzy pa­ko­wa­li dzieci i ruszali na marsze dla pokoju; studenci i studentki, którzy w imię świata bardziej nadającego się do życia protestowali przeciwko po­stę­pującemu wywracaniu do góry nogami prostych wartości wy­nie­sio­nych z przedszkola.
     […]
     Nieważne, że patriotyzm aż nazbyt często staje się schro­nie­niem łajdaków. Kontestacja, bunt, wszechobecne awanturnictwo pozostają prawdziwym obowiązkiem patriotek i patriotów.

🖇🖇

Jeśli jednak jest prawdą, że sukces pociąga za sobą kolejne zajęcia i ogra­ni­cza czas na warte zachodu czynności – jak rozmawianie z przyjaciółkami i przyjaciółmi (i słuchanie ich), czytanie powieści albo poświęcanie od­ro­bi­ny cza­su na wolontariat w jakiejś słusznej sprawie – to kto właści­wie po­trze­buje sukcesu? Byłoby raczej smutną rzeczą zajść tak daleko – albo przynajmniej musieć włożyć tyle wysiłku – tylko po to, by się nawzajem pogubić.

🖇🖇

Bóg wie, że dość już cierpień przysporzyły nam te specyficzne problemy, z którymi biali ludzie mierzą się od stuleci: brzemię niesienia chrze­ści­jań­stwa poganom, tak pogrążonym w mrokach niewiedzy, że zazwyczaj woleli śmierć.

🖇

Jeśli biali kiedykolwiek mają jeszcze podnieść głowy, musimy opuścić nasze małe ciaśniutkie getto i ponownie wyjść na świat. […]  „Damy radę! Jeśli będziemy uczyć się i starać z całych sił, nawet my możemy stać się kimś!”.

🖇🖇

[z eseju z roku 1986]  Większość z nas należy do „klasy średniej” albo przy­naj­mniej lubimy tak myśleć. […]  w ciągu ostatniej dekady bogaci się bogacili, liczba biednych rosła, a ci i te pośrodku najwyraźniej nie radzili sobie tak dobrze jak niegdyś.

🖇

[…]  demokracja, żeby przetrwać, musi przynajmniej spra­wiać wrażenie sprawiedliwej. W Ameryce już tak nie jest.
Felix Rohatyn, (1928–2019)

🖇

W potocznym rozumieniu z kolei „klasa średnia” to kwestia nie tylko do­cho­du, ale także statusu, o którym informują subtelne wskazówki: to, jak ży­jemy, na co wydajemy pieniądze, jakie mamy oczekiwania co do przyszłości.

🖇

[…]  tym, którzy nic nie mają, dostaje się coraz mniej, a posiadacze mają się lepiej niż kiedykolwiek.

🖇🖇

Co dostaniemy, gdy zmieszamy najgorsze spowolnienie gospodarcze od cza­sów Wielkiego Kryzysu z pierwszym czarnym prezydentem? Falę bia­łe­go rasistowskiego resentymentu słabo skrywającą się w przebraniu po­pu­li­stycz­nej rewolty. […]  Kiedy osuwasz się w dół drabiny społecznej, jak od kilku lat biała klasa średnia, aż nazbyt łatwo jest wyobrazić sobie, że to dla­te­go, że ktoś inny wspina się po twoich plecach. Mimo jednak rozżalenia bia­łych, to czarni biorą na siebie ciężar recesji, z nieproporcjonalnie wy­so­kim po­zio­mem bezrobocia i ogromną liczbą przypadków przejęć domów obciążonych hipoteką. Przy czym przecież od początku nie za dobrze im się powodziło.

🖇🖇

Klasa robotnicza, a przynajmniej jej biała część, stała się naszą wielką na­ro­dową zagadką. Tradycyjnie demokratyczna pomogła wybrać na pre­zy­den­ta krzykliwie ostentacyjnego miliardera. „Co jest z nimi nie tak?”, pytają wciąż liberalni mędrcy. Dlaczego wierzą w obietnice Trumpa? Są głupi czy kieruje nimi po prostu godny potępienia rasizm? Dlaczego klasa robotnicza sprzymierzyła się przeciw własnym interesom?

🖇

Nieważne, jak dobre byłyby programy nabywania nowych kwalifikacji, sam pomysł, że ludzie mają być nieskończenie plastyczni i gotowi stwarzać się na nowo w rytmie kolejnych zmian na rynku pracy, jest praw­do­po­dob­nie nierealistyczny, a już z pewnością jest wyrazem braku szacunku dla istniejących umiejętności.

🖇🖇

Obserwujemy pogłębiającą się ruinę, którą przyniosła ze sobą neoliberalna agresja i zadajemy sobie pytanie: kto z tych, którzy przetrwali, będzie dziś bronić tych wartości? Albo jeszcze mocniej: czy istnieje jakikolwiek sposób, aby ocalić marzenie o rozumności – albo przynajmniej wizję społeczeństwa, w którym rozumność jest w stanie od czasu do czasu zwyciężyć […]?

Barbara Ehrenreich, Gdybym wiedziała.
Zbiór esejów
, przeł. Anna Dzierzgowska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

[…]  karnawał „nie może się cofnąć, musi iść naprzód”.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz