poniedziałek, sierpnia 25, 2025

5873. Z oazy (CCCLXXIII)

Co­tygodniowe odliczanie literek, trzy. To książka nie tylko o tym, że wyczynowy sport to wyjątkowa forma „zdrowia”, czy że stereotyp ma siłę, która może zniszczyć młodziutką osobę, zanim dowie się, kim naprawdę jest, ale przede wszystkim o wpły­wie na ludzkie życie braku kapitału kulturowego i spo­łecz­ne­go, o nauczy­ciel­skiej przemocy oraz o niebywałym skurwysyństwie trenerów i dzia­łaczy, których dobro zawodniczek nie interesuje wcale.

Jestem ignorantką, więc biorąc do ręki te literki nie miałam założeń, nie wiedziałam o Agacie Wróbel nic, więc nie byłam wzburzona, nie miałam gotowych tez. Po prze­czy­ta­niu książki wiem, że im większe wzburzenie prezentuje człowiek, tym większa towarzyszy mu nie­świa­do­mość przywilejów, jakie posiada, ktorych Agata Wróbel nigdy nie miała.

Pozostałam z następującym „przemyśleniem”: miej zawsze w kieszeni dobre słowo i uśmiech dla każdego napotkanego dziecka. Nigdy nie będziesz miał_ pewności, czy przypadkiem nie dokładasz się nimi do kapitału początkowego małego człowieka. O tym, jak wiele z tego wynika, może zaświadczyć doświadczenie drugiej olimpijki (dokładniej paraolimpijki).

[Początek]  W Polsce nie było wtedy takiego pojęcia jak ciężary kobiet. Chyba że chodziło o dźwiganie sklepowych reklamówek. Nawet w statucie związ­ku było wpisane: zawodowym ciężarowcem może być tylko męż­czy­zna. Jeżeli kobiety zaczynały trenować, to z własnej inicjatywy.

🖇

W latach 1999–2004 aż cztery razy znalazła się w dziesiątce plebiscytu „Prze­glądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski.
     To trzykrotna medalistka mistrzostw świata i pięciokrotna medalistka mistrzostw Europy. Ośmiokrotna złota medalistka mistrzostw Polski, trzy­na­stokrotna rekordzistka świata – i to tylko w seniorach. Do tego ponad sto razy poprawiała rekordy Polski seniorek i juniorek. Do jej wyniku z igrzysk w Sydney w 2000 roku, czyli 295 kilogramów w dwuboju, żadna z pań na­wet się nie zbliżyła. To wciąż aktualny rekord kraju i wynik, który dalej gwa­rantuje medal olimpijski.

🖇

Wiele razy się zastanawiałam, czy za tych kilka medali i parę lat fajnego życia warto było zapłacić zdrowiem. Długo mówiłam sobie: gdybym tylko wiedziała, że w wieku czterdziestu lat będę wrakiem człowieka, to nigdy nie zaczęłabym trenować. […]  Ale czy gdybym nie trenowała, to miałabym gwarancję lepszego życia?

🖇

Tak naprawdę zawsze ktoś z zewnątrz trzymał za mnie kierownicę i mówił mi, dokąd jedziemy, a ja siedziałam obok i byłam pasażerem, nie do­py­ty­wa­łam o szczegóły.

🖇

W wieku 23 lat – gdy ludzie zwykle dopiero zaczynają dorosłe życie, wy­pro­wa­dza­ją się z domu rodzinnego, kończą studia – byłam totalnie zmielona. Po siedmiu–ośmiu latach intensywnych treningów, dziesiątkach zawodów, startach na igrzyskach czułam się dwa razy starsza.

🖇

Przed pójściem do podstawówki nie miałam poczucia, że odbiegam od nor­my, nie czułam się gruba. Bo wcześniej nikt mnie nie wyzywał. Ale gdy w szko­le pojawiły się szykany, odbierałam samą siebie tylko w je­den spo­sób – negatywnie. Jako brzydką dziewczynę z nadwagą. Nawet gdy mocno schudłam, do dziewięćdziesięciu kilogramów, czułam ogromny kompleks związany z moim ciałem.

🖇

Nie było u nas podziału obowiązków. Na wsi zasady są proste: robisz wszystko, a jak nie umiesz, to musisz się nauczyć.

🖇

Dorastałam w poczuciu niesprawiedliwości. Wyróżniałam się, nie ma­jąc na to wpływu, i obrywałam za to, kim byłam od zawsze – czy­li naturalnie większym dzieckiem. Nieraz jeden czy drugi gówniarz dostał ode mnie po głowie za te wszystkie korytarzowe okrzyki. Tylko tak mogłam się obronić. Wyzywane dziecko jest przepełnione obawą, a później strachem, że cokolwiek zrobi, otoczenie je skrytykuje. Nie rozumiałam, dla­cze­go nauczyciele patrzyli na to wszystko i nie reagowali. Tyle lat minęło, a nic się nie zmieniło. Dzieci takie jak ja są w szkołach gnębione. Wielu na­u­czy­cieli wciąż nie zwraca na to uwagi. Jestem pewna, że dzieci większe od rówieśników są prześladowane, tylko trzymają to wszystko w sobie.

🖇

Generalnie słyszałam, że do niczego się nie nadaję, że będę nikim. Takie ko­mu­ni­katy płynęły nie tylko ze szkoły, z domu też. Inaczej oczywiście od­bie­rasz takie słowa od osoby dorosłej, a inaczej od dziecka, które ci dokucza. Dla dziecka dorosły jest wiarygodny. Skoro mówi ci, że nic z ciebie nie bę­dzie, to z pewnością ma rację. Bo jest dorosły i wie swoje.

🖇

Zastanawiam się, czy dzieci faktycznie robią coś na tyle strasznego, by za­słu­giwały na lanie. Nawet morderca idzie do więzienia i nie jest bity w są­dzie. A dzieciństwo rządzi się własnymi prawami. Dzieciom powinno się tłumaczyć, co jest złe, a co dobre. Nie byłam żadnym łobuzem, raczej dziew­czyną, której trzeba było pomóc, tyle że nie krzykiem, ka­blem ani wyzywaniem.

🖇

Mówią, że czas leczy rany. Ja powiem inaczej: raczej 
sprawia, że człowiek przyzwyczaja się do bólu.

🖇

Ludzie reagowali na nas w skrajny sposób. Były autografy i zdjęcia, czasem wiadomości z zagranicy, ale nie wszyscy potrafili zrozumieć esencję tego spor­tu. Podnoszenie ciężarów nie jest przecież dla modelek. Na przykład tekst o nas, dziewczynach, które dźwigają ciężary, napisał pewien znany dziennikarz, nazywał się Janusz. Ten nieżyjący już facet dużo znaczył w śro­dowisku sportowym, pisał głośne felietony, zdobył kilka nagród za swoją twórczość, był wyrocznią dla kolegów. I ostro się po nas przejechał. […]  Nazwał sztangistki babochłopami trenującymi w śpioszkach. Mnie okre­ślił w mniej wyszukany sposób: „A ta Agata Wróbel to monstrum”. Na­pi­sał wyjątkowo chamski kawałek. Do tego dodał, że na mistrzostwa świata w Warszawie nie przyszedłby pies z kulawą nogą, a przecież Torwar był wy­peł­niony po brzegi. Kilka miesięcy później znaleźliśmy się na Balu Mi­strzów Sportu. Dziennikarz podszedł do mnie i się przedstawił.
     – Dzień dobry, pani Agato. Pewnie da mi pani zaraz w pysk – zaczął.
     – Nie, proszę się nie martwić. Nie podam panu nawet ręki – odpo­wie­działam.

🖇

W ciężarach najważniejszą rolę odgrywa technika.

🖇

Rzuciłam ciężary w 2006 roku. Zrobiłam to z dnia na dzień. Bez emocji, bez czułych rozmów ze sztangą. Dlaczego? Bo wszystko, co wiązało się z cię­ża­ra­mi, zaczęło mnie przytłaczać. Nie miałam pomysłu na dalsze życie. Nie myślałam o tym, jak wiele się zmieni. […]
     Moja kariera wyglądała trochę jak praca w korporacji. Trenowałam po to, by zdobywać medale. Żyłam od treningu do zawodów, a miejsce na po­dium było przez trenerów traktowane jak odbicie karty w biurze. Praw­dzi­wą sa­tys­fakcję czułam ledwie kilka razy. Na przykład w Warszawie. To zło­to smakowało wyjątkowo. Pokonać Chinkę nie zdarza się często – a je­szcze przed własną publicznością? Piękna sprawa. Igrzyska też były czymś wspa­nia­łym. Wpadłam jednak w rutynę: odhaczałam starty, zmieniałam sale do ćwiczeń i pomosty. Żyłam w takim kołowrotku przez dziesięć lat i w końcu powiedziałam „dość”.

🖇

Zapytałam raz naszego masażysty, Piotrka, gdzie my się spieszymy. Czy wydarzył się cud, czy nagle ozdrowiałam? Do wyleczenia kontuzji potrzeba czasu. Zwłaszcza że miałam cukrzycę i u mnie wszystko goiło się dłużej. „Tre­ner wydał polecenie, bym doprowadził cię do sprawności jak naj­szyb­ciej” – usłyszałam. To biodro nigdy nie wróciło do pełnej sprawności. Ból odczuwam do dziś.
     Jak to zawsze w tym fachu, wszystko miało być na już. Naprawa musi przebiegać ekspresowo, maszyna musi działać. Jesteś automatem, nie czło­wie­kiem. Dokręcamy śrubki, łatamy na szybko i wpuszczamy w obieg. Ty­po­wa „rzeźba”, jak w najzwyklejszym warsztacie samochodowym.

🖇

Doktor Krzywański lubił powtarzać: „Wróbel jest nie do zajebania”. To było miłe. Niestety przestałam być niezniszczalna. Nadgarstek i biodro do dziś mnie ograniczają. Byłam wściekła na całe środowisko ciężarów. Bo to ci ludzie zrobili ze mnie kalekę. Wolałam wycofać się ze sportu, zanim komp­let­nie padnę.

🖇

Cytryny nie da się wycisnąć dwa razy.

🖇

Mojej karierze towarzyszyły skrajne doświadczenia: izolacja od co­dzien­ne­go świata, podporządkowanie wobec trenera, ale też dostęp do wielu dóbr.
     Po tych wszystkich latach chciałam jedynie normalności. Szarej co­dzien­no­ści. Zwykła praca jawiła mi się jako czas beztroski, kiedy to człowiek nie ma większych zmartwień. Dopiero w Anglii zaczęłam poznawać dorosłe ży­cie i się go uczyć. Podejmowałam tam pierwsze samodzielne decyzje.

🖇

Mam w sobie żal. Zawsze gdy patrzy się na grube osoby, widzi się cukrzycę lub miażdżycę. A ja przyszłam do sportu zdrowa. Zaczynałam dzień o siód­mej rano, kończyłam o dziesiątej wieczorem. I cały ten czas spalałam cukier.

🖇

Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak mocno poruszyłam społeczeństwo. Ko­ro­ny nigdy nie nosiłam i nie patrzyłam na siebie jak na osobę z wyższych sfer. Ludzie normalnie pracują, a ja chciałam robić to samo. Przez aferę z sortownią znowu znalazłam się na świeczniku, wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. W internecie pojawiały się nowe wpisy na mój temat, lu­dzie wiedzieli lepiej, co powinnam robić, chociaż sama nie wtrącałam się przecież w niczyje sprawy. Czy nie mam prawa funkcjonować na swoich zasadach? I co z tego, że segreguję śmieci? Zgadzam się z mamą: praca jak praca. […]
     Naprawdę chciałam tylko jednego: spokoju. Oddałabym wszystkie oszczędności i medale, by stać się w końcu niewidzialna. […]  Marzyłam o anonimowości.

🖇

Do widoku szczura również można przywyknąć. Za pierwszym razem wy­wo­łał na magazynie poruszenie. Ktoś próbował go walnąć kijem. Roz­legł się krzyk, kilka osób odskoczyło od taśmy. A on jechał sobie na niej spo­koj­nie. Minął pierwszą osobę, drugą, piątą. Jak modelka na wybiegu. Nie zwra­cał na nas uwagi. Wpadł w stertę gazet. Z paczki po orzeszkach wy­sta­wał mu tylko ogon. Grzebał sobie w śmieciach jak we własnej garderobie. W końcu to jego naturalne środowisko. Miał prawo czuć niesmak, że zgraja gości w ortalionach kręci się po jego terenie.

🖇

[…]  wyjeżdżając z Polski, nie chciałam słyszeć o dźwiganiu. Poznałam no­wych ludzi, mieliśmy wspólnych znajomych. Nie planowałam powrotu do kraju.

🖇

     – To udka czy skrzydełka? – pytam osoby stojącej obok.
     – Pisze przecież, że udka – słyszę.
     – Ale ja niedowidzę, proszę pana – odpowiadam.

🖇

Choć raz, w markecie, jedna pani w kolejce zapytała:
     – Czy to pani, pani Agato?
     – Nie, pomyłka – odparłam.

🖇

Zawsze byłam dla niej dobra. Jeśli nie szanuje się sztangi, to potrafi ona nie­źle człowieka sponiewierać. Sztangi się nie kopie, nie rzuca się jej ze zło­ścią na pomost, nie trzyma się na niej nóg w czasie rozmowy. Jesteśmy partnerami, więc traktujmy się tak, jak na koleżanki przystało. „Cześć, ko­chanie, zaczynamy?” – witałam ją niekiedy. Nieraz widziałam, jak ktoś wcho­dził na pomost i sprawdzał, czy sztanga się kręci, szturchając ją nogą! To według mnie strasznie wkurzające, wręcz poniżające. Jeśli się o sztangę nie dba, to dlaczego ma później pomóc? Bo jak sztandze się te wszystkie znie­wagi przypomną w górze, to sama stanie się złośliwa.

🖇

Wcześniej biała laska mnie „parzyła”, ale przy bliższym poznaniu okazała się nie taka zła. Laska przemawia za mnie, woła do przechodniów: „Hej, ona ma problem!”. Przynajmniej inni ludzie na mnie uważają. Nie mam przecież napisane na czole »jestem niedowidząca«”. Z białą laską jest mi dużo łatwiej. Może nie przyjaźnimy się jak ze sztangą, ale bardzo mi po­maga.

🖇

Lekarz powiedział, że w najlepszym wypadku nie dożyję całkowitej ślepoty. To jedyna pozytywna wiadomość, jaką usłyszałam od specjalistów.

Agata Wróbel, Mateusz Skwierawski, Ciężar życia.
Autobiografia
, Wydawnictwo SQN, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

Została we mnie zadra. Wszyscy przyszli dla mnie, ma­chali do mnie, a ledwie kilka lat temu wytykali mnie pal­cami. […]  Dziś są dorosłymi, dojrzałymi ludźmi i na pew­no mają swoje przemyślenia. Z perspektywy lat wiem, że nie byłam gorsza od swoich kolegów, w niczym nie zawiniłam. Wiele razy rozmawiałam z oso­ba­mi więk­szy­mi fizycznie. Nigdy nie usłyszałam: „Słu­chaj, ja to miałam super dzieciństwo”.

🖇

[…]  złe emocje to zły start.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz