sobota, sierpnia 27, 2011

(324+1). Czego się nauczyłam od wtorku do dziś (II)

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Gdy zapisałam Henię na kurs, pękałam w szwach ze szczęścia. Sadownik śmiał się, że tak naprawdę to cieszę się na to, że znów będę miała możliwość czegoś się nauczyć, a nie, że Kudłatą uszczęśliwię.

Mylił się Sadownik, oj, bardzo się mylił.

***

Sierściuch został obdarowany składaną plastikową skrzynką z LerułaMerlę za całe 8 zł. Jest to skrzynka magiczna, bo wrzuca się do niej kulki zrobione z papieru a potem trzy śmierdzące smaczki i... Henia bawi się w psiego detektywa. Czy muszę pisać, że to zabawa w zachwyconego, przejętego, sumiennego detektywa?

*

Zostałam oświecona w kategorii psich zabawek i wczoraj po zajęciach pobiegłam kupić Heni Kong. Zabawka (niby bałwanek) — wypełniona czymkolwiek, co jest maziowate, jadalne i pachnące --- jest źródłem psiego relaksu najwyższych lotów polegającego na gryzieniu, lizaniu, podrzucania, przenoszeniu, łapaniu w łapy, by zabawka z łapek nie uciekła. Heniuta, dzięki tej zabawce, z łatwością ląduje w psim raju pozostając wciąż przy życiu.

*

Dostała się Heni również miękka, szmaciana piłka, gdy zobaczyłam jak dzisiaj podkrada jednemu z psów jego własność i... tonie w zachwycie.

*

Odkryto przede mną świat łamigłówek dla psów. Teraz czuję się jak rasowy ojciec siedmioletniego chłopca, który kupił i kolejkę, i zdalnie sterowany helikopter, by... samemu się pobawić. Rodzicielstwo ma wiele uroków. Henia na to, że psiejstwo też!

*

Jutro czeka nas wisienka na torcie, będzie metodyka szkolenia psów, nie tylko w teorii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz